Horyzont tonie w
mroku
Nadchodzi piękny koniec ...
Zabrakło słów, zabrakło znaczeń
Nadchodzi piękny koniec ...
Zabrakło słów, zabrakło znaczeń
(Coma)
Kolejne
dni mijały im w wyjątkowo ciężkiej i napiętej atmosferze. Ginny
mierzyła Draco nienawistnym spojrzeniem. Marszczyła przy tym
groźnie brwi i ze głośnym świtem wypuszczała powietrze.
Natomiast Draco uciekał przed jej wzrokiem jak tylko mógł
najdalej. Rzadko przebywali razem, a stary wiatrak powoli stawał się
więzieniem.
Jedli
w samotności, praktycznie nawet w samotności zdobywali jedzenie.
Wybudowali między sobą niewidzialny mur, którego żaden z nich
nawet nie miał ochoty przekraczać.
Ginny
często błąkała się po uliczkach Spinner's End. Najczęściej,
kiedy zapadał już zmrok. Brudne, stare, zapuszczone domy, z których
co trzeci miał zabite dechami okna, skłaniały ją do niezbyt
przyjemnej refleksji. Szczęśliwe dzieciństwo, a potem spokojny
związek z Harrym. Obcy powiedzieliby, że jej zazdroszczą.
Powiedzieliby, że chcieliby być na jej miejscu.
Młoda
kobieta myślała, że ma prawo być rozgoryczona poukładanym i
zaplanowanym życiem. Wydawało jej się, że bez emocji świat stoi
w miejscu, a teraz była kompletnie rozdarta.
Coraz
częściej pragnęła wrócić do Harry'ego, ale równie często
obraz Pottera zamazywał się na rzecz Syriusza. Na Merlina! Gdyby
tylko mogła wymazać ze swojej pamięci wszystko, co dotyczyło jej
życia i pozostawić tylko wspomnienia Blacka. Kochać się z nim,
całować jego wargi i biegać codziennie rano po lesie bez wyrzutów
sumienia i dziwnego poczucia, że on tak naprawdę nigdy do niej nie
należał.
Bo
czym tak naprawdę jest prawdziwa miłość? Ginny miała wrażenie,
że zawsze kochała Harry'ego, nawet wtedy, kiedy nie miała pojęcia,
co oznacza to słowo. I może właśnie w tym tkwił jej problem?
Może już jako dziecko wmówiła sobie, że jest w nim zakochana?
Uroiła sobie, że on jest jedynym mężczyzną dla niej i osnuła
jego osobę tą ulotną ideą. A teraz nie potrafiła dopuścić do
siebie kochania kogoś innego, bo idąc tamtym tropem, tylko
Harry'ego może kochać?
Niebo
przykryła gruba warstwa chmur. W kilka sekund zrobiło się szaro.
Lampy przy ulicy zaczęły się powoli zapalać. Jedna za drugą,
choć i tak co trzecia była przepalona lub zepsuta. Kobieta
przystanęła przy takiej, co mrugała niecierpliwie, jakby nie do
końca potrafiła się zdecydować, czy już czas, aby zgasła na
wieki.
Ktoś
trzasnął drzwiami, ktoś inny oknem. Jakaś dziewczyna szła ulicą.
Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Blondynka mogła mieć
około szesnaście lat, ale ciężko było to rozpoznać pod grubą
warstwą makijażu. Ubrana była w obcisły top i krótką
spódniczkę, a jej wysokie obcasy stukały na brukowanym chodniku.
Ginny
przez ułamek sekundy chciała ją zagadać. Zadać krótkie pytanie:
czym jest miłość?, ale głos ugrzęzł jej w gardle, a jej
oczy za szczypały od łez.
Dziewczyna
odeszła. I równie dobrze nigdy wcześniej mogła tamtędy nie
przechodzić. Nie miało znaczenia, kim była. Liczyło się to, kim
będzie za dwadzieścia trzy lata. Bo ten świat był złudzeniem.
Chwilą, która przepadła.
