Wydawało się, że
bliży się Apokalipsa. Że Bestia Dzięsięcioroga wychodzi z
Czeluści. Że Jeźdźców Czterech straszliwych tylko patrzeć wśród
dymów pożarów i pól skrwawionych. Że już-już, a zagrzmią
trąby i złamane zostaną pieczęcie. Że runie ogień z niebios. Że
spadnie Gwiazda Piołun na trzecią część rzek i na źródła wód.
(Andrzej Sapkowski)
Dwa
tygodnie później
Dni
spędzone w celi dłużyły się niemiłosiernie. Draco jednak czuł,
że woli być zamknięty w lochu, niż pracować bezpośrednio dla
Voldemorta. No właśnie... Bellatriks wspominała coś o zadaniu,
które ich czeka. Jego i Severusa. Martwiło go to, on sam, na
miejscu Czarnego Pana pewnie zabiłby faceta, który nagle zjawia się
w jego życiu z Mrocznym Znakiem na przedramieniu.
Tylko
Voldemort mógł wybierać śmierciożerców. Ten przywilej nie
należał do nikogo innego. Skoro tak było, to Draco wiedział, że
jego dni są policzone. Czarnoksiężnik nie był tak głupi, aby
pozwalać mu żyć. Zastanawiało go jedynie to, że nie był
przesłuchany. Nikomu nie zależało na tym, aby wyciągnąć od
niego jakiekolwiek informacje. Nikt nawet się nie starał zrozumieć,
co on tutaj właściwie robi.
Malfoy
żałował, że poszedł wtedy za Severusem, jak mógł być tak
naiwny, aby myśleć, że mężczyzna mu jakkolwiek pomoże? To było
idiotyczne. Powinien nie rozstawać się z Ginny. Skoro jeszcze nie
trafiła do lochów, to pewnie znalazła ludzi bardziej godnych
zaufania. Może poszła prosto do Dumbledore'a? Tak, oboje powinni to
zrobić, już na samym początku.
-
Jest pan zły, panie Marshall? - Usłyszał pewnego dnia pytanie od
Franka Longbottoma, siedzącego w celi obok.
Na
początku nie chciał w ogóle odpowiadać. Wolał milczeć i udawać,
że śpi lub najzwyczajniej w świecie ma go w nosie. Jednak nic z
tego. Mężczyzna był nieustępliwy.
-
Proszę odpowiedzieć. Jaka jest pana natura?
-
Zupełnie przeciwna niż twoja – odpowiedział szybko i od razu
tego pożałował.
Frank
był już słaby. Malfoy wielokrotnie słyszał, jak go torturowano,
aby wyciągnąć od niego jakieś informacje o Zakonie Feniksa.
Jednak Longbottom milczał. Wyraźnie igrał ze śmiercią i swoimi
oprawcami.
-
Czyli sądzi pan, że jest złym człowiekiem – upewnił się
lokator sąsiedniej celi. - Ale czy jest pan pewien? Nigdy nie kochał
pan kobiety?
- A
co ma do tego kobieta?! - krzyknął Draco stanowczo zbyt głośno.
Wolał nie myśleć o Astorii, tak było mu łatwiej, po prostu nie
myśleć o jej ciele, jej włosach i dotyku jej dłoni. Nie myśleć...
A ten idiota miał czelność mu o niej przypominać. To było
wyjątkowym nietaktem z jego strony.
-
Bardzo wiele. Jeśli ktoś jest zdolny do miłości, to nie jest zły.
-
Strasznie płaskie rozumowanie. Mam żonę, jeśli już musisz
wiedzieć – powiedział, zastanawiając się, po co w ogóle o tym
wspomina.
-
Jak ma na imię?
-
Astoria.
-
Chciałby pan ją jeszcze kiedyś zobaczyć?
Malfoy
poczuł się tak, jakby ktoś z całym impetem przekręcał mu nóż
wbity w piersi. Cóż za idiotyczna, nieprowadząca do niczego
rozmowa. Jakie znaczenie miałaby jego odpowiedź? Frank był w tym
momencie jedną z ostatnich osób, którym miałby opowiadać o
żonie. Ale przy okazji był też jedynym, który chciał go
wysłuchać.
- Ja
też mam żonę – stwierdził po chwili Longbottom, rozumiejąc, że
nie dostanie od Malfoya żadnej odpowiedzi. - Pobraliśmy się jakieś
dwa miesiące temu. Ma na imię Alicja.
Wiem
– odpowiedział w myślach Draco. - Wiem, jak ma na imię i
wiem, co się z nią stanie, co się z wami stanie.
- I
wie pan co? - kontynuował dalej Frank. - Nie cierpię, dlatego że
tutaj jestem. Cierpię, dlatego że ona jest teraz sama. Że każdego
dnia zamęcza się pytaniami, czy ja w ogóle jeszcze żyję. Tym
martwię się najbardziej. A pan? Panu też jest szkoda swojej żony?
Malfoy
pamiętał tamten dzień bardzo dokładnie. Miał wrócić szybko z
ministerstwa i iść z Astorią na zakupy. Mieli kupić sobie
odświętne szaty i wybrać się do teatru. Przecież kupił jej dwa
bilety na premierę z okazji urodzin. Mężczyzna nie potrafił sobie
tego wyobrazić. Jak to właściwie było? Czy razem z Ginny po
prostu zniknęli? Czy czas w jego świecie płynął tak samo szybko,
jak tutaj? Czy to możliwe, że żona podejrzewała go o romans i
ucieczkę z panną Weasley?
Nie.
Astoria wierzyła w jego miłość. Do takich dupereli zdolny był
Potter. Wiecznie skrzywdzone dziecko, któremu odebrano narzeczoną.
Wiecznie skrzywdzone dziecko, które chciało ocalić cały świat, a
nie ocaliło dziewczyny, którą kochał.
Malfoy
przełknął głośno ślinę. Znów to robił. Znów obwiniał
Harry'ego, a sam nie zachował się lepiej wobec Ginny. Przez głowę
przeszła mu myśl, że może dziewczyna wcale nie odnalazła
Dumbledore'a. Może zamordowano ją w czasie jednego z ataku
śmierciożerców, może kiedyś będzie musiał wrócić do swoich
czasów, stanąć przed Potterem i powiedzieć mu, że jego ukochana
zginęła...
Z
zamyślenia wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Nie przejął się
tym. Był pewien, że zamaskowani śmierciożercy znów zmierzają do
Franka. Niestety, nie tym razem. Odziani w czarne peleryny mężczyźni
stanęli przy jego celi.
-
Już czas – odezwał się jeden z nich. - Czarny Pan na ciebie
czeka. Za dwie godziny rozpocznie się twoja misja.
Serce
Malfoya podeszło do gardła, kiedy otworzyli mu drzwi. Usłyszał
tylko cichy głos Longbottoma: myśl o niej...
* *
*
Ginny
wpatrywała się w sufit. Plecy już zupełnie przestały ją boleć.
Była wdzięczna Dorcas, że postarała się również o to, aby
zniknęły wszelkie szepczące ślady z jej skóry. Na początku sama
nie wiedziała, że Moody był aż tak bezwzględny. Przeraziła się
dopiero, kiedy uzdrowicielka podała jej lusterko. Dziewczyna wolała
wymazać to jak najszybciej z pamięci.
Od
momentu, w którym znalazła się w kwaterze głównej, minęły dwa
tygodnie. Przez kilka pierwszych dni było w porządku. Cieszyła
się, że może być sama. Raz nawet wzięła się za wysprzątanie
całego budynku, gdyż jak się później okazało, nie było tutaj
skrzatów. W drodze wyjątku jeden z nich był pożyczany z
Hogwartu, kiedy trzeba było przygotować ucztę na zebranie. To
wszystko. W innych wpadkach posiłki przygotowywali członkowie
Zakonu, którzy akurat pełnili dyżur w kwaterze.
Kiedy
już wszystko było czyste, Ginny zaczęła się nudzić. Najczęściej
odwiedzała ją Lily, uzupełniając całą garderobę o rzeczy w jej
rozmiarze. Na początku dziewczyna była sceptycznie nastawiona do
tych prezentów, gdyż martwiło ją to, że nie ma jak oddać
pieniądzy. Jednak przyszła matka Harry'ego machnęła tylko ręką
i kazała jej przestać marudzić.
Równie
częstym gościem była Dorcas. Ginny miała wrażenie, że to
właśnie z nią rozmawia jej się najlepiej. Bez problemu znalazły
wspólny język, a uzdrowicielka z ochotą opowiadała jej o tym, co
dzieje się w szpitalu i aktualnych przypadkach. Raz, zupełnie
przypadkiem, wygadała się, że Molly Weasley spodziewa się
kolejnego dziecka. Ginny trochę się uspokoiła, wierząc, że może
nie narobiła takiego zamieszania, przenosząc się w czasie.
I
choć wszystkie te spotkania wpływały na nią pozytywnie, to jednak
okropnie jej się nudziło. Raz zapytała Dumbledore'a, czy może
gdzieś wyjść, choćby na chwilę, jednak ten kategorycznie jej
zabronił. Jak sam stwierdził, nie zamierza jej więzić, ale musi
mu dać jeszcze trochę czasu.
Ginny
przyjęła to z udawaną pokorą. Jednak najbladziej martwiła się o
to, że straci formę. Cały czas wierzyła, że jeszcze kiedyś
wróci do swoich czasów, a wtedy będzie musiała znów usiąść na
miotle i od nowa spróbować zbudować swoją karierę. Dlatego też
każdą wolną chwilę poświęcała na ćwiczenia siłowe i
ewentualny stretching. I miała w głębokim poważaniu głupie żarty
Jamesa na ten temat...
Jednak
tamtego dnia Ginny nie mogła znaleźć sobie miejsca. Od rana
myślała o Draco. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna
wplątał się w jakieś tarapaty lub, co gorsze, postanowił przejść
na stronę Voldemorta. Podejrzewała, że gdyby wszystko było w
porządku, to byłby na tyle inteligentny, aby znaleźć Dumbledore'a
i zacząć z nim współpracować.
Starając
się nie zaprzątać tym głowy, wyszła z pokoju i skierowała swoje
kroki do kuchni. Z tego co wyczytała na harmonogramie, wynikało, że
dzisiejszy dyżur spadł na Dorcas i Remusa. Kobieta jednak nadal się
nie pojawiła, co łatwo można było wytłumaczyć sobie
zamieszaniem w szpitalu.
Ginny
odetchnęła głośno. Wiedziała, że Lupin jest w bibliotece.
Zawsze tam przesiadywał, a ona nie miała pojęcia, czego szukał.
Uznała, że czas nawiązać z nim jakąś bliższa znajomość. To,
że Syriusz nie miał ochoty z nią rozmawiać, to była inna
historia, ale Remus... z nim nawet nie próbowała.
W
ekspresowym tempie, za pomocą magii, upiekła czekoladowe ciasteczka
według niezawodnego przepisu mamy i zaparzyła dwa kubki herbaty. Po
niespełna czterdziestu minutach z parującymi przysmakami na tacy
zeszła po schodach i udała się w kierunku biblioteki.
Kiedy
sprzątała kwaterę, podarowała sobie to pomieszczenie. Uznała, że
nie ma nerwów na odkurzanie wszystkich starych woluminów.
Drzwi
otworzyła łokciem i w sumie nie była zaskoczona, kiedy
przekroczyła próg. Znalazła się w okrągłym pomieszczeniu z
wysokim sklepieniem, w którym pod sam sufit pięły się półki
zapełnione najróżniejszymi książkami. Przeszła kilka metrów, a
jej kroki odbijały się echem na kamiennej posadzce. Dopiero za
jednym z regałów wyłonił się niewielki stolik, przy którym
siedział Remus. Ledwo go dostrzegła za grubymi księgami, które
studiował.
Mężczyzna
był czujny. Podniósł wzrok w tym samym momencie, w którym się do
niego zbliżyła. Ginny dostrzegła, jak marszczy czoło. Wyglądał
na wyraźnie zmęczonego. Jego jasne włosy mocno się przerzedziły,
a na twarzy i rękach przybyło nowych zadrapań. Dziewczyna nie była
głupia, wiedziała, dlaczego jego oczy są tak smutne, niespełna
cztery dni temu była pełnia księżyca.
Ginny
zmusiła się do uśmiechu.
-
Zrobiłam herbatę i ciasteczka – rzekła szybko, zastanawiając
się, gdzie postawić tacę. Na blacie nie było nawet cala wolnego
miejsca. - Pomyślałam, że jesteś głodny.
-
Nie jestem – odpowiedział, a ona westchnęła głośno.
-
Ale herbatę wypijesz? - zapytała.
Remus
nie odpowiedział. Wstał z krzesła i przestawił kilka książek na
podłogę, robiąc jej miejsce. Ginny z wyraźną satysfakcją
ustawiła przed nim tacę i usiadła naprzeciwko. Zlustrowała go
dokładnie spojrzeniem.
-
Sypana? - zapytał, zerkając ukradkiem do kubka.
-
Nie, z torebki - odpowiedziała, radując się w duchu, że zna tak
niewielkie przyzwyczajenia młodego Lupina.
-
Skąd wiedziałaś, że nie piję sypanej?
-
Przy mężczyznach nazywam to kobiecą intuicją.
- A
przed samą sobą? Przypadkiem? Fartem? - dociekał, a jego twarz
lekko się odprężyła.
-
Nie powiem ci. A może jednak skusisz się na ciasteczko?
Czekoladowe, jeszcze ciepłe.
Czekolada
była jedną z dwóch rzeczy, z którą Remus Lupin, którego znała,
nigdy się nie rozstawał. Pierwszą oczywiście była różdżka.
Uśmiechnęła się tryumfalnie, kiedy mężczyzna chwycił świeży
wypiek i odgryzł kawałek. Przeżuwał go w milczeniu z podobną
tylko do niego dokładnością.
- I?
- dociekała.
-
Mam wrażenie, że jadłem już podobne. Gideon i Fabian przynieśli
kiedyś takie na święta Bożego Narodzenia.
-
Niemożliwe – stwierdziła, a mężczyzna spojrzał na nią
pytająco.
-
Niemożliwe, że były takie same – sprecyzowała. - Ja tamtych nie
robiłam.
-
Też prawda.
Ginny
nie mogła uwierzyć, że czuje się aż tak swobodnie w jego
towarzystwie. Wiele zawdzięczała swojemu byłemu profesorowi. Miała
wrażenie, że teraz może mu w pewnym sensie za wszystko
podziękować. Kącik jej ust podniósł się jeszcze wyżej, kiedy
Remus sięgnął po kolejne ciastko.
-
Dorcas już przyszła? - zapytał po chwili. - Nigdy nie spóźniała
się aż tyle czasu.
-
Nie, jeszcze jej nie było. Pewnie zatrzymał ją jakiś przypadek w
szpitalu.
- W
takim razie wysłałaby nam wiadomość. Mam nadzieję, że nic się
nie stało.
-
Przestań krakać – jęknęła, upijając łyk jeszcze gorącej
herbaty. Poczuła szczypanie na języku, ostatkiem silnej woli
powstrzymała się przed wystawieniem go na zewnątrz.
Remusa
najwyraźniej rozbawiła ta sytuacja.
-
Bardzo śmieszne – jęknęła. - Powiedz mi lepiej, czego tutaj
szukasz. Mogę ci pomóc i tak nie mam co robić całymi dniami.
Jego
twarz w jednej chwili się napięła. Na czole pojawiły się
nieodpowiednie dla jego młodego wieku zmarszczki. W ułamku sekundy
zatrzasnął trzymaną przed sobą księgę, jednak Ginny bez
problemu odczytała jej tytuł.
-
Historia magicznych potworów? To ma jakiś związek z
Voldemortem? - spytała.
- To
odwaga czy głupota wymawiać jego imię?
Tak,
to było dobre pytanie. Ginny sama się zaskoczyła. Owszem, od kilku
lat nie miała większych obaw, kiedy sama widziała, jak
najgroźniejszy czarnoