Rzucił ostatnią
kartę. Teraz jest groźny, ma wolne ręce.
(Stanisław Jerzy Lec)
Ku
swojemu zadowoleniu, Ginny nie czekała długo na Dumbledore'a. Już
w momencie, w którym wysyłała do niego patronusa, spodziewała
się, że jego zjawienie się w domu Syriusza i Remusa będzie tylko
kwestią czasu. Nie pomyliła się.
Mężczyzna
przybył jeszcze tego samego dnia, wieczorem. Ku niezadowoleniu
domowników chciała przyjąć go w swoim pokoju z dala od wścibskich
uszu. Poprosiła również o to, aby w międzyczasie nie przynosili
żadnych przekąsek czy napojów. Musiała być pewna, że nie
usłyszą nawet skrawka jej rozmowy z dyrektorem.
Dumbledore
zdawał się być spokojny, choć Ginny ciężko było to określić,
skoro nie widziała jego twarzy. Ton jego głosu był nieodgadniony.
Rzeczowy, choć dało się w nim wyczuć nutkę sympatii i refleksji.
-
Przykro mi z powodu tego, co się wydarzyło – oświadczył, a ona
tylko machnęła ręką, jakby chciała odgonić natrętną muchę.
Jej
też było przykro, ale słuchanie tego po raz setny wpędzało ją w
jeszcze większego doła. Przecież to wszystko miało trwać tylko
przez jakiś czas. Góra miesiąc, tak powiedział Remus. Góra.
- To
nie pana wina – uznała powoli, aby przypadkiem nie poczuł się
urażony. - Spotykały mnie w życiu gorsze rzeczy. Poza tym nie chcę
rozmawiać o sobie.
-
Domyślam się. Więc?
Oczami
wyobraźni widziała, jak przeszywa ją swoim czujnym wzrokiem.
Ciekawiło ją, czy potrafi odgadnąć jej myśli. Przecież jej
tutaj wcale nie miało być, może jej umysł postawił niewidzialne
bariery, chroniące jej głowę przed takimi sytuacjami? Nie miała
odwagi o to zapytać.
-
Chodzi o to, że w moich czasach w szpitalu nie było pożaru –
oznajmiła cierpko.
-
Jesteś pewna? Może po prostu nigdy się nie interesowałaś
historią.
-
Nie jestem ignorantką – mruknęła, starając się brzmieć
rzeczowo i spokojnie. - Możliwe, że w Mungu był podobny wypadek,
ale na pewno nie na taką skalę.
-
Nie możesz oczekiwać, że wszystko wydarzy się tak jak, jak to
nazwałaś? Za twoich czasów – odpowiedział, nie podnosząc głosu
nawet o jeden ton. - Jeśli chcesz się obwiniać, to wiedz, że nie
tędy droga. To już się wydarzyło, chciałaś pomóc jak reszta
Zakonu.
-
Tak, ale też nie o to chodzi... - szepnęła, zastanawiając się,
czy powinna powiedzieć mu więcej.
Już
w trakcie pierwszej rozmowy Dumbledore oświadczył jej, że nie
wolno jej rozpowiadać tego, co zdarzy się w przyszłości. Nawet
jemu nie powinna nic mówić. Tylko że Ginny bała się zostać z
tym wszystkim sama. Dopóki miałaby przy sobie Draco, byłoby jej
łatwiej.
- A
o co, powiedz – poprosił delikatnie.
-
Chodzi o Szalonookiego – szepnęła ledwo dosłyszalnie i pierwszy
raz od czasu pożaru poczuła się niesamowicie samotna w swojej
ciemności. Przełknęła głośno ślinę, próbując przepchnąć
niewygodną gulę, która utworzyła się w jej gardle. Płacz był
ostatnią rzeczą, na którą mogła sobie pozwolić.
-
Ginny, to był wypadek, Alastor był... jest aurorem, był świadomy
niebezpieczeństwa, zresztą, każdy z nas, dołączając do Zakonu,
bierze pod uwagę, że coś takiego może się wydarzyć –
wytłumaczył jej cierpliwie.
-
Pan nie rozumie... Szalonooki, którego znałam też stracił nogę,
tylko że... tę drugą.
Zapadła
chwila milczenia, a dziewczyna wiele by dała, aby widzieć wyraz
twarzy profesora. W pewnej chwili miała ochotę na niego krzyknąć,
aby coś powiedział, cokolwiek, jednak wtem usłyszała dochodzące
z parteru pukanie do drzwi wejściowych.
-
Oho, chyba jeszcze jacyś goście przybyli – oznajmił Dumbledore,
a ona usłyszała, jak odsuwa krzesło. - Wybacz, Ginny, ale naprawdę
muszę już iść.
-
Proszę chwilę zaczekać – mruknęła bez przekonania. - Czy to
oznacza, że Szalonooki straci również drugą nogę?
-
Nie – odpowiedział. - Teraz już nic nie jest pewne. A poza tym
myślałem nad tym, co mi mówiłaś. O tym klaunie w szklanej kuli.
Przeszukałem wiele ksiąg, ale w żadnej nie było nawet wzmianki o
czymś takim.
-
Nie wierzy mi pan...
-
Wierzę, spokojnie, chcę tylko powiedzieć, że nie zapomniałem o
twoim problemie. Będę szukać dalej i na coś na pewno natrafię.
Musi być jakiś sposób, abyś wróciła do domu.
-
Dziękuję.
-
Nie ma sprawy.
Po
chwili na schodach rozległy się gwary rozmów i głośne tupanie
stóp. Zmarszczyła nos, zastanawiając się, co jeszcze ją dzisiaj
czeka.
-
Mówię wam, że nie macie tam iść, Dumbledore jest u niej. -
Usłyszała podniesiony głos Remusa.
-
Daj spokój, Lunio – dodał inny, męski głos, w którym
rozpoznała Jamesa. Była pewna, że chłopak śmieje się głośno.
- Tylko na chwilę.
-
James, może faktycznie poczekamy na dole – tym razem odezwała się
kobieta – Lily.
-
Kochanie, ja nie wytrzymam dopóki cały Zakon się o tym nie dowie!
-
Stój, Jeleniu, bo cię w zad ugryzę! - ten krzyk należał do
czwartej osoby. Do Syriusza. Tutaj nie miała nawet przez chwilę
wątpliwości.
Przez
chwilę zrobiło się zupełnie cicho.
-
Może wyjdę do nich? - zaproponował Dumbledore po chwili.
-
Tak, proszę – jęknęła.
Rozległo
się ciche skrzypnięcie drzwi od jej pokoju. Potem na korytarzy
zaważała jakaś krótka dyskusja i już po chwili do pomieszczenia
zaczęło wbiegać kilka par stóp. Uśmiechnęła się mimowolnie,
aby nie zdradzać parszywego samopoczucia.
-
Witaj, Piegusko! - krzyknął James, po czym poczuła, jak obejmuje
ją mocno za szyję. Znów poczuła dziwny ucisk w sercu.
-
Dzień dobry, Ginny – powiedziała równie entuzjastycznie Lily,
odtrącając swojego ukochanego i całując dziewczynę w obydwa
policzki. - Nie chcieliśmy przeszkadzać – dodała przepraszająco.
- Jak się czujesz? Syriusz mówił, że już jest lepiej.
Przez
chwilę dziewczyna pomyślała, że to jakiś żart. Lepiej? Nie
będzie lepiej dopóki nie przytuli do siebie Harry'ego. Dopiero po
sekundzie doszedł do niej seans tej myśli. Harry...
-
Tak, już lepiej – skłamała, bo wiedziała, że tak będzie
łatwiej. - Ale nie mówmy teraz o mnie. To chyba wy macie do
przekazania jakąś nowinę. Będziesz wspaniałą matką, Lily –
wypaliła bezmyślnie.
W
pokoju zapanował cisza. Niewygodna i gęsta. Na szczęście James
szybko rozładował atmosferę, wybuchając salwą niepohamowanego
śmiechu.
-
Ale palnęłaś – wydusił z siebie, kiedy próbował złapać
oddech. - Jakbym miał zostać ojcem, to chyba umarłbym ze
szczęścia, a na razie nic mi o tym nie wiadomo. O trochę inną
nowinę nam chodziło.
-
Ach... no tak, przepraszam...
-
Pewnie sama chciałabyś być matką, dlatego takie pierdoły gadasz
– zażartował James, ale jej wcale nie było do śmiechu po tych
słowach.
-
Może kiedyś... - szepnęła.
- No
dobra – odezwał się Syriusz, jakby chciał ratować sytuację. -
To mów, co to za nowina.
-
Pobieramy się!
-
Przecież oświadczyłeś się Lily prawie dwa miesiące temu –
stwierdził Remus. Najwyraźniej ta informacja nie zrobiła na nikim
zbyt wielkiego wrażenia.
-
Tak, ale teraz zaklepaliśmy już datę u mistrza ceremonii i salkę
na małe, skromne wesele. No co tak patrzycie? POBIERAMY SIĘ!!!
Równo za miesiąc ta kobieta będzie najszczęśliwszą niewiastą
na świecie, będzie moją żoną!
I
nagle, zupełnie niespodziewanie, wybuchła wrzawa. Mężczyźni
przekrzykiwali się w gratulacjach, a Lily bez wytchnienia
szczebiotała na temat potraw, kwiatów i sukienki. Tylko Ginny
poczuła się jakoś dziwnie. Owszem, cieszyła się i starała się
to okazać w jak największym stopniu, jednak miała wrażenie, że
jej serce rozsypuje się na tysiące małych kawałków. Jej nie
miało tutaj być. Po prostu ta radość nie miała należeć do
niej.
- No
właśnie, Ginny – zaczęła Lily, wyrywając ja ze stanu
zamyślenia. - Tak sobie pomyślałam... wiem, że to dziwne, bo nie
znamy się zbyt długo, ale czy nie zechciałabyś być moją drużbą?
Buch.
Kubeł zimnej wody wylał się na głowę dziewczyny. Miała
wrażenie, że przez kilka minut siedziała z szeroko otwartymi
ustami i zastanawiała się, co powinna powiedzieć. Czuła, że musi
odmówić. Nie wiedziała do końca, na czym to polega, ale obawiała
się, że jeśli podpisze się jako świadek nieprawdziwym
nazwiskiem, to cała ta uroczystość będzie nieważna. Nie mogła
na to pozwolić.
-
Chętnie – stwierdziła. - Ale...
-
Och, nie ma żadnego ale, na pewno wyzdrowiejesz do tego czasu.
-
Nie wątpię w to, ale – powtórzyła z jeszcze większym naciskiem
na ostatnie słowo. - Wydaje mi się, że nie jest to dobry pomysł.
Po prostu mam wrażenie, że się do tego nie nadaję.
-
Nie gadaj głupot! - krzyknęła Lily, choć w jej głosie nadal nie
było słychać nawet cienia złości.
Ginny
usłyszała, jak mężczyźni znikają, zamykając za sobą drzwi.
Dziewczyna była pewna, że Lily odprawiła ich gestem dłoni. Teraz
były same, a kobieta miała pewnie nadzieję, że coś od niej
wyciągnie.
Lily
przysunęła sobie krzesło i usiadła przy jej łóżku. Ginny
wzdrygnęła się, kiedy poczuła jej ciepłą dłoń na swojej.
Chciała cofnąć rękę, jednak zrezygnowała w ostatniej chwili, a
w efekcie mocniej zacisnęła palce.
-
Bardzo cię lubię – zaczęła ostrożnie. - I naprawdę się
cieszę, że o mnie pomyślałaś, ale uważam, że to będzie
niesprawiedliwe w stosunku do innych kobiet z Zakonu. Przecież z
Dorcas znasz się dłużej.
-
Tak, ale to mój ślub i chyba ja powinnam decydować.
-
Oczywiście - mruknęła Ginny, szukając w głowie jakiś
sensownych argumentów. - Lily...? A może poprosisz Alicję? Myślę
że będzie jej bardzo miło i w ogóle poczuje się potrzebna.
Kobieta
najwyraźniej zaczęła głęboko się zastanawiać nad tym pomysłem.
Ginny słyszała, jak niecierpliwie drapie się po głowie, po czym
westchnęła głośno.
- To
nie byłoby takie głupie – szepnęła bardziej do siebie. - A może
powinnam zaczekać z tym weselem? No wiesz, najpierw Zakon zajmie się
ratowaniem Franka, a potem będzie balować.
Ginny
żałowała, że nigdy nie poznała daty ślubu rodziców Harry'ego.
Może wtedy byłoby jej łatwiej doradzić. Martwiła się o Alicję.
Według jej wyliczeń, które analizowała za każdym razem przed
zaśnięciem, kobieta powinna być już w ciąży. Tylko że Ginny
nie do końca wiedziała, kiedy uwięziono Franka. Czuła, że im
dłużej zaprząta sobie tym wszystkim głowę, tym bardziej zaczyna
wariować.