Deszcz
jeszcze nie padał, ale w powietrzu dało się wyczuć nadchodzącą
burzę. Aura była ciężka, a wilgoć zaczęła przysiadać na
pojedynczych, wyschniętych źdźbłach trawy.
Zawiał
wiatr, a wtedy migocząca lampa zgasła. Zupełnie jak płomień
świecy...
Ktoś
krzyknął w oddali, a potem trzasnęły drzwi. Ginny obiecała
sobie, że nie będzie się mieszać w żadne spory, ale odwrócenie
głowy było silniejsze od niej.
Jakieś
dziesięć metrów od niej zza furtki wyszedł mężczyzna. W blasku
latarni dostrzegła niewiele. Był wysoki i szczupły, ubrany w jakąś
ciemną kurtkę przeciwdeszczową. Szedł chwiejnym krokiem i co
chwila wykrzykiwał jakieś przekleństwa. Był ewidentnie pijany.
Ginny
wiedziała, że Spinner's End nie należy do spokojnych i
bezpiecznych okolic, ale nigdy nie miała okazji przekonać się o
tym na własnej skórze.
Przyspieszyła
kroku, mając nadzieję, że facet nie zwróci na nią większej
uwagi. Niestety... już po chwili na całej uliczce dało się
słyszeć jego niewyraźny bełkot.
– Nie
uciekniesz, dziwko!
Ginny
miała dwa wyjścia i właściwie żadne nie było sensowne. Mogła
albo wyciągnąć różdżkę, ale wtedy naraziłaby się na złapanie
przez aurorów, gdyż w okolicy było mnóstwo mugoli i
prawdopodobnie nie jeden siedział teraz z nosem przyklejonym do
szyby, lub najzwyczajniej w świecie uciec.
Wybrała
to drugie, gdyż jak jej się wydawało, bieganie opanowała do
perfekcji. Czuła, jak po jej czole spływa zimna strużka potu. W
głuchej ciszy dało się usłyszeć tylko jej kroki i przekleństwa
faceta, które zdawały się z każdą chwilą oddalać.
I
kiedy skręciła w jedną z węższych uliczek i już chciała
triumfalnie się uśmiechnąć, zupełnie niespodziewanie potknęła
się o coś dużego. Z głuchym trzaskiem i niewyraźnym jękiem
opadła na kamienne płyty chodnika. Poczuła ukłucie bólu i
nieprzyjemne pieczenie na kolanach i wewnętrznych stronach dłoni,
które miały najbliższy kontakt z podłożem.
– Na
Merlina, ale z ciebie sierota, Ginny – mruknęła do siebie,
zaciskając z bólu zęby.
I
wtedy poczuła metaliczny zapach krwi. W pierwszej chwili pomyślała,
że skaleczyła się bardziej niż jej się zdawało. W zaułku było
dość ciemno, jednak po kilku sekundach oczy przyzwyczaiły się do
ograniczonej widoczności.
Odwróciła
się, aby spojrzeć, co było przyczyną jej upadku. A potem tego
pożałowała i wiedziała, że nie pozbędzie się tego widoku z
pamięci do końca życia.
Na
chodniku leżało ciało. Albo raczej coś, co kiedyś nim było.
Bezkształtna masa znajdowała się w plamie krwi i innych płynów
limfatycznych. Strzępki ubrania odsłaniały rozciętą klatkę
piersiową i poharatane wnętrzności. To był mężczyzna, co do
tego kobieta nie miała wątpliwości, nawet jeśli jego twarz
wyglądała jak zgnieciona kulka plasteliny. Oczy wypłynęły, a
czaszka była zmiażdżona.
W
czasie wojny Ginny widziała różne rzeczy, ale coś takiego
przekraczało jej wyobrażenia.
Przez
dłuższą chwilę nie mogła złapać tchu, a kiedy w końcu jej się
udało jej nozdrzy znów dosięgnął odór krwi i śmierci.
Zwymiotowała
i w jednej chwili pożałowała, że nie było przy niej Draco.
