piątek, 19 lipca 2013

11: Przebudzenie

Droga do szczęścia jest ciemna i ciernista, lecz oświeca ją nadzieja.
(Aldona Rożanek)

Śniła jej się ciemność, a kiedy otwierała oczy okazywało się, że to wcale nie jest sen. Otaczała ją gęsta, nieprzenikniona czerń. Chciała krzyczeć – Mamo! - ale nie wiadomo, czemu krzyk wywoływał ból w jej głowie. Mimo to nie przestawała nawoływać – Mamo! Mamo! Mamo!
Bała się. Nie potrafiła tego racjonalnie wytłumaczyć, ale strach zaczął ją paraliżować.
I nagle coś w niej pękło, a wokół zrobiło się tak jasno, że znów musiała zacisnąć powieki. Co za okropne światło! Kto ją tak oślepiał? A potem zrobiło się ciemno, przeraźliwie ciemno, smoliście czarno. Było już po wszystkim...

Pamiętała dokładnie dni spędzone w Hogwarcie. Pamiętała ciepłe promienie słońca, nagrzewające zieloną trawę przy jeziorze. I głos. Ciepły, męski głos. Tylko on tam pięknie potrafił wypowiadać jej imię. Ginny, Ginny, Ginny... Tylko że ona go nie widziała. Był gdzieś daleko, w tyle, za nią. Była sama.
Kiedy nagle znalazła się w domu, w Norze, też nikogo nie spotkała. Tylko głosy. Nawołujące ją bezbarwnie. Ginny, Ginevra, Ginny... cichutkie szepty, czające się w zakurzonych kątach, wiszące obok garnków na kredensie, umierające niezauważone pod dużym, drewnianym stołem, przy którym zasiadała z całą swoją rodziną do pysznego, ciepłego posiłku, przygotowanego przez mamę.
Nagle znów robi się ciemno, tylko oczami wyobraźni jest w stanie dostrzec główną izbę w Norze. Pamięta, że kiedyś był tam duży zegar. Wokół tarczy, zamiast wskazówek, wirowały posrebrzane łyżeczki z podobizną każdego z domowników. Dawno się nad tym nie zastanawiała... Czy mama dalej obserwowała poczynania swoich dzieci? Nawet teraz, kiedy wszystkie wyprowadziły się z domu?
Głosy były coraz głośniejsze. Bardziej donośne i...obce.
Zapragnęła im odpowiedzieć. Cokolwiek. Ale nie mogła. Zagłuszał ją własny oddech. Chciała go uspokoić, by usłyszeć tamte głosy. I nagle sobie przypomniała. Dotarło do niej, kto tak głośno ją nawołuje.
- Co myśmy zrobili... Co myśmy zrobili! - wołał przerażony Draco Malfoy. Chciała go zobaczyć, ale ciemność zaczęła się zacieśniać wokół niej. - To twoja wina, bo roztrzaskałaś tę głupią kulę!
- Nieprawda – jęknęła, choć głos drżał jej tak bardzo, że sama nie wierzyła w swoje słowa. - Nie zwalaj winy na mnie!
- Co myśmy zrobili... Co myśmy zrobili! - powtarzał się męski głos. - To twoja wina, bo roztrzaskałaś tę głupią kulę! Co myśmy zrobili...
I nagle cisza. Cisza i ból.
W jednej chwili wszystko znika. Nawet ciemność. Zupełnie tak, jakby nigdy jej nie było.
Cisza, ból, ciemność.
Wszystko znika...
A ona się budzi.
* * *
Ginny macała w pośpiechu śliski, zimny materiał, na którym leżała. W powietrzu unosił się dziwny, niezbyt przyjemny zapach mieszanki potu, środków opatrunkowych i gazy. Zaczęła drżeć, czując, że jej ciałem wstrząsają dziwne dreszcze chłodu.
I jeszcze ta ciemność... Na początku kobieta pomyślała, że jest noc, a okna w pomieszczeniu osłonięto szczelnie ciężkimi kotarami, aby nie wpuścić do środka nawet najdrobniejszego światła. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to wina grubej opaski, którą miała założoną na oczy.
Uniosła rękę, mając wrażenie, że waży ona ponad tonę i dotknęła szorstkiego materiału. Drżącymi palcami próbowała zdjąć ją z głowy, jednak w tym samym momencie czyjaś silna, ciepła dłoń chwyciła jej lodowaty nadgarstek.
- Przestań – skarcił ją głos. Był znajomy, jednak Ginny nie była w stanie go sobie przypomnieć. - Nie możesz jej jeszcze zdjąć.
- Chcę coś zobaczyć... - jęknęła zrezygnowana.
W odpowiedzi usłyszała tylko ciche westchnięcie, dochodzące gdzieś z oddali.
- Boli cię coś? - dopytywał głos, nie zwracając uwagi na jej słowa. Mężczyzna cały czas trzymał jej rękę, jakby bał się, że coś głupiego strzeli jej do głowy.
- Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
I w pewnym sensie to było najgorsze. Gdyby coś ją bolało, to wiedziałaby, że jest chora, że można coś wyleczyć, a tak? Nie czuła nic. Nawet jej psychika zdawała się być dziwnie spokojna i zrelaksowana. Jakby to wszystko, co miało teraz miejsce spotkało kogoś innego, nie nią.
- Co się stało? - zapytała w końcu, zdając sobie sprawę, że ma dziwną czarną dziurę w swojej głowie.
- Był pożar, nie pamiętasz?
Pamiętała, ale w pierwszej chwili miała wrażenie, że to wydarzenie spotkało jakąś inną Ginny. To było dziwne, zamazane. Harry, ministerstwo, podróż w czasie... nie. To nie mogło dziać się naprawdę.
Kobieta usłyszała śmiech i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że te dźwięki wydobywają się z jej ust. Poczuła suchość w gardle. Zakaszlała, mając wrażenie, że wyczuwa w nim pył i kurz drażniący jej krtań.
- Wody... - szepnęła.
Wtedy mężczyzna puścił jej dłoń. Usłyszała dźwięk bulgoczącego napoju, wlewanego do jakiegoś naczynia. Po chwili poczuła zimne, gładkie szkoło na wysuszonych wargach. Nie kwapiła się nawet, aby ująć szklankę we własne dłonie. Pozwoliła mężczyźnie, aby poił ją małymi łykami, które wzniecały ogień w jej gardle.
Kiedy skończyła, poczuła niedosyt.
- Jestem w szpitalu? - zapytała, mając wrażenie, że jej głos brzmi teraz zupełnie inaczej. Bardziej znajomo.
- Nie – odpowiedział cierpko. - Szpital spłonął. Trochę to potrwa, zanim go odremontują.
- To w takim razie gdzie jestem?
- W moim domu.
- Ach... - jęknęła, jakby ją olśniło. Jednak po sekundzie miała wrażenie, że znów zaczyna spadać w czarną otchłań. - A kto ty jesteś?
- Nic nie kojarzysz? Nie dziwię się. Dostałaś mocny wywar przeciwbólowy i uspakajający. To otępienie trochę potrwa. Jestem Syriusz Black. Poznaliśmy się jakiś czas temu.
- Rzeczywiście... Uciekłeś z Azkabanu?
- Co? - zapytał zdziwiony. - Nie wybieram się tam. Nieważne... lepiej prześpij się jeszcze trochę. Może za kilka godzin będziesz bardziej komunikatywna.
- Nie chcę spać. Chcę wrócić do domu.
- Obiecuję ci, że zabiorę cię tam, jak się obudzisz.
- Boję się – szepnęła, nie będąc do końca pewna, czy dobrze nazwała to uczucie.
Syriusz zaczął gładzić jej ramię. Wolno i spokojne, jakby robił to codziennie. Ginny poczuła się lekka jak piórko. Zaczęła odlatywać. Daleko, daleko... niesiona przez delikatny wiatr.
- Nie bój się – szepnął głos. - Kiedyś znów będzie jak dawniej. Obiecuję.
A ona mu uwierzyła, bo i tak nic lepszego nie przyszło jej do głowy. Tylko to jej pozostało.
* * *
Kiedy Draco Malfoy otworzył oczy, poczuł się jak ryba wyjęta z wody. Z trudem udało mu się złapać oddech i zacząć samodzielnie oddychać. Czuł nieprzyjemny, rwący ból lewej ręki i skrzywił się, kiedy spróbował nią poruszyć.
Dopiero po kilku długich sekundach rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znalazł. Był to niewielki, kompletnie nieznany mu pokój z pomalowanymi na żółto ścianami i białym sufitem. Nie było w nim nic prócz łóżka, małej szafki nocnej, komody i regału z książkami.
Westchnął głośno. Azkaban na pewno tak nie wygląda. Nie było też mowy, aby Voldemort wynalazł dla niego takie lokum. Szpital też odpadał.
Spróbował się podnieść, by dojrzeć widok, znajdujący się za oknem, jednak w tamtym monecie przez jego kręgosłup przebiegł dziwny, nieprzyjemny impuls. Opadł na poduszkę.
Starał się oddychać spokojnie i przemyśleć wszystko jeszcze raz. Szpital płonął. Gdyby ktoś znalazł go rannego, to od razu skojarzyłby go ze śmierciożercami i, nie zważając na stan jego zdrowia, zamknął w Azkabanie. Tylko że najpierw musieliby odkryć Mroczny Znak. A jeśli stracił lewą rękę?
Nie. Przecież cały czas czuł narastający w niej ból. W takim razie, kto położył go w tym okropnym, żółtym pokoju, przebrał w czyste rzeczy i opatrzył jego rany?No właśnie, rany... prawą ręką wyczuł, że niemal całkowicie obwiązany jest bandażami. Zaskakujące, że nie czuł żadnego bólu.
I nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Wstrzymał oddech i zamknął oczy, jakby wierzył, że skoro on nikogo nie widzi, to i jego nie zobaczą.
- Och, obudziłeś się już? - Usłyszał kobiecy głos.