-
Może i to zabrzmi egoistycznie – zaczęła Weasley powoli – ale
uważam, że powinnaś myśleć o sobie.
-
Masz rację, to było egoistyczne.
- Bo
źle mnie zrozumiałaś. Do ślubu jeszcze miesiąc. Wiele się może
wydarzyć przez ten czas.
-
Tak... masz rację.
* *
*
I
okazało się, że faktycznie ją miała. Alicja zgodziła się
zostać druhną, z relacji Lily wynikało, że bardzo się
ucieszyła, kiedy zostało jej to zaproponowane. Ginny spadł kamień
z serca, jeden, choć pozornie najmniejszy problem miała z głowy.
A
potem, po jakimś tygodniu spokoju, znów zaczęło się coś dziać.
Oczywiście dla jej własnego dobra, nie została zabrana na jedno z
spotkań Zakonu Feniksa. Po tym zajściu nie odzywała się przez
prawie dwa dni do Remusa i Syriusza, stwierdzając, że to był cios
poniżej pasa. Niechętnie, ale jednak przyznali jej rację. A jakiś
czas później Remus zdradził jej, że był to pomysł Dumbledore'a.
Nie zastanawiała się nad tym zbyt długo, stwierdzając, że i tak
nie wpadnie na ten sam powód, który dyrektor Hogwartu uznał za
przesądzający.
W
każdym razie po dokładnie dziesięciu dniach od ogłoszenia przez
Lily i Jamesa daty ślubu w Zakonie zrodził się chaos. Okazało
się, że obydwie kobiety są w ciąży, a Ginny miała ochotę
odtańczyć taniec zwycięstwa. Chociaż tutaj niczego nie zepsuła.
Oczywiście, wszyscy byli pogrążeni w głębokim żalu, bo Frank
nie wiedział, że zostanie ojcem i widać było, że Alicja niezbyt
dobrze to znosi, ale dziewczyna i tak nie umiała ukrywać swojego
zadowolenia.
-
Dlaczego masz taki dobry humor? - zapytał ja pewnego dnia Syriusz.
Wzruszyła
tylko ramionami i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- A
powinnam mieć powody do płaczu? - zapytała. - Po prostu jestem
zadowolona.
Tyle
że szczęście ma to do siebie, że nie lubi trwać zbyt długo.
Kiedy
obudziła się pewnej soboty, okazało się, że jest sama w domu.
Najpierw się rozzłościła. Dlaczego Syriusz i Remus opuścili dom
nic jej wcześniej nie mówiąc? A potem poczuła strach. Miała
wrażenie, że gruba pętla zaciska się na jej żołądku. Była
sama. Sama w zupełnie czarnym domu, gdzie na każdym kroku
czaiło się jakieś niebezpieczeństwo.
Mogła
spaść ze schodów, przewrócić się o dywan, uderzyć głową w
ścianę... cokolwiek. Mogło się wydarzyć praktycznie wszystko.
A
potem naszła ją myśl, że to, że mężczyźni nie odpowiadają na
jej wołanie, nie oznacza, że nie ma ich w domu. Jej rozbiegane
myśli podsunęły jej wizję, w której widziała ich dwa martwe
ciała z ogromnymi ranami na brzuchu, z których nadal sączyła się
ciemnoczerwona, prawie czarna krew.
Wzdrygnęła
się mimowolnie, uznając, że najlepiej będzie w ogóle nie
wychodzić z pokoju.
Czekała.
Miała wrażenie, że minęła godzina, więc postanowiła liczyć
czas. Raz, dwa, trzy... dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć,
tysiąc. Nie, to raczej niemożliwe. Liczenie nic jej nie dawało.
Było bez sensu i sprawiało, że bała się jeszcze bardziej.
-
SYRIUSZ!!! - wrzasnęła na całe gardło. A może była noc? Nie, na
pewno nie. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale była wręcz pewna, że
słońce już wstało.
Może
to przez to, że było jej ciepło. Pociła się z nerwów.
Z
duszą na ramieniu zwlokła się z łóżka. Nogi się pod nią
ugięły, ale nie zamierzała się zatrzymać. Dwa duże kroki i
jeden niewielki. Tyle dzieliło ją od drzwi. To Remus pokazał jej
tę sztuczkę. Półtora kroku do drzwi, jeden do biurka.
Otworzyła
drzwi. Zaskrzypiały przeraźliwie. Na korytarzu panowała ta sama
ciemność, co w jej pokoju. Sześć kroków dzieliło ją od
schodów. Ale najpierw trzy do pokoju Syriusza i cztery do Remusa.
Przechodząc obok ich loków pukała głośno i krzyczała. Nikt się
nie odezwał. Nawet gdyby spali, to nie byłoby możliwości, aby jej
nie usłyszeli.
A
potem zeszła po schodach. Tak powoli i ostrożnie, jak tylko było
to możliwe. W salonie też liczyła kroki. Siedem i pół i dłonią
dotknęła drewnianej ławy. Obeszła ją bez problemu i usiadła na
samym brzegu kanapy, nie oparła się wygodnie. W ciszy i ciemności
słyszała tylko swój przyspieszony oddech i głośne bicie serca.
Bezwiednie
pobłądził dłońmi do opatrunku, znajdującego się na jej oczach.
Jak nigdy wcześniej miała go dość. Próbowała go zerwać, jednak
nie dała rady. Syriusz wspominał coś, że jest zabezpieczony
zaklęciem. Ta myśl sprawiła, że rozzłościła się jeszcze
bardziej. Traktowali ja jak dziecko. A przecież była dorosła,
jakby nie patrzeć, starsza nawet od nich.
I
nagle usłyszała, że ktoś wszedł do domu. W pierwszej chwili
chciała się schować, ale szybko zrozumiała, że zrobienie tego
bezszelestnie graniczy z cudem. Zacisnęła palce na trzonku różdżki
i czekała.
Kroki
były coraz bliżej, aż w końcu mogła się założyć, że
napastnik stanął w drzwiach salonu.
-
Kto tu jest?! - krzyknęła w ciemność. Chciała zabrzmieć pewnie,
jednak głos drżał jej tak mocno, że zaczęła mieć wątpliwości,
czy ktokolwiek ją zrozumie.
- To
ja, Lily.
Poczuła,
jak ogromny kamień spada jej z serca. Kobieta podeszła jeszcze
bliżej, po czym Ginny wyczuła, że zajmuje obok niej miejsce na
kanapie.
-
Ginny, co ty robisz? - zapytała.
-
Obudziłam się, a w domu było pusto, nie wiedziałam, co się
dzieje... - jęknęła i z trudem było jej się przyznać przed
sobą, że była bliska płaczu.
-
Już dobrze – szepnęła Lily, po czym przytuliła ją mocno do
siebie, pozwalając jej łkać w jej szorstką koszulę. - Mówiłam
im, aby najpierw ci powiedzieli. Twierdzili, że to zrobią.
-
Syriusz i Remus?
-
Tak.
-
Która jest godzina?
-
Około czwartej nad ranem.
- A
gdzie oni właściwie są?
- Na
misji Zakonu. Podobno wiedzą, gdzie śmierciożercy ukryli Franka.
Nie mówili ci o tym?
-
Nie... niewiele mi mówią – rzekła, chcąc się wyprostować,
jednak Lily cały czas przyciskała jej głowę do swoich piersi. - A
ty co tutaj robisz?
-
Domyśliłam się, że jesteś sama – odpowiedziała, a jej głos
zabrzmiał dziwnie obco. - Poza tym, chcę ci zdjąć ten opatrunek z
oczu.
-
Już? - zdziwiła się Ginny, choć w myślach czuła narastającą
ekscytację.
-
Tak. Gotowa?
Dziewczyna
nic nie odpowiedziała. Wstrzymała oddech i pozwoliła Lily
majstrować przy bandażach. Już po chwili opatrunki opadły, a
Ginny poczuła dziwne mrowienie na zamkniętych powiekach. Zlękła
się.
-
Otwórz oczy – poprosiła Lily bardzo poważnym tonem.
Weasley
uznała, że nie ma sensu się z nią sprzeczać. Wstrzymała oddech,
po czym uniosła napuchnięte powieki. Najpierw miała wrażenie, że
nadal znajduje się w zupełnej ciemności, a potem jej oczy zaczęły
przyzwyczajać się do panującego w pomieszczeniu półmroku.
-
Dziękuję ci za wszystko – powiedziała entuzjastycznie, po czym
spojrzała na Lily.
Z
jej ust wyrwał się tak głośny krzyk przerażenia, że obudziłby
nawet umarłego.
Nie
patrzyła na spokojną twarz pięknej kobiety, którą znała przed
pożarem. Na kanapie, naprzeciwko niej siedział potwór. Nie była
nawet w stanie stwierdzić, czy to mężczyzna czy kobieta. Monstrum
było kompletnie łyse, a skóra na jego głowie zdawała się być
przezroczysta. Ginny była pewna, że widzi pod nią zarys
pomarszczonego mózgu. Najgorsza jednak była twarz. Znała ją.
Pomalowana na biało, z ustami wygiętymi w karykaturalnym uśmiechu
i ostrymi jak brzytwy zębami, po których ściekały stróżki
czerwonej krwi.
Szponiasta
dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku. Poczuła chłód.
-
Ginny, Ginny, moja mała Ginny – zanucił potwór głosem
jej matki. - Co chcesz dziś
upichcić? Ciasto dla taty? Pierogi dla braci? A może precelki dla
mamy? Ginny, Ginny, moja mała Ginny...
-
Przestań! - wrzasnęła. - PRZESTAŃ!!!
-
Ginny, Ginny, moja mała Ginny – głos się zmienił. Teraz
ewidentnie należał do mężczyzny, o którym chciała zapomnieć. -
Co dziś zrobiłaś niedobrego? Zabiłaś kota, zabiłaś kolegę,
zabiłaś siebie? Ginny, Ginny moja mała Ginny...
Uścisk
zaczął się coraz mocniej zaciskać na jej przegubie. Krzyczała
tak głośno, że zaczęło boleć ją gardło. Po rozpalonych
policzkach pociekły gorące krople słonych łez. Zacisnęła
powieki, czując, że zaczyna wirować. Spadała, a w jej głowie
nadal powtarzały się słowa piosenki: Ginny, Ginny, moja mała
Ginny...
TRZASK.
Uderzyła
o coś twardego, choć jak teraz dotykała powierzchnię, to miała
ogromne wątpliwości, czy ból towarzyszący przy upadku był
wiarygodny. Tworzywo, na którym leżała, było dosyć miękkie i
przyjemne w dotyku.
Czuła
dziwny, tępy ból w klatce piersiowej i nie mogła pozbyć się
wrażenia, że to jej połamane żebra wbijają się w płuca, co
oczywiście było nie możliwe. Dyszała ciężko.
Znów
znajdowała się w doskonale jej znanej ciemności i to sprawiło, że
poczuła się odrobinę pewniej.
- Na
Merlina, Ginny, co się stało? - Usłyszała pytanie, a z jej piersi
wyrwał się mimowolny krzyk. Była kompletnie mokra, jakby dopiero
co wzięła prysznic.
-
Nie krzycz, to ja, Remus – powiedział ten sam głos.
Posłuchała,
ale nie dlatego, że czułą się bezpiecznie, po prostu miała
wrażenie, że jej struny głosowe są zupełnie zdarte.
- To
pewnie był koszmar – odezwał się drugi głos, rozpoznała w nim
Syriusza.
Ginny,
Ginny, moja mała Ginny – rozległo się w jej myślach.
Odruchowo zasłoniła rękoma uszy, przyciskając dłonie z całej
siły. Nie pomogło. Szepty się nasiliły.
-
PRZESTAŃ!!! - wrzasnęła na całe gardło i nagle nastała cisza.
-
Ginny? Powiedz coś...
-
Gdzie jestem? - spytała, próbując natrafić dłonią na coś
znajomego.
- W
salonie - odpowiedział Syriusz. - Jest piąta nad ranem, nie było
nas w domu, a kiedy wróciliśmy siedziałaś na kanapie i darłaś
się wniebogłosy. W dodatku byłaś cała rozpalona, ale gorączka
chyba zaczęła spadać – kiedy to powiedział, położył zimną
dłoń na jej policzku.
-
Czemu mi nie powiedzieliście, że wychodzicie? - szepnęła,
próbując opanować drżenie.
- To
wyszło tak nagle – wtrącił się Remus. - Dostaliśmy wezwanie od
Dumbledore'a, nie chcieliśmy cię budzić, ale masz rację, to było
idiotyczne.
-
Uratowaliście go?
-
Kogo?
-
Franka.
-
Skąd o tym wiesz?
Pytanie
zawisło w powietrzu. A jednak. To nie był taki zwyczajny sen.
Rozbolała ją głowa, poczuła się tak, jakby ktoś rozpalił ogień
w jej umyśle. Jęknęła.
-
Nieważne – oświadczył w końcu Syriusz. - Frank jest bezpieczny.
-
Alicja pewnie się ucieszy.
-
Tak, ale nie wiem, czy tobie będzie wesoło – stwierdził
mężczyzna.
-
Mi? - zdziwiła się,
-
Frank twierdzi, że przez pewien czas w celi obok niego był
mężczyzna. Przedstawił się jak Draco Marshall, czy to nie jest
przypadkiem twój brat?
Ginny
przełknęła głośno ślinę. Draco. Ten podstępny Malfoy, który
zostawił ją samą i w dodatku okradł z jedynych pieniędzy, trafił
do Voldemorta i najwyraźniej nie było mu tak przyjemnie jak jej.
-
Tak, to on – szepnęła. - Co z nim? Uwolniliście go? Jest w
kwaterze głównej?
-
Posłuchaj, Ginny – teraz zaczął mówić Remus. Był spokojny,
ale w jego głosie pobrzmiewała nuta żalu. - Bardzo mi przykro,
ale on nie żyje.
Dziewczyna
poczuła, jak dwa ostre sztylety przebijają jej serce.
-
Co? - jęknęła. - To niemożliwe... On nie mógł umrzeć.
Kłamiesz.
Nie
krzyczała, spokojny ton jej głosu był słyszalny w każdym, nawet
najciemniejszym kącie pokoju. Łzy nie płynęły po jej twarzy.
-
Ginny, Frank mówił, że to właśnie jego wysłano, aby podpalił
szpital. Był na najwyższym piętrze. To była misja samobójcza,
nie mógł jej przeżyć.
Dziewczyna
zaczęła kręcić głową. Kiedy ukryła twarz w dłoniach,
wyglądała, jakby dostała jakiegoś ataku. Kwiliła cicho jak małe,
zranione zwierzę.
-
Przykro mi – szepnął Syriusz.
-
Gówno wiesz! - wrzasnęła.
-
Też miałem kiedyś brata, który...
-
Powiedziałam, gówno wiesz! - przerwała mu agresywnie.
-
Ginny, proszę – nie dawał za wygraną Black. - Dam ci coś na
uspokojenie i sen.
-
Nie chcę, nie chcę, nie chcę... - jęczała, jednak w efekcie i
tak wzięła od mężczyzny fiolkę z eliksirem i wypiła ją jednym
dużym łykiem.
Po
kilku minutach poczuła, że jej głowa staje się cięższa.
Ginny,
Ginny, moja mała Ginny – śpiewał głos w jej głowie tym
razem brzmiał zupełnie jak Draco. - On cię nie zna, on jest
ślepy, ty go stoczysz na sam dół.
Ktoś
wziął ją w ramiona i kołysał delikatnie jej znużonym ciałem.
Zasnęła.
Była
sobie raz królewna
pokochała grajka
Król wyprawił im wesele ...
I skończona bajka.*
pokochała grajka
Król wyprawił im wesele ...
I skończona bajka.*
* *
*
Uf...
Wiem, wiem, według zasady notka miała być na Butter Hill, no ale z
bardziej i mniej wiadomych Wam przyczyn jest dziś. Od jakiś trzech
lat publikuję post w urodziny Ginny więc tradycji stała się
zadość. Jak wiadomo dziś noc spadających gwiazd. Kto się pisze
na oglądanie? Ja mam kilka życzeń...
A
tak w ogóle, to patrzcie co dostałam od rosmaneczki. Jeszcze raz
wielkie, wielkie dzięki, bo to jest naprawdę coś!
Ostatnia
sprawa. Jak niektórzy zauważyli założyłam nowego bloga SerceWybrańca. Na razie tylko zaklepałam sobie adres, ale może, może
coś tam niedługo ruszy.
* *
*
*
fragment kołysanki „Na Wojtusia z popielnika”
Świetny rozdział :) Nie spodziewałam się, że wtedy, kiedy Ginny zeszła na dół, to nie była Lily. Rozumiem, że to Klaun...? Pewnie i tak coś sobie poprzekręcałam w głowie ;D Sposób Remusa na bezbolesne poruszanie się po domu naprawdę dobry, chociaż szczerze mówiąc jestem nieco zdziwiona, że Ginny nie wpadła na to wcześniej. W sumie na jej miejscu trudno byłoby mi myśleć o czymkolwiek innym, niż o własnej, nawet tymczasowej, ślepocie. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to jest - nie widzieć, nie być pewnym swoich kroków. Wydaje mi się, że ten okres wyciśnie piętno na Ginevrze, a przynajmniej już nigdy nie będzie ona tą samą osobą. Co ciekawe, Ginny naprawdę tęskni za Harry'm, mimo że na początku trochę narzekała... Może nie narzekała, ale trudno jej było pogodzić się z monotonią w związku. Nie spodziewałam się po niej słów: "Będziesz wspaniałą matką, Lily". Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale dosłownie poczułam zażenowanie po przeczytaniu tego fragmentu ;D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pojawienie się Ginny i Draco w 1979 roku nie zakłóci... czegoś. Wydaje mi się, że utrata drugiej nogi przez Szalonookiego nie jest wielką i straszną zmianą, ale nie wiem, może to wywoła jakieś komplikacje. Ginny z pewnością czuła się okropnie niepewnie, kiedy powiedziała to Dumbledore'owi i nie mogła zobaczyć jego reakcji.
Jeszcze raz, Elfabo, to naprawdę dobry rozdział :)
Pozdrawiam, Minnie.
ps. Co to za pan na szablonie? ;)
dziękuję bardzo za wyczerpujący komentarz :) wolę nic nie pisać, bo za chwilę zdradzę fabułę znając mnie^^
Usuńa pan na szablonie to ten co zawsze Boyd Holbrook :D
Wiedziałam, że go skądś znam! Dziękuję bardzo za podanie nazwiska :D
UsuńSzablon jest śliczny. W sam raz na urodziny Ginevry, prawda? Uważam, że ten jest o wiele, wiele ładniejszy od poprzedniego. Ma w sobie tę magię, żywość uczuć, a tamten wydaje się przy nim taki wyblakły. Nie mogę oderwać od niego wzroku. No po prostu nie mogę. Ta głębia kolorów więzi moje oczy. Mogłabym jeszcze długo o nim mówić, wymieniając jego atuty. Tak więc, powiem jeszcze tylko tyle, że świetna robota.
OdpowiedzUsuńRozdział jest boski. Ma trochę inny charakter niż pozostałe. Ciekawa jestem, jakie ma znaczenie odwrócenie tego, co się stało. Bo jakieś znaczenie ma, prawda? Nie sądzę, aby utrata lewej zamiast prawej nogi była przypadkiem, tak samo jak podpalenie szpitala św. Munga. Już widać, że przeszłość się zmienia, a co za tym idzie, przyszłość. Ginny tęskni za Harrym, chociaż wcześniej była na niego zła i miała do niego pretensje. Myślę, że to co przeżyła uzmysłowiło jej, jak bardzo go jej brakuje.
Ginny trochę się chyba pośpieszyła z tą ciążą Lily. Nie wiem, jaki mają miesiąc. Naprawdę, nie pamiętam, ale to chyba jeszcze za wcześnie, aby James ogłosił wesołą nowinę Zakonowi Feniksa, że jego ukochana spodziewa się dziecka. I zostanie druhną. Ginny się boi, aby za bardzo nie namieszać i nie zepsuć przyszłości. Wszystko jest takie kruche jak szkło, że wystarczy jeden, zły ruch, aby wszystko się rozsypało.
Pojawienie się tej postaci na myśl mi nasunęła Lorda Voldemorta. Nie wiem, ale tak analogicznie do tego, co robił Medalion Slytherinu, aby Ron go nie zniszczył (co świetnie jest ukazane w filmie)to jestem przekonana, że to on. Lord Voldemort jakby nie patrzeć lubił gnębić swoje ofiary psychicznie, a przecież to on opętał Ginevrę, kiedy ta miała jedenaście lat i zmusił ją do wypuszczenia potwora. Tak więc, możliwe, że to był właśnie on.
Nikt tak właściwie z Zakonu Feniksa nie wie, co się stało z młodym Malfoyem. Uznali go za martwego, ale sądzę, że on i Ginny kiedyś tam się spotkają. Może razem połączą siły, aby zniszczyć Voldemorta. Czas pokaże.
Pozdrawiem
O rany, tyle bym chciała napisać, a tu musze się spieszyć! W każdym razie cudo, i kurdę, po prostu, ta sytuacja w salonie... Ugh! Kurczę, musze już lecieć, więc weny i czasu, pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńAj kochana proszę bardzo taki mały prezencik bo zasługujesz tworząc takie cuda.
OdpowiedzUsuńNa początek podoba mi sie tradycja.
Wiesz że nawet nie wiedziałam że Ginny ma urodziny w sierpniu?
Jakoś wcześniej czytając Ginewrę nie zwróciłam na to uwagi.
Rozdział mnie zaskoczył.
Głównie wieściami że powiedziano Ginn że Draco nie żyje i jej reakcja.
Mimo że za sobą nie przepadają to jednak jego śmierć poruszyła ją.
Dobrze że nie była sama w tym momencie.
No i jeszcze ten koszmar, który jej się śnił.
Co on oznacza?
Jak zwykle intrygujesz mnie.
Czyżby to byla robota samego Voldemorta?
Wolę nie wiedzieć co sie stanie kiedy on odkryje kim jest i skąd pochodzi Ginny.
Mam nadzieję że do tego nie dojdzie.
I jeszcze cudowny szablon.
Naprawdę mi sie podoba.
Te kolory i te zdjęcia.
Aj cudowna jak zawsze.
Pozostaje mi czekać na NN.
P.S:
kiedy rodział na Stypie?
Dziękuję za komentarz :) Dla mnie ten filmik to jest naprawdę coś :) a co do Stypy... niestety, mimo szczerych chęci, nie mogę z nią ruszyć...
UsuńMam jednak nadzieję że coś ruszy;)
UsuńMoże jak też utworzę taki filmik do Stypy?
Hmm to dopiero będzie wyzwanie i popracuje nad tym;)
nie chcę być nachalna, ale to by nie było głupie :) kiedy zobaczyłam ten filmik to napisałam ciągiem trzy rozdziały i wena dalej ze mnie kipi :D a to chyba najlepszy komplement ^^
UsuńW takim razie nie ma problemu;)
UsuńPostaram się nad nim popracować;d
He he cieszę się że tak podziałało.
Postaram się by nowy był jeszcze lepszy;p
Od poprzedniej notki zastanawiam się, nad tymi zmianami, jakie nastąpiły w tym czasach, do których się przenieśli Ginny i Draco. Ten efekt pożaru w szpitalu oraz Szalonooki... To wszystko wychodzi nam na dwa światy. Jestem to ciekawa, czy dyrektor znajdzie coś na temat tego klauna.
OdpowiedzUsuńTen sen był dość dziwny, niby z pokoju do salonu jak szła nie było snem, a dopiero potem, gdy pojawiła się Lily, zaczęły się te majaki odnośnie tego potwora. To było dość przerażające.
I cieszę się, że uratowali Franka, lecz smutno mi, że oni wierzą, że Draco nie żyje. Ginny z pewnością poczuje się jeszcze bardziej zagubiona. Mimo iż sie rozdzielili, wiedziała, że on gdzieś tam jest, a teraz będzie myślała, że będzie zupełnie sama. Oby Draco odnalazł Ginny.
Muszę przyznać, że wykonałaś bardzo przecudny szablon. Widzę, że użyczyłaś tego samego zdjęcia Cintii, przyznaję, że jest dość niezwykłe :) No i zastanawiam się nad tym panem, który zapewne użycza twarz Syriuszowi - aktor znajomy i czy to jest przypadkiem Stuart Townsend?
I tak, ja także dzisiaj popatrzę w niebo, także mam parę marzeń ^^
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy;*
dziękuję bardzo za komentarz :) pan na szablonie to Draco, tylko że włosy w tej koloryzacji jakieś takie ciemne mu się zrobiły. I jest to Boyd Holbrook ^^
UsuńAha, to Boyd... nie poznałam, wyglądał mi na Stuarta ^^
UsuńO Merlinie, jaki piękny szablon. Istne cudoności *___* Te brązy skradły moje serce już na zawsze. A świetnie skomponowane zdjęcia z boku to już wisienka na torcie. Mam nadzieję, że ten szablon trochę tu powisi, bo chciałabym się na niego napatrzeć;)
OdpowiedzUsuńKurcze, Dumbledore tutaj jest trochę nieporadny. Zastanawiam się, czy jego reakcja na słowa Ginny o nodze Moody'ego ma być znakiem, że przestaje jej wierzyć, czy po prostu staje się bezradny wobec tego wszystkiego. Lily i James biorą ślub, czyli jednak sprawy idąc w dobrym kierunku. Zastanawiam się, jak to będzie z przepowiednią - czy tutaj też ona będzie? No i mam nadzieję, że Ginny odnajdzie Draco, bo bez niego mimo wszystko musi się czuć samotna.
jak zawsze pięknie, jak zawsze zaskakujesz i jak zawsze jestem wniebowzięta.