– Nie
powinnaś była tego oglądać. – Usłyszała niespodziewanie
zimny, przepełniony goryczą głos za swoimi plecami. A potem, przez
jedną sekundę pomyślała, że już po niej.
* *
*
Draco
miał dość atmosfery, która panowała między nim a Ginny. Nie
można powiedzieć, że miał wyrzuty sumienia po tym, co wydarzyło
się w Malfoy Manor, nie, ale z drugiej strony rozumiał ją i
wiedział, że ma prawo być zła. Choć prawda była taka, że to
ona jemu zaufała i powiedziała, po co chce tam iść, a on
wykorzystał jej strach.
Trudno.
Malfoy
wiedział, że wojna go zmieniła, ale był również przekonany, że
jakaś malutka część starego Ślizgona w nim tkwiła. Mimo
szczerych chęci nie potrafił się jej w żaden sposób wyzbyć. A
może to i lepiej?
Jedyną
rzeczą, której był w tamtym momencie pewien, było to, że z Ginny
było coraz gorzej. Stawała się nerwowa i nieprzewidywalna. Często
zdawała się tracić kontakt z rzeczywistością i Draco zaczął
naprawdę poważnie zastanawiać się nad tym, czy jest to jakiś
skutek uboczny podróży w czasie i czy jego też to spotka.
Malfoy
wstał z brudnej podłogi i rozejrzał się po wnętrzu wiatraku. Na
dworze zapadł zmrok. Mężczyzna nie miał zegarka, ale podejrzewał,
że jest już grubo po dziewiątej. W ciszy słyszał tylko swój
miarowy oddech i szum wiatru. Gdyby nie zaklęcie ocieplające, to
już dawno by zmarzł.
Problem
jednak polegał na tym, że Ginny wyszła jakieś dwie godziny temu i
nadal nie wróciła. W dodatku nie miała zbyt ciepłych rzeczy i,
szczerze powiedziawszy, Malfoy jej po prostu nie ufał. Nie powinien
się martwić... ale nie umiał tego powstrzymać.
Chwycił
różdżkę, która należała wcześniej do Petera Pettigrew i
wyszedł w ciemność nocy. Zdołał zrobić jedynie kilka kroków w
gęstym, zapadającym się pod nim błocie, kiedy zobaczył dziwny
kształt, wyłaniający się z nocy i zbliżający do niego.
Malfoy
przygotował różdżkę i zmrużył oczy. Dopiero po kilku sekundach
był w stanie rozpoznać wysokiego, szczupłego mężczyznę
owiniętego czarną peleryną, niosącego jego Ginny.
Dziewczyna
była ewidentnie nieprzytomna, a jej pofarbowane na czarno włosy
przyklejały się do równie ciemnych policzków. Jednak to nie to
martwiło Draco. Bardziej zdenerwował go fakt, że owym mężczyzną
był Severus Snape.
W
pierwszej chwili Malfoy chciał odwrócić się na pięcie i uciec
jak najdalej. W drugiej pomyślał o rzuceniu jakiegoś zaklęcia na
przybysza, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu, gdyż różdżka,
którą posiadał, nie była dla niego zbyt odpowiednia, a Snape
również nie był głupcem i bez problemu wykorzystałby Ginny jako
tarczę. Pozostało mu tylko czekać i mieć ulotną nadzieję, że
były, albo raczej przyszły, profesor go nie rozpozna.
Przełknął
głośno ślinę i nasłuchiwał szelestu suchych liści pod stopami
Mistrza Eliksirów. Dopiero, kiedy dzieliły ich zaledwie dwa metry,
zobaczył na jego twarzy ślady krwi. Wtedy Draco uniósł różdżkę
i wymierzył nią prosto w jego gardło.
– Kim
jesteś? – wycedził Malfoy, mając nadzieję, że pamięć Snape'a
do szczegółów takich jak głos wyostrzyła się dopiero w trakcie
nauczania w Hogwarcie.
Pomylił
się. Severus zaśmiał się ironicznie.
– To
chyba ja powinienem o to zapytać – stwierdził, zerkając z ukosa
na dziewczynę. Malfoy wyciągnął ręce, aby ją od niego odebrać,
ale Snape najwyraźniej udawał, że nie zauważył tego gestu.
Draco
zacisnął powieki. Był zmęczony, zbyt zmęczony, aby wymyślić
jakąś bajeczkę, na którą nabrałoby się chociażby pięcioletnie
dziecko. Przez chwilę żałował, że Ginny jest nieprzytomna, ale z
drugiej strony był pewny, że ona zachowałaby się jeszcze bardziej
irracjonalnie niż przez ostatnie dwa tygodnie. Uznał, że najlepszą
metodą będzie gra na zwłokę...
– Powiem
ci wszystko, co chcesz pod warunkiem, że najpierw ty opowiesz, co
jej się stało – rzekł, mając nadzieję, że stawianie warunków
sprawi, że będzie krok przed Severusem.
– Nie
ma problemu – mruknął, po czym uśmiechnął się ironicznie. –
Wejdźmy do środka.
A
potem, nie czekając na zaproszenie, przekroczył próg starego
wiatraka. Nawet się nie rozejrzał, jakby znał wnętrze na pamięć.
Położył Ginny na jednym ze starych, wypłowiałych koców,
rozprostował ramiona. Po jego minie było widać, że dziewczyna
była dla niego dużym ciężarem.
Malfoy
nie chciał proponować, aby usiadł, ale Snape i tak zrobił to bez
zaproszenia. Oparł plecy o brudną ścianę i lustrował go
wzrokiem.
– To
jej wina – zaczął oschle. – Zobaczyła coś, czego nie powinna,
wpadła w panikę i musiałem ją jakoś uciszyć.
– Tak
po prostu?
– Tak.
Draco
nie umiał z nim dyskutować. Kiedy patrzył w jego chłodne, czarne
oczy, widział tylko złowrogiego profesora z lat jego nauki w
Hogwarcie. I nie miało znaczenia, że w tym momencie Severus był
jakieś dwa lub trzy lata młodszy od niego.
– A
co takiego zobaczył?
– Jak
się obudzi, to sama ci powie. Raczej nie postradała zmysłów.
– A
kiedy się obudzi? – dopytywał się Malfoy, zdając sobie sprawę,
że brzmi jak idiota.
Snape
uniósł brwi i spojrzał na dziewczynę. Jedynym znakiem, że żyła
były unoszące się w szybkim tempie piersi. Nie jęczała, nie
krzyczała, ale mięśnie twarzy były dziwnie napięte, jakby
zastygła w oczekiwaniu na niespodziewany atak.
– Zdążysz
mi wszystko opowiedzieć – stwierdził Snape
Draco
westchnął głośno i również usiadł na ziemi. Blisko Ginny, aby
mieć ją w razie czego na wyciągnięcie ręki.
– Dlaczego
mam ci cokolwiek powiedzieć, skoro obydwoje dobrze wiemy, jak to się
ostatnim razem skończyło? – zapytał Malfoy.
– Bo
nie masz innego wyjścia. Jestem ciekawy i niesamowicie
zaintrygowany. W dodatku mam dziwnie przeczucie, że ją – tu
wskazał na Ginny – też już spotkałem. Wiesz kiedy? W trakcie
pożaru w szpitalu. Tak, wtedy, kiedy miałeś zginać, zresztą ona
też powinna być w gorszym stanie.
– Jeśli
o to chodzi, to chyba po prostu mieliśmy szczęście. Sam się
zastanawiam, kiedy w końcu nam się ono skończy...
– Nieważne.
Zacznij od początku.
Malfoy
uśmiechnął się gorzko. Poczuł dziwną ochotę wygadania się.
Może faktycznie gorzej być nie mogło? Severus przecież znał
czarną magię, może odkryłby też sposób, aby to wszystko cofnąć?
Oczywiście pod warunkiem, że im uwierzy.
– Od
początku? – powtórzył cierpko. – Urodziłem się piątego
czerwca w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym roku.
Severus
się nie zaśmiał, ale w jego oczach widać było powątpiewanie. W
innych okolicznościach Malfoy ucieszyłby się, że udało mu się
go zaskoczyć.
– Przecież...
– zaczął Snape, ale nie dokończył. Najwyraźniej zabrakło mu
słów.
– Mogę
mówić dalej?
Kiwnięcie
głowy oznaczało krótkie przyzwolenie.
* *
*
Ciało
było martwe. Ciało było martwe. Ciało było martwe... jej
umysł powtarzał te słowa jak w jakieś mantrze. Na darmo chciała
wymazać obraz zmasakrowanych zwłok ze swojej pamięci. Krew i
smród, i ta dziwna myśl, że to, o czym teraz myślała,
było kiedyś normalnym człowiekiem – zupełnie takim jak ona.
A
może i ona umarła?
Nie.
Gdyby tak było, to nie czułaby teraz tego okropnego bólu głowy.
Zacisnęła dłonie w pięść. Tak jej się przynajmniej wydawało.
A potem usłyszała, że ktoś woła jej imię. Głos był znany, ale
nie potrafiła sobie przypomnieć, do kogo mógłby należeć.
– Harry...
– wyszeptała cichutko.
A
potem ktoś chwycił jej nadgarstek i podniósł do pozycji
siedzącej. Jej plecy oparły się o coś twardego i niewygodnego.
Przez chwilę miała wrażenie, że zwymiotuje, ale udało się
powstrzymać niechciane reakcje żołądka.
Podniosła
ciężkie powieki.
– W
końcu zmądrzałaś. – Usłyszała ten sam głos. – Już
myślałem, że nazwiesz mnie Syriusz.
– Syriusz...
– powtórzyła z dziwną tęsknotą i melancholią.
Oczy
pomału przyzwyczaiły się do panującego w chłodnym pomieszczeniu
półmroku. Najpierw zobaczyła zarys sylwetki, a potem wszystkie
szczegóły twarzy mężczyzny, który podtrzymywał ją, aby nie
upadła ponownie.
W
pierwszej chwili go nie poznała, ciemna karnacja i włosy, a potem
napotkała spojrzenie szarych oczu i poczuła się, jakby ktoś wylał
jej na głowę kubeł zimnej wody.
– Cholera
– mruknęła. – Przez chwilę myślałam, że to był sen. Co się
właściwie stało?
– Zobaczyłaś
zmasakrowane ciało mojego ojca. – Usłyszała chłodny głos,
który sprawił, że serce w jej piersi zabiło szybciej, a po
plecach przebiegł dreszcz. Ciało... Zwłoki...
Dziewczyna
w krótkiej chwili zerwała się na równe nogi, co omal nie
skończyło się kolejnym upadkiem. Nogi miała jak z waty. Drżała,
kiedy spojrzała na szczupłego mężczyznę w czarnych szatach,
który siedział w głębi starego młyna. Jego czarne włosy opadały
na ramiona. Twarz miał bladą, ale nie tak zniszczoną, jak
pamiętała z Hogwartu.
Severus
Snape, mężczyzna, którego już raz spotkała i z całego serca
pragnęła o tym zapomnieć.
– Zaatakowałeś
mnie – burknęła, szukając w kieszeni różdżki. Była pusta.
Rozejrzała
się energicznie i spoglądała groźnie na Malfoya, jakby to on był
winny całej sytuacji. Przez chwilę poczuła się dziwnie osaczona,
a jej myśli zaczęły krążyć wokół jednego, krótkiego słowa –
ucieczki. Czerwona lampka w jej umyśle twierdziła, że
znajduje się w niebezpieczeństwie.
– Gdzie
jest moja różdżka? – zapytała krótko, nie spuszczając wzroku
ze Snape'a, który z każdą chwilą wydawał się być bardziej
rozbawiony. – Malfoy, do jasnej cholery, oddaj mi różdżkę!
– Mówiłem,
że jej odbiło – powiedział Draco takim tonem, jakby właśnie
oznajmił, że złapał znicz w jednym z meczów quidditcha.
– Słucham?
– Powiedziałem,
że zachowujesz się jak wariatka odkąd opuściliśmy kwaterę
główną Zakonu Feni...
– Zamknij
się! – przerwała mu agresywnie.
– Ginny.
– Malfoy postanowił zmienić taktykę. Podniósł się z podłogi
i spojrzał jej prosto w oczy. – Wiem, że ci się to nie spodoba i
w ogóle, ale nie miałem innego wyjścia i... potrzebowałem
jakiegoś sprzymierzeńca.
Dziewczyna
uśmiechnęła się gorzko. Zasłoniła usta dłonią i pochyliła
głowę. Kurtyna jej pofarbowanych na czarno włosów zasłoniła
twarz. Z jej piersi wyrwał się dziwny jęk. Pokręciła głową z
niedowierzaniem.
– Oszalałeś?
Wszystko spieprzyłeś.
– Spieprzyliśmy
to razem.
– Nie
rozumiem. Jeszcze kilka dni temu udałeś się do Malfoy Manor, aby
sprawdzić, czy twoja matka jest w ciąży. Chciałeś mieć pewność,
że cię urodzi, że będziesz istnieć, a teraz robisz coś takiego?
Ufasz jemu?
– Skoro
Dumbledore nam nie pomógł? Sama mówiłaś, że nie kiwnął nawet
palcem.
– Tak,
ale...
Malfoy
milczał. Po jej twarzy widział, że rozgrywa kolejną bitwę w
swojej głowie. Wolałby, aby była silna i stanowcza, a nie
kompletnie rozchwiana emocjonalnie.
– Przepraszam
– jęknęła niewyraźnie. – Przerasta mnie to wszystko.
Zapadła
cisza, którą przerywały tylko ich przyspieszone oddechy. Ginny
spojrzała jeszcze na Severusa Snape'a, siedzącego pod ścianą. W
Hogwarcie nigdy nie darzyła go sympatią i zawsze jej się wydawało,
że ma ku temu powody. Oczywiście, pomijając te oczywiste –
zdradzenie przepowiedni, morderstwo Dumbledore'a i wydanie Zakonu
Feniksa. Harry wiele jej wytłumaczył i przynajmniej próbował
jakoś oczyścić jego imię, ale po tym, co miało miejsce w trakcie
pożaru w szpitalu, Ginny przestała żywić do Severusa nawet
odrobinę zrozumienia. Gdyby nie Lily, to teraz byłaby ślepa.
W
sumie Draco też powinien się dwa razy zastanowić, czy to nie Snape
zaprowadził go do Voldemorta? Przeniosła wzrok na Malfoya.
Przepraszam, które chwilę temu padło z jej ust, nie było
szczere. Całe zaufanie prysło jak bańka mydlana. Draco był albo
wielkim idiotą, kiedy wygadał się przyszłemu (byłemu?)
profesorowi, albo miał jakiś plan, o którym nie zamierzał jej
powiedzieć.
A
poza tym... czy ona naprawdę godzinę temu potknęła się o
zmasakrowane zwłoki jakiegoś faceta, przy których był właśnie
Snape? Ginny ugryzła się w język, choć bardzo chciała coś
powiedzieć.
– Draco
– zaczęła spokojnie. – Oddaj mi różdżkę.
Kąciki
warg mężczyzny podniosły się delikatnie ku górze, a potem bez
słowa podał jej to, o co prosiła. Ginny schowała broń
do kieszeni.
– Jeśli
już skończyliście tę bezcelową dyskusję, to może weźmiemy się
do roboty? – zapytał Severus, a na jego twarzy pojawił się
niezbyt przyjemny uśmiech.
Harry,
pomocy – pomyślała odruchowo Ginny.
* *
*
Wiecie,
że już naprawdę zbliżamy się do końca? Całość ma 25
rozdziałów. Osobiście chętnie dopiszę do mojej listy kolejne,
zakończone opowiadanie.
Najważniejsze:
z okazji Nowego Roku życzę Wam dużo zdrowia, szczęścia, miłości,
uśmiechu, sukcesów w życiu zawodowym i prywatnym, zadowolenia z
efektów pracy, pieniędzy (a co!) i oczywiście spełnienia marzeń!
A
sobie, tak bardzo, bardzo cichutko, dokończenia tego opowiadania i
wielu kolejnych.
Срећна Нова година!
O proszę, znowu zaskoczyłaś mnie rozdziałem. :) Co by tu powiedzieć. Zmasakrowane ciało ojca Snape'a, huhu. Czyżby to on był odpowiedzialny za jego śmierć? Pewnie tak. Ach, zastanawiałam się, czy rozpozna Draco, no i jednak tak. Jestem lekko zszokowana, że Malfoy tak łatwo zaufał Severusowi, ale z pewnością miał ku temu swoje powody. Średnio to widzę. W końcu Snape próbował go zabić, a on taki otwarty w stosunku do niego. No cóż, mam nadzieję, że przynajmniej im pomoże. Zastanawiam się, co teraz zrobią. Koniec? Za szybko! Zamierzasz zacząć kolejne opowiadanie? :)
OdpowiedzUsuńRównież wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Życzę weny i pozdrawiam ciepło,
Sandra.
Jeszcze 3 rozdziały?! Jak to?! Tak mało :(
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Czekam na następny!!!
Bardzo ciekawy rozdział. Nie dziwię się Ginny, że nie potrafi zaufać Draco. W końcu ją oszukał i to w taki perfidny sposób. Też byłabym na niego wściekła.
OdpowiedzUsuńMalfoy zaufał i zwierzył się całkowicie Severusowi. Ciekawość mnie zrzera, co wydarzy się w kolejnym rozdziale. Czy Snape znajdzie wie co przytrafiło się tej dwójce? Czy uda mu się rozgryźć tą zagadkę i (najważniejsze), czy pomoże Ginny i Draco'nowi ?
Bardzo podoba mi się to opowiadanie i wielka szkoda, że do końca zostały już tylko trzy rozdziały, jednak mam nadzieję, że wkrótce zaczniesz pisać kolejne, równie ciekawe i zaskakujące.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci w Nowym Roku ogromnej ilości weny twórczej!
Bardzo ciekawy rozdział. Jestem ciekawa co ma zamiar zrobić Severus i czy uda mu się pomóc Ginny i Draco. Cieszę się, że to opowiadanie ma tylko 25 rozdziałów i nie zrobi się z niego jakieś typowe romansidło. Nie mogę doczekać się już końca i rozwiązania całej sytuacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Pożoga
Kurczę napisłam taki długi komentarz i nie chciał się dodać.
OdpowiedzUsuńPrzeklęty blogspot.
A więc od początku:
Coraz bardziej mnie zaskakujesz rozwinięciem akcji.
Draco ufający Sevowi po tym wszystkim co zrobił?
W obecnej sytuacji robi się najmniej spodziewane rzeczy.
I Ginny cała w rozsypce... wspaniale opisałaś momenty jej myśli i odczucia. Czuje się rozdarta i nie wie kogo kocha do końca czy Harry'ego czy Syriusza. Robi się coraz dramatyczniej i to właśnie lubię. I naprawdę wielka szkoda, że brakuje tylko 3 rozdziałów do końca. będzie mi brakować tego opowiadania.
pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy.
A przy okazji życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
pozdrawiam serdecznie.
nie spodziewałam się, że to prawie koniec, ani że Dracon zaufa Snape'owi, który zabrał go do śmierciożerców i który nie wiem jakim cudem, chyba go nie poznał (i szczerze mówiąc, taki zwrot akcji wydaje mi się trochę naciągany), ale zdaje mi się, że ma pomysł, jak mogą powrócić do swoich czasów...ale chyba ani Ginny, ani Draco nie skapnęli się, że to on zabił swojego ojca... Rozdziął trzymajacy w napięciu i dość mroczny (ale miło się czytało, że jednak Draco dba o Ginny... ). Mam nadzieję,że będzie tutaj jeszcze coś dot. Syriusza, choć raczej nie z takim zakończeniem, jakie bym oczekiwała. czekam z niecierpliwością na nową notkę i zapraszam do mnie na zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńUch, nie będzie długiego komentarza. Zdecydowaniw nie.
OdpowiedzUsuńChcę jedynie powiedzieć, że jestem, czytam.
I nie chcę końca. Przynajmniej nie tak bliskiego, i krótkiego :(
Weny i spełnienia życzeń (m.in. stypy i butter hill? :D)
Hej ;)
OdpowiedzUsuńPiszę, aby Ci podziękować za szablon :* Jest cudowny i sama nie wiem, czym sobie zasłużyłam. Ale dziękuję z całego serducha, że wciąż o mnie pamiętasz ;) (dziwnie zabrzmiało)
Rozdziały nadrobię w najbliższym czasie.
Pozdrawiam cieplutko :*
Wow, świetny rozdział :) Widać, że im bliżej końca, tym napięcie wzrasta, a ja drżę na myśl, jak to się wszystko zakończy. Trzy rozdziały? Tylko trzy? Ech, a pamiętam, jak zaczęłam czytać to opowiadanie... Ale nic, postaram się cieszyć ostatnimi wpisami i komentować bez wielkich opóźnień :D
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się refleksyjny początek. Jestem w stanie zrozumieć rozdarcie Ginny. Jej uczucia do Syriusza nadal budzą we mnie zdumienie, ale wydają się szczere i piękne. Z drugiej strony, tak jak mówiła, od zawsze zależało jej na Harry'm. Na jej miejscu też nie wiedziałabym co wybrać.
Pojawienie się Severusa mile mnie zaskoczyło ;) Bo choć moje zdumienie było wielkie, cieszę się, że jego postać odegra w tej historii jeszcze jakąś rolę. Nie wiem co sądzić o tym sojuszu, bo teraz mamy do czynienia ze Snapem-śmierciożercą, który jeszcze nie zrozumiał swoich błędów, niemniej... może pomoże naszym bohaterom, w końcu ich świat już staje na głowie. W każdym razie nie mogę odmówić mu bystrości, skoro szybko rozpoznał Ginny i Draco.
Pozdrawiam ^^
Jak wspomniałam powyżej, nadrobiłam Twoje zaległe dwa rozdziały. Myślę, że nie jestem aż za bardzo spóźniona.
OdpowiedzUsuńRozdziały przeczytałam szybciuteńko i powiem szczerze, że aż smutno mi się zrobiło, że poniżej nie było już nic do przeczytania, a jedynie napisany został Twój komentarz do notki. Ale pocieszam się faktem, że już jutro stawisz następny rozdział.
Co do poprzedniego rozdziału i wyprawy do Malfoy Manor. Nie dziwię się, że Ginny chciała wykraść dziennik Toma Ridlle'a. Zapewne chciała, aby jej "drugie wcielenie" nie cierpiała tak mocno, bo ta wyprawa jest jakby drugim światem, prawda? (tak jak między innymi to było w serii o Komórczaku w DB, jak to wspomniałam wcześniej). Szkoda, że jednak Draco nie zaprowadził ją tam gdzie nie trzeba i zamiast wziąć dziennik, natknęła się na bogina. Ale te zabezpieczenia w posiadłości Malfoyów są niebywałe.
Co do obecnego rozdziału. Myślę, że Draco dobrze zrobił, że powiedział wszystko Snapowi. Dobrze mieć jakiegoś sprzymierzeńca w tych okolicznościach, gdzie Draco i Ginny praktycznie nie wiedzą, co zrobić. Mam nadzieje, że Mistrz Eliksirów pomoże im wrócić do domu.
Pozdrawiam serdecznie :*