Zadźwięczał w jego uszach. Znał go. Tak doskonale go znał. Bez namysłu otworzył oczy i omal nie krzyknął. Przy jego łóżku stała wysoka kobieta, która mogła mieć około czterdziestu pięciu lat. Miała długie, brązowe włosy związane w ciasny kok na czubku głowy i piękne, duże oczy, ozdobione długimi rzęsami.
Przez ułamek sekundy Draco myślał, że patrzy na swoją żonę – Astorię, tyle że o dwadzieścia lat starszą.
- Coś nie tak? - spytała kobieta, nie ukrywając zmieszania.
Draco szybko odwrócił wzrok, starając się opanować kołatające w piersi serce.
- Co? Nie... ja tylko...
- Ach, pewnie nie pamiętasz, co się stało – rzekła. - W Szpitalu Świętego Munga wybuchł okropny pożar. Jest wielu rannych, ale nie ma gdzie ich położyć. Ministerstwo otworzyło kilka specjalnych oddziałów tymczasowych, ale to i tak niewiele w porównaniu do tych wszystkich zniszczeń. Mój mąż – Askot pracuje w Mungu. Postanowiono, że kto może, zabiera rannych do domu. Pomagają nawet zwykli obywatele.
- Rozumiem – skłamał, bo tak naprawdę miał ogromną pustkę w głowie.
Draco nie widziałby nic nadzwyczajnego, gdyby ten cały Askot wziął do domu jakąś starszą kobietę albo młodziutką dziewczynę, ale faceta z Mrocznym Znakiem na przedramieniu?
- Pamiętasz jak się nazywasz? - spytała kobieta, nalewając mu wody do szklanki.
- Tak, Draco Ma... - nie mógł powiedzieć prawdziwego nazwiska, a to, które wymyślił, w ministerstwie gdzieś mu umknęło. - Ma...
- Spokojnie – rzekła, unosząc delikatnie jego głowę, aby nie zachłysnął się, pijąc. - Ja jestem Astoria Rice – dodała.
Malfoy się zachłysnął. Chwilę trwało, zanim doszedł do siebie.
- Jeśli chcesz, mogę zawiadomić twoją rodzinę – kontynuowała. - Jesteś bardzo mocno poparzony. To cud, że w ogóle przeżyłeś. Na ostatnie piętro nie można było się dostać prawie przez godzinę.
- Na razie niech tak zostanie – oznajmił.
Kobieta wyszła z pokoju, pozostawiając go samego z myślami. Podobieństwo fizyczne i to samo imię nie mogło być przypadkiem. Rice... To nazwisko coś mu mówiło, tylko że za nic w świcie nie wiedział, gdzie je wsadzić. Rice, Rice, Rice...
Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu z nadzieją, że znajdzie gdzieś odpowiedź na dręczące go pytania. I znalazł.
Na jednej ze ścian wisiał znajomy obraz. Przedstawiał czarownicę trzymającą na kolanach małą, może ośmioletnią dziewczynkę. Z uniesionej różdżki kobiety wydobywały się kolorowe iskry, które wyjątkowo bawiły jej córeczkę.
Identyczne dzieło wisiało w ich pokoju gościnnym. Pamiętał, jak Astoria przyniosła je pewnego słonecznego dnia do domu.
- Skąd to wzięłaś? - zapytał, nie wierząc, że jego narzeczona ma aż tak kiepski gust, aby kupić takie szkaradztwo.
- Byłam z Dafne w starym domu dziadków. Mama prosiła nas o posprzątanie, mówiła, że chce sprzedać tamten dom.
- Ach... I przyniosłaś obraz, aby mieć jakąś pamiątkę?
- Nie bądź cyniczny. Widzę, że ci się nie podoba. Lubiłam go, kiedy byłam mała. Przecież wiesz, że mieszkałam u dziadków. Wisiał w takim dziwnym pokoju, do którego nie wolno mi było wchodzić – szepnęła, a na jej policzku pojawił się delikatny, czerwony rumieniec.
- Więc ty, oczywiście, musiałaś siadać na podłodze i gapić się w niego godzinami. Może właśnie przyniosłaś do domu jakąś klątwę?
- Nie bądź śmieszny. Mogę go wyrzucić jeśli ci na tym zależy.
- Nie. Powieś go. Tylko nie w sypialni.
Malfoy próbował sobie przypomnieć, jak nazywali się dziadkowie jego żony. Astoria opowiadała o nich tak często, tak wiele im zawdzięczała. I nagle, jak grom z jasnego nieba, uderzyła w niego prawda.
Rice.
Tak, kobieta nawet wspominała, że odziedziczyła imię po babci. Astoria Rice była babcią jego żony, a pokój, w którym się znajdował, był tym, do którego dziewczynka nie miała wstępu. A co więcej obraz, na który patrzył, w przyszłości zawiśnie w jego domu.
Nie. To było dziwne. Stanowczo zbyt dziwne, aby się nad tym zastanawiać.
Mógł zginąć, tak mu powiedziała tamta kobieta. Powinien zginąć. A gdyby nawet do tego doszło, co by się wtedy stało? Co spotkałoby jego duszę, gdyby w pośpiechu opuściła ciało? Nie miał pojęcia. Nie chciał wiedzieć.
* * *
- Mamo? - zapytała zdezorientowana Ginny, kiedy nagle przebudziła się ze snu. Zamajaczyło jej w głowie, że już raz się obudziła.
Ile czasu minęło od tamtej chwili? Minuty, godziny, dni, lata, a może cała wieczność? Wciąż czuła ten sam, niezbyt przyjemny zapach. Co jej właściwie dolegało? Syriusz mówił coś o jakimś pożarze. Oczywiście...
Przypomniała sobie tamtą chwilę, w której siedziała z Remusem w bibliotece i nagle pojawił się patronus Dorcas. Szpital Świętego Munga stał w płomieniach. Pamiętała, że nie zważając na niebezpieczeństwo, wbiegła do środka i pomagała wyprowadzać rannych.
Ktoś powiedział, że na wyższych piętrach są potrzebujący. Poszła tam. Dławiła się dymem, a w gęstym pyle dostrzegła sylwetkę mężczyzny. W pierwszej chwili go nie poznała, dopiero potem zrozumiała, że ma do czynienia z Severusem Snape'em. Była głupia, była kompletną idiotką, kiedy chciała do niego podejść.
Ostrożnie poruszyła rękami i nogami. Zdawało się, że wszystko jest z nimi w porządku. Dotknęłam brzucha i piersi. Było jak zawsze. Nie czuła żadnego bólu, żadnych ran czy bandaży. Ginny spróbowała się podnieść, jednak wtedy poczuła ogromny ból. Przez chwilę nie mogła złapać tchu. To głowa, a w zasadzie twarz... opadła na poduszkę, mając wrażenie, że ktoś wbija jej tysiące małych igiełek w rozgrzaną skórę.
Kobieta dyszała ciężko, po czym zebrała się w sobie i opuszkami palców dotknęła obolałą twarz. Wydawało jej się, że nie jest tak źle. Skóra była była dziwnie tłusta, jakby posmarowana jakąś okropną mazią. Na podbródku i policzkach wyczuła kilka zadrapań, ale nic poza tym. A potem natrafiła na ciężki opatrunek zasłaniający jej oczy. Westchnęła.
I nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Jak poparzona opuściła ręce i schowała je pod kołdrą.
- Śpisz, Ginny? - Usłyszała męski głos. Tym razem bez problemu odgadła, że należy do Remusa Lupina.
Zawahała się, zastanawiając się, czy go okłamać, udając głęboki sen. Zrezygnowała z tego pomysłu. Poczuła, że musi się dowiedzieć, co tak właściwie się stało.
- Nie – odpowiedziała cicho.
Usłyszała, jak mężczyzna kładzie tacę na stoliku, a potem przysuwa krzesło, aby usiąść obok niej. Poczuła znajome ciepło i to sprawiło, że poczuła się lepiej.
- Ile czasu minęło od pożaru? - zapytała, uznając, że to ona musi pierwsza przełamać lody.
- Niecały tydzień – odpowiedział. - Dokładnie sześć dni.
- Dlaczego nie jestem w kwaterze głównej Zakonu? Syriusz powiedział, że to jego dom.
- W sumie nie do końca ten dom jest jego. Mieszkamy tutaj razem. Dumbledore chciał, aby ktoś się tobą zajął. Wiesz, po pożarze było wielu rannych, nawet wśród członków Zakonu... - głos mu się załamał. - Ginny, to była porażka...
Przez chwilę nic nie mówiła. Nie słyszała, aby płakał, ale i tak nie mogła być pewna, że po jego policzkach nie płyną łzy. Przełknęła głośno ślinę, próbując przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek słyszała o tym, aby w szpitalu wybuchł aż tak wielki pożar. Przecież nikt by tego nie tuszował... niestety, miała pustkę w głowie.
- Remusie – zaczęła ostrożnie. - Co się stało z moją twarzą?
I nagle atmosfera się zagęściła. Słyszała dokładnie jego przyspieszony oddech.
- Według Lily nie były to skutki pożaru tylko jakiś eliksir. Ktoś oblał ci twarz? Nie pamiętasz?
- Nie – skłamała, twierdząc, że tak będzie lepiej. - Więc kiedy zdejmie mi tę opaskę?
I znów zapadła cisza.
- Niedługo – odpowiedział, po czym niespodziewanie, dotknął jej dłoni.
- Remusie, czy ja straciłam wzrok? - Przez chwilę nie wiedziała, skąd padło to pytanie.
- Nie mów tak! - prawie krzyknął, a ona miała wrażenie, że nie pamiętała, aby kiedykolwiek był taki poruszony. - Lily wie, co robi. To potrwa jakiś czas. Może miesiąc? Ale będziesz widzieć, będzie jak dawniej.
Nigdy nie będzie jak dawniej... - pomyślała.
* * *
Dzień wcześniej :) Na kilku blogach niestety narobiły mi się zaległości w komentowaniu. Przepraszam i obiecuję, że wszystko nadrobię.
A dla zainteresowanych niespodzianka tutaj.

19 komentarzy:

  1. No dobrze czemu taki krótki co?
    Chyba najkrótszy jaki do tej pory napisałaś, ale bardzo mi się podobał.
    Jak zawsze zresztą, ale już Ty o tym doskonale wiesz.

    Naprawdę szkoda mi Ginny.
    Przez cały tydzień była zawieszona między światami nie mając pojęcia co sie z nią dzieje.
    I zaskoczył mnie Syriusz.
    Na początku był wobec niej bardzo niechętny a tymczasem zachowywał sie zupełnie inaczej.
    Czuł... troskliwy i opiekuńczy.
    Naprawdę jakoś chyba pierwszy raz w życiu nie szkoda mi Dracona, chociaż to jego spotkanie z babką Astorii mnie zaintrygowało.
    Jestem ciekawa co z tego wyniknie.
    I co się dzieje z twarzą Ginny.
    Mam nadzieję że nie zrobisz jej nic złego (wiem, że to potrafisz) i nie skończy się to tak tragicznie jak w przypadku np Ginewry.
    Niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego i oby nastąpił on szybko:)

    pozdrawiam serdecznie przy okazji założyłam nowego bloga z opowiadaniem;)
    może zaciekawię?

    czekam na kolejny NN.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby działo się to kilka lat później, kiedy na przykład Astoria (żona Draco, nie babcia jego żony) miała 7 lat. To by wyjaśniało dlaczego dziewczynka nie może wchodzić do pokoju, w którym leżał Draco. Dobrze, że Malfoy nie trafił z powrotem w ręce Śmierciożerców. Z pewnością Voldemort by zabił, bo przecież nie rzucił żadnego zaklęcia, aby wywołać pożar.
    Uuu. Cóż ten Severus narobił. Teraz Ginny może stracić wzrok. Nie fajna sytuacja. Ale Lily z pewnością jej pomoże. Oby.
    To ja czekam na kolejną notkę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział mi się bardzo podobał.
    Ten sen był bardzo fajnie opisany. Choć był mało przyjemny, wiedząc, że Draco obwinia ją za to, że cofnęli się w czasie...

    Od początku wiedziałam, że ten tajemniczy głos należy do Syriusza ^^ Zamroziło mnie, kiedy Ginny powiedziała o tej ucieczce, ale pewnie mężczyzna uzna to za jakieś majaki. I ta troska Syriusza o Ginny jest bardzo fajna i ciekawa jestem, czy ich relacje po tym wszystkim się zmienią. Widać, że Remus także okazał się w porządku wobec dziewczyny. Mam nadzieje, że szybko wyzdrowieje i będzie mogła widzieć.

    Oczywiście najbardziej z tego rozdziału podobał mi fragment z Draconem i oczywiście nie muszę mówić dlaczego, prawda ^^ To ciekawy zbieg okoliczności, że akurat trafił na babcie Astorię :) I tak w ogóle, nazwisko Rice od razu skojarzyłam z pisarką Anną Rice:) Ale to już tak na marginesie ^^

    Jestem ciekawa ciągu dalszego. Bez wątpienia ta historia coraz to bardziej mi się podoba :)

    I fajnie, że wróciłaś do swojej pasji w grafice. Szablony, które są na stronie, są bardzo piękne i urocze :) Na pewno będę śledzić Twoje arcydzieła na tym blogu ;)
    No a ten szablon, co jest tutaj, też jest niebywały:) Zieleń tak bardzo wprowadza w spokojną atmosferę;)

    Pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, jak się cieszę, że napisałaś, akurat mi się nudziło. :) Najbardziej w tym rozdziale zachwyciła mnie rozmowa Ginny i Syriusz. Wcześnie był do niej taki uprzedzony, a teraz zaczął się nią opiekować i "Będzie jak dawniej. Obiecuję". Poza tym tworzysz ciekawe opisy, dzięki którym można wczuć się w bohaterów, którzy rozpaczliwie chcieliby wrócić do własnych czasów. Musi być im strasznie ciężko: rozstanie z bliskimi, udział w wydarzeniach, na które nie mają wpływu, prawda, której nie mogą wyjawić i teraz jeszcze uszczerbki na zdrowiu. Jestem ciekawa tego, w jaki sposób zakończą swoją podróż w czasie. Pozdrawiam i czekam z zapartym tchem na ciąg dalszy. :) [corka-glizdogona]

    OdpowiedzUsuń
  6. Za dużo sie nie dzieje, ale bardzo mi sie podoba. Pokazujesz, co się stało po pożarze, jak wygląda sytuacja. Ukazujesz emocje i Dracona i Ginny. Ich załamanie, niedowierzanie, zagubienie. Sytuacja ta ich przerasta i to widać. Zastanawiają się jak wpływa to co się teraz dzieje, na czasy, w których żyli. Czy nawyki osób, których kochają są takie jakie będą w przyszłości.
    Już myślałam, że ktoś z Zakonu uratował Dracona, ale to byłby głupi pomysł. Przecież o ma Mroczny Znak. Dobrze to wymyśliłaś. Babcia jego żony. MA okazję ją poznać. Poznać osobę, która wychowała Astorię. Milutko, ale też czułabym się dziwnie na jego miejscu. Jednak nie nie powinno być już go na świecie lub dopiero co się urodził.
    Ginny straci wzrok? Mam nadzieję, że nie. Ten Snape to :D
    Podejrzewam, że Remusowi wtedy poleciała łza, tak jak myślała Ginny. To była porażka Zakonu. wiele osób było w niebezpieczeństwie, wiele umarło. To było zwycięstwo Voldemorta.
    Czekam na nowość ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to jestem :) Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale byłam na obozie pływackim i na tym zadupiu nie miałam dostępu do internetu. Już nadrabiam zaległości.
    Szczerze mówiąc, to trochę mnie tym wszystkim zaszokowałaś. Nie spodziewałam się pożaru w świętym Mungu i chyba jeszcze nigdy nie czytałam o niczym podobnym, więc bardzo mi się ten pomysł spodobał. Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że Snape wylał na Ginny ten... kwas, a tym bardziej, że będzie miało to takie konsekwencje. Mam wielką nadzieję,że Weasleyówna nie straci wzroku, ale sądząc po nerwowej reakcji Remusa, nie jest to wykluczone.
    Podobały mi się również fragmenty z Draco i jego rozmowy z Frankiem, bądź co bądź, o miłości. Cieszę się, że przedstawiłaś jego małżeństwo z Astorią jako naprawdę szczęśliwe, bo często spotykam się z opowiadaniami, w których albo ożenił się z nią z przymusu, albo tylko marzy o rozwodzie. Fajnie poczytać dla odmiany o tym, jak to bardzo ją kocha ;)
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i życzę duuużo weny! :)
    Pozdrawiam!
    [popioly-feniksa]
    [kolysanka-dla-nieznajomej]

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobry rozdział. Ale, chwila. Czy ty kiedykolwiek napisałaś jakiś zły rozdział na tym blogu?
    Nie wiem za bardzo od czego zacząć. Z pewnością od nagryzienia ciastka, ale może przejdźmy do rozdziału.
    Kobieto, kobieto! Krótko. To po pierwsze. Krótko, ale ciekawie. I przy tym ciekawie zatrzymamy się na dłużej, bo długość ma tu mniejsze znaczenie :D
    Po prostu tak to się czytało, że nawet nie wiem, kiedy skończyłam. To jest coś takiego, że patrzysz na pierwszą linijkę, a następnie widzisz gwiazdki informujące o końcu rozdziału. Niesamowite, jak ty to robisz, że tak wciągasz ludzi?
    Wielki potwór zżera mnie od środka. To ciekawość. Zastanawiam się, co Twoja wyobraźnia Ci jeszcze podsunie w związku z tą historią. Przyznam, że gdy tylko przeczytałam o tej przepasce na oczach Ginny w mojej głowie powstała myśl "to chyba niemożliwe, Ginny nie mogła stracić wzroku!". Czy coś w ten deseń. No bo szczerze, przyznajmy to, byłoby okrutne gdyby oślepła! Nie, nie, nie. Tej opcji podziękujmy i wierzmy zapewnieniom Remusa, że nic jej nie jest w tej kwestii :D Co do twarzy rudzielca... Ciekawi mnie też, czy zostaną jej jakieś blizny. Jeśli dozna jakichś uszkodzeń, to czy to zniknie, gdy wróci do swoich czasów? A może nie wróci? A może... Tyle pytań, tyle pytań!
    Teraz Draco. Ciekawe, jakich obrażeń dokładnie doznał Malfoy. No i spotkanie babki swojej przyszłej żony... Jakie to dziwne uczucie. Gdyby tak postawić się w sytuacji chłopaka (no, niech będzie mężczyzny) to byłaby to chyba całkiem niezręczna sytuacja. Przynajmniej dla niego.
    No i ładny szablon. I w ogóle :D Aaaach, jeszcze ta niespodzianka! Miałam o niej napisać. Nawet nie wiesz, jaka to miła niespodzianka :D Przyjemnie tak sobie pooglądać Twoje arcydzieła, serio. Masz wielki talent, kobieto. Wielki! Czuję się przy Tobie jak taki mały robaczek.
    Życzę Ci na koniec dużo, dużo weny (i pod kątem pisarskim, i pod kątem tworzenia szablonów itd. :D), mnóstwa czasu oraz miłych i udanych dalszych wakacji.
    Pozdrawiam cieplutko! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Remus wreszcie przestał zachowywać się jakby bał się, że Ginny go pogryzie. A i Syriusz zmienił swój stosunek do dziewczyny. Czy naprawde potrzebowali aż takie tragedi, żeby stać się dla niej miłymi?
    Wierzę, że Ginny jednak nie straciła wzroku. To byłoby okropne. Dziwię się tylko, że nie powiedziała Remusowi kto jej to zrobił. Chociaż z drugiej strony, gdyby Dumbledore się dowiedział, nigdy nie pozwoliłby Severusowi pracować w Hogwarcie. I cała przyszło-przeszłość by się zmieniła.
    Nad Draco wreszcie zaczyna świecić słońce. Bądź co bądź, trafił wreszcie do rodziny. Niby swojej żony, ale przynajmniej sa dla niego mili i nie zamykają go w lochach.
    Mam też pewną teorię co do Mrocznego Znaku na jego przedramieniu - zobaczymy, czy zgadłam, kiedy opublikujesz następny rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam tę historię od momentu, w którym pojawiła się pierwsza notka. Śledziłam całą historię i muszę przyznać, że jest tak samo rewelacyjna jak blog o Ginevrze, który dobiegł końca. Historia wygląda na dopracowaną od A do Z, a swoim magicznym klimatem przyciąga czytelnika. Już kiedyś sobie obiecałam, że skomentuję notkę, ale ciągle przekładałam. W końcu zebrałam się, żeby coś naskrobać.

    Syriusz wreszcie zrozumiał, że Ginny jest po ich stronie. No cóż, ludzie często zbyt późno zaczynają rozumieć pewne rzeczy. Taka już ich natura. Tragedie łączą wszystkich i tak było w tym przypadku. Coś mi się zdaje, ale między nią a Syriuszem może coś zakiełkować. Może to złudne wrażenie, ale tak mi jakoś się coś uroiło xD Mam nadzieję, że Ginny odzyska wzrok.

    No i pozostał Draco. Musiał mieć niezwykłe szczęście, że nie trafił w ręce Voldemorta, bo to nie skończyłoby się dobrze. Draco to osoba, której wykonanie misji Toma Riddle'a nie było dane. Zawsze zawodził. Nawet tutaj. No cóż, myślę, że on nigdy nie pasował do roli śmierciożercy. Trafienie do domu babci swojej żony uratowało go przed niechybną śmiercią.

    Aby ocalić, np. rodziców Harry'ego i zniszczyć Voldemorta, Ginny musiałaby odnaleźć jego horkruksy, a potem zabić Toma. Nie byłoby "Wybrańca". Może śmierć niektórych osób, to było po prostu przeznaczenie? Tego nie wie nikt. Mieszanie w przeszłości jest piekielnie niebezpieczne. Można strasznie namieszać w tym, co było, w tym, co będzie i w tym, co jest.

    To naprawdę świetna historia i wiem, że uda ci się ją doprowadzić do końca.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam wielką nadzieję, że Ginny wydobrzeje. Rozumiem jej zszokowanie, kiedy odkryła, że świat zasłania jej przebrzydła opaska. Ona nie może stracić wzroku! Podobało mi się, że gdy po raz pierwszy się obudziła, był obok niej Syriusz. Wcześniej odnosił się do niej z niechęcią, a teraz był całkiem miły. Podobnie jak i Remus <3 Widać, że przejął się losem dziewczyny. Mówiąc szczerze, troszkę mnie zdenerwowało, że Ginny została ranna i już ludzie zaczynają być dla niej mili, aczkolwiek rozumiem, że tego wymaga zwykła przyzwoitość. W końcu dziewczyna jest w kiepskim stanie. Po prostu miałam wrażenie, że trochę za bardzo przejmują się nieznajomą dziewczyną, której stronnictwo nie było do końca pewne.

    Wspomnienia! Piękne, aż się uśmiechnęłam, a moje serce ścisnęło poruszenie. Zarówno wspomnienia/sen Ginny jak i wspomnienia Draco bardzo mi się podobały ^^ Miały w sobie taki przyjemny, magiczny klimat.

    Fajny pomysł z wprowadzeniem babci Astorii. Nie dziwię się, że Draco miał mętlik w głowie. Przy okazji cieszę się, że trafił pod troskliwe oko. Cóż, Ginny widzi w Jamesie Harry'ego, a on w tej kobiecie swoją Astorię ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. To niemożliwe, żeby Ginny straciła wzrok. Gdyby tak się stało i wróciła do teraźniejszości nie mogłaby już grać w quidditcha. A to dla niej całe życie. Byłoby też to niesprawiedliwe, przecież wkroczyła do tego szpitala, żeby pomóc innym potrzebującym. A sama stała się ofiarą.
    Ostatnio coś blogerzy lubią karać czymś swoje postaci i wpędzać je w kłopoty, ranić, wyniszczać. Nie wiem jaki jest w tym cel, ale mam nadzieję, że ty nie należysz do tych autorów :)
    Syriusz przypadkiem nie ufał i nie przepadał za Ginny? Teraz znajduje się w jego domu i to przy nim się budzi, on podaje jej wody, tłumaczy co się stało. A może to ma jakiś związek z tą ich rozmową. Interesujące.
    Draco trafił do rodzinnego domu swojej żony. A to ci dopiero. Nigdy nie podejrzewałabym, że znajdzie się on tam. Ba, myślałam do tej pory, że w końcu spotka się z Ginny, w końcu już długo się nie widzieli, a powinni zacząć coś działać i wymyślić sposób jak wrócić do swojego prawdziwego życia zanim zmienią przeszłość.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Uprzejmie informuję, iż wysłałam twoje ,,dzieło" do jednej z najlepszych analizatorni. Wkrótce powinnaś otrzymać ocenkę swojego blogósia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. To opko jest naprawdę dobre, rzeczywiście. Tak jak jej szablony. Dlatego właśnie Elfaba już lądowała na Blogowym Sznaucerku XD Ale jak to się mówi, dla kogo dobry, dlatego dobry.
      W którym miejscu pomyliłam analizatornię z ocenialnią? Napisałam ,,ocenę" ponieważ w jakimś stopniu jest to ocenienie bloga. Btw łap: http://megaslownik.pl/slownik/synonimy_antonimy/331,analiza

      Usuń
    3. mhm. tylko daj mi znać jak mnie zaanalizują, bo nie mam czasu na odwiedzania takich blogów a z chęcią przeczytam.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  14. Nie wiem, czy mnie pamiętasz, bo miałam dosyć długą przerwę w bloggowaniu, ale kiedyś aktywnie komentowałam Ginevrę. Teraz postanowiłam zajrzeć na Twoje nowe, tj. to opowiadanie i... Kurcze, sama nie wiem, czego się spodziewałam. Początkowo moje wrażenia są podobne do Ginevry, bo szablon, bo Cintia, bo to o Ginny. Na tym jednak podobieństwa się kończą.
    To zupełnie inna historia, która zdobyła moje serce. Myślałam, że Ginny i Draco. Coś ten-teges. Sądziłam, że nagle będą się mieć ku sobie, a ty... Kurcze, znowu mnie zaskoczyłaś. Przenosiny w czasie to dosyć powszechny motyw, ale zaraz rzadki w świecie potterowskim. W sumie dziwię się, że po latach Draco ma lepszy związek niż Ginny, ale chyba zasłużył na to, bo swoje wycierpiał, ale wracam do głównej myśli tego komentarza.
    Gdy znaleźli się razem w przeszłości, myślałam, że dłużej będą się odnajdywać w nowej rzeczywistości, ale poszło im to w miarę szybko. Chociaż współczuję Dracowi - spełnił się jego największy koszmar, gdy odezwał się mroczny znak, znowu stał się Śmierciożercą. Nadal jednak nie wiem, dlaczego zrobił to Ginny. Okej, nie byli przyjaciółmi, ale wymierzając w nią swoją różdżkę w pewien sposób ją zdradził i to dosyć okrutnie. W końcu w nowym, nieznanym świecie mieli tylko siebie. Powinni sobie ufać, nie wbijać noże (różdżki) w plecy.
    Draco później przebył długą drogę, a młody Snape nie zdobył mojej sympatii. Przez niego Malfoy znalazł się w lochu, później ledwo unikając śmierci w pożarze. Cóż, takie zachowanie zasadniczo pasuje do Snape'a, ale... Nie, to ja byłam naiwna, że to może potoczyć się inaczej. Zaskoczyłaś mnie spotkaniem w lochach. Frank, cóż, szkoda mi go. Dracowi chyba nieco też, zwłaszcza w świetle tego, co wie. Wie, że los rodziców Neville'a będzie być może nawet okrutniejszy niż śmierć. Spotkanie z dziadkami Astorii to dziwna sprawa. Nie wiem, dlaczego akurat oni przyjęli go pod swój dach (tj. wiem, ale sądzę, że tkwi w tym coś więcej).
    Wydawało mi się, że spotkanie Ginny z panią Weasley będzie przełomem. Możnaby myśleć, że to koniec, a tu jednak początek. Zaufanie Molly nie udzieliło się jej członkom rodziny, co jest w sumie słuszne. W czasie wojny trzeba uważać, komu można ufać. Zauroczyła mnie kwestia z feniksami na plecach pierwszego składu ZF. To takie... urocze? Nie, raczej przejmująco sentymentalne. Gdy Ginny wbiegła do płonącego szpitala, pomyślałam, że jest szalona. Ale też odważna. Mało kto ma odwagę ryzykować dla obcych ludzi. Snape okazał się szują i... Mam nadzieję, że Ginny odzyska wzrok.
    Zastanawiam się, dlaczego Ginny milczy. Czy nie mówi o wydarzeniach, które zna w obawie przed zmianą przyszłości? Chodzi mi o to, że gdyby powiedziała, co wie z perspektywy czasu, to ich historia mogłaby się potoczyć inaczej. Wszak jeszcze nie było przepowiedni, nie jest za późno dla Potterów, Syriusz może nie trafić do Azkabanu, a Peter... Peter może wreszcie dostałby za swoje, za zdradę przyjaciół. Zadziwiła mnie też jeszcze jedna kwestia. Nie wiem też, czy to błąd, czy specjalna zmiana, ale skoro Alicja w mniemaniu Ginny powinna być w ciąży, to Lily chyba też. Neville'a i Harry''ego dzieli przecież tylko jeden dzień.
    Uwielbiam Twoją wersję tamtych czasów. Zawsze czytając Twoje opowiadania, mam ochotę pisać o podobnych czasach. W tym przypadku aż mnie palce świerzbią, aby zacząć pisać o Lily i Jamesie, ich miłości, dzielnym Syriuszu i nich wszystkich, którzy mieli swój wkład w Zakon Feniksa i walczyli w tych mrocznych czasach. Nie wiem, jak to robisz, ale... Czytałam Twojego bloga i info o nich wszystkich, bo inspirujesz mnie jak mało kto. Doskonale oddajesz ducha tamtych czasów za co bardzo Ci dziękuję. Już dawno nic mnie tak nie zmotywowało do pisania, wiesz?

    Pozdrawiam.
    muniette.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

SPAM to zuo. Kiedy go zostawiasz, to cała jego czarna energia przeleje się w moje serce i nie będę nad sobą panować, kiedy przybędę na Twój blog i napiszę coś niemiłego.

Zwiastun wykonała rosmaneczka.