OdpowiedzUsuńDumbledore na początku wyszedł Ci fajnie, choć czegoś mi w nim brakowało. może ta sytuacja go najnormalniej w świecie przerosła? nie wiem...
Ginny jak zawsze wyleciała z tym dzieckiem i ciążą Lily.
A scena w salonie mnie wbiła w fotel. Siedziałam sobie i spokojnie czytałam o tym jak Lilka ściąga jej opatrunki i buch. To nie Lilka! Zastanawiam się, w którym momencie Ginny zasnęła i wpadła w ten dziwny trans. Naprawdę mnie to męczy...
A na końcu trochę brzydko potraktowała Syriusza. Rozumiem jej rozgoryczenie, ale no...
Zwiastun piękny. Idealnie pasuje do opowiadania.
No i szablon. Taki inny ale i tak bardzo stylowy.
Pozdrawiam!
Miałam skomentować wczoraj, ale tak jakoś wyszło, że zabrałam się za to dzisiaj ;)
OdpowiedzUsuńJuż to chyba mówiłam, ale nie zaszkodzi powtórzyć - bardzo podobają mi się kreację Huncwotów. Zazwyczaj autorki w opowiadaniach piszą o nich w wieku nastoletnim, ci Twoi zaś się starsi i mniej irytujący, a do tego zabawni i sympatyczni. Naprawdę ich polubiłam. I podziwiam ich, że pomimo ciężkich czasów wciąż potrafią wydobyć z siebie radość.
Ulżyło mi, że obie panie prawidłowo zaszły w ciążę. A także, że wyciągnęli z lochów Franka. On i Alicja zasługują jeszcze na chwilę szczęścia.
Zaskoczyła mnie reakcja Ginny na domniemaną śmierć Malfoya. Teraz już na pewno nie uważała go za wroga z czasów szkolnych. Ale pewnie głównie chodziło jej o to, że została sama. Sama, uwięziona w przeszłości, gdzie tylko Albus zna prawdę. Poza tym jeśli Draco zginąłby w tych czasach, przyszłość mogłaby się nieźle poplątać. Co za szczęście, że usłyszane przez Ginny wieści nie są prawdziwe.
Zaskoczył mnie pomysł, aby Ginny była drużbą Lily. I tutaj muszę powiedzieć, że w niezbyt pozytywny sposób. Ja rozumiem, że Lily polubiła Weasley, ale to niefajnie zapominać o starych przyjaciółkach. O Alicji i Dorcas. Oczywiście to dobrze, że Ginny wypomniała to i ostatecznie wykręciła się z tej prośby, ale nie za bardzo podoba mi się, że wszyscy zaczęli traktować Ginny tak... przyjaźnie. I Huncwoci, i Lily, i Dumbledore. Są dla niej po prostu zbyt pobłażliwi, a mnie na takie coś zapala się cichy alarm ,,Mary Sue''. Nie chcę na razie Ci zarzucić wyidealizowania postaci, radzę Ci tylko, aby nie zawsze ludzie byli dla niej tacy wyrozumiali, albo żeby znów pojawiła się postać pokroju Alastora czy Fabiana.
Natomiast moment z klaunem był niespodziewany, niepokojący, a przy tym bardzo ciekawy. Czego on od niej chce? No, ten wątek ma potencjał.
Przykro mi, że Ginny tak potraktowała Syriusza, który przecież chciał jej pomóc. Zastanawiam się, albo raczej, mam nadzieję, że to nie pozostanie bez choćby małego echa w ich relacjach.
Mimo wszystko opowiadanie nadal bardzo mi się podoba, nie myśl, że nie :)
Pozdrawiam.
Miło wczoraj spędziłam cały dzień czytając Twoje opowiadanie i nie żaluje, choć wcześniej miałam dziwne opory i to przez Ginny, bo ja generalnie za nią nie przepadam. Naprawdę. Miałam takie coś, ze jak wchodziłam na jakies opowiadanie, gdzie glówną bohaterką byla Ginny od razu na wstępie je skreślalam ale jak widzisz tutaj pozostalam na dluzej. Wciągnęlam sie bo pomysl jest genialny, a Twoj styl, ktory jest tak przyjemny idealnie z tym wspolgra. Teraz chyba zaczynam ją lubić, bo przyznam ze potrafisz wykreowac charakter postaci i nieco go urozmaicic i chwala Tobie za to. Sama geneza pomyslu cofniecua sie w czasie jest dobra. Na poczatku myslalam, ze beda uczyc sie w Hogwarcie razem z Huncwotami gdzie wplątany będzie wątek milosci Jamesa i Evans, czego nie lubie bardziej od Ginny. Tak, jestem malym hejterem ^^ Generalnie reasumując to mi sie podoba i czekam na dalsze rozdzialy. Miialam skomentowac wczoraj ale ze mi sie nie chcialo i jestem smierdzacym leniem to zrobilam to dzisiaj. Przepraszam za brak polskich znakow ale jestem na wyjezdzie i jedynym moim łącznikiem z blogsferą jest telefon. PS. Rosmaneczka odwalila kawal dobrej roboty, a jak zobaczylam w nim Aarona Johnsona to cieszylam sie jak glupia. Pozdrawiam i caluje! venilla-seela-snape,blogspot.com
OdpowiedzUsuńNo, nareszcie nadrobiłam i jestem. Aż mi się szkoda zrobiło, że nie zostało mi jeszcze kilka rozdziałów, bo strasznie się wciągnęłam. W ogóle bardzo podoba mi się pomysł z przeniesieniem Draco i Ginny do przeszłości i cieszę się, że postawiłaś akurat na tych bohaterów, bo jest bardzo ciekawie. I już chyba wiem o jakiej kobiecie mówił Syriusz we wspomnieniu ;> I bardzo dobrze wykreowane są w tym opowiadaniu kanoniczne postacie, aż chce się czytać ;) Ciekawi mnie jak to wszystko dalej się potoczy... Ginny myśląca, że Draco nie żyje, noga Szalonookiego, ta afera w szpitalu... Jest bardzo ciekawie, a zapowiada się jeszcze lepiej. Będę tu wpadać regularnie, świetna historia. I filmik świetny ;)
OdpowiedzUsuńNa nowym blogu już byłam i jestem zaintrygowana historią. Naprawdę cię podziwiam, bo byłam zdania, że nikt i nic nie wymyśli czegoś dobrego i odkrywczego, jeśli chodzi o ff na podstawie HP. Twoje opowiadania jednak temu przeczą. Są naprawdę świetne.
OdpowiedzUsuńKolejna rozmowa z Dumbeldorem. Hmmm. Ciekawa jestem, jak i kiedy Ginny będzie mogła wrócić do domu. Tak bardzo jej współczuję, że po prostu sama nie wiem, co powiedzieć. Heh, nieźle się uśmiałam, jak wypaliła z tym: "Będziesz wspaniałą matką". Lily musiała być zaskoczona. Ale wiadomość o ślubie też jest bardzo dobrym niusem. Może jednak nie zmieniła tak wiele. Martwi mnie jednak pojawienie się Franka. Czy on przypadkiem nie miał tam umrzeć? No i czy kiedykolwiek umrze?... To byłoby wspaniałe dla Neville'a. Żeby wychowywać się z rodzicami. Może chociaż to uda się Ginny naprawić. Co do koszmaru, to sama bym się przeraziła i bała zasnąć do końca życia. Uwierz: raz oglądnęłam jeden horror i do dzisiaj mam schizy, kiedy idę spać. Wystrzegaj się horrorów, mówię ci!
Pozdrawiam, podziwiając twój talent, Wellesie
ksiezycowa-przeszlosc
PS: Nie wiem, czy skomentowałam poprzedni rozdział, ale wiedz, że przeczytałam.
http://www.youtube.com/watch?v=SfFfwfT2bZk&feature=youtu.be
OdpowiedzUsuń- Kochana zgodnie z obietnicą.
Daje filmik na Stypę.
Mam nadzieję że się spodoba.
Tym razem trochę lepszy.
dziękuję Ci bardzo :) wiem, że poświęciłaś dużo czasu, ale chciałabym zwrócić uwagę, że Ginny i Harry nie są parą. on ma żonę i dzieci, a z tego wnioskuję, że mają kryzys. i Ginny nie została zaproszona, aby prowadzić drużynę tylko jako gość specjalny i sędzia na meczu finałowym :)
Usuńale dziękuję, bo jest śliczny.
Aj widzisz i pokręciłam;)
UsuńW takim razie problemu nie ma zrobię od nowa;)
I przepraszam czasami moje zakręcenie udziela się w najmniej oczekiwanych momentach.
i jeszcze jedna sprawa. dałoby radę zmienić muzykę? ta do mnie nie przemawia. jeśli to nie problem to chciałabym Christina Perri - "Arms"
UsuńPrzeczytałam już wcześniej, ale jakoś nie mogłam się zebrać, by skomentować.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Dumbledore traktuje poważnie Ginny. Szybko przybył i wysłuchał, do tego szuka sposobu, by powróciła. Czasami mam wrażenie, że trochę się jej boi. Przez nią dzieją się rzeczy, które nie działy się "za jej czasów", a to jest niepokojące. Ale dobrze, że dziewczyny są w ciąży. Ginny chyba, by nie przeżyła, gdyby Harry się nie urodził z jej winy. To już w ogóle zmieniło by tok wydarzeń.
Lily ją odwiedziła, czy to był tylko sen? Czy sen był dopiero po zdjęciu opaski? Bo się pogubiłam. Boże ten klaun mnie przeraża (a mam jednego w pokoju, jeszcze mnie zabierze w podróż w czasie :D).
Skąd oni mają informację, że Draco umarł? A niech się Ginny trochę pomartwi, a co :D Fajnie by było, gdyby pierwsze co zobaczyła to Malfoya i by pomyślała, że znowu ma halucynacje ;P
Widać, że jednak czuje się odpowiedzialna za to przeniesienie w czasie. Mimo, że za bardzo nie przepadała za Draco to widać, że się załamała i nie wie co myśleć. Teraz myśli, że tok wydarzeń obrócił się o 180 stopni.
Elfabo, nie mam pojęcia, skąd biorę ci się coraz dziwniejsze pomysły na opowiadanie, ale proszę, nie przestawaj ich opisywać. *.* To opowiadanie jest, uwaga, czytaj uważnie, FANTASTYCZNE. Ginny (której dalej nie lubię, ale kij z tym) w czasach Huncwotów. God. <3 Już samo czytanie o Jamesie, Lily, Syriusze i Remusie sprawia, że mam na ustach szeroki uśmiech. Oni są cudowni. CUDOWNI.
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy. Ten klaun jest przerażający. Nigdy nie bałam się klaunów, ale ostatnio ciągle spotykam jakieś mordercze odmiany - a to w Supernatural, a to w jakimś horrorze, a to u ciebie na blogu. Zaczynam czuć się zagrożona. Czemu Ginny ciągle go widzi? Co to w ogóle znaczy?
Draco nie żyje? Nie, nie, nie... Nie lubię go, ale to byłoby... No nie. On musi żyć, proszę, powiedz, że on jednak żyje.
Cóż, Dumbledore zachowuje się jak zwykle. Mam nadzieję, że wyczyta coś z tych mądrych ksiąg i wyjaśni parę spraw Ginny, a tym samym mnie. No i dobrze, że Harry jednak się urodzi. Bo gdyby nie... Wolę nawet o tym nie myśleć.
Czekam na kolejny rozdział, oczywiście. Pozdrawiam i życzę weny!
[troubled-spirits]
Właśnie nadrobiłam trzy rozdziały twojego opowiadania i jestem szczerze zaskoczona. Od razu wiedziałam, że powinnam się spodziewać czegoś ciekawego, lecz nie wiedziałam, że twoja wyobraźnia jest tak wielka :) Malfoy u babci swojej żony, Ginny straciła wzrok... Zaskakujesz mnie Elfabo i to nie pierwszy raz. Czekam na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńJeśli znajdziesz czas, możesz zaglądnąć na mojego bloga z opowiadaniem. Cieszyłabym się również z szczerej opinii o prologu :) http://zludzenie-spokoju.blogspot.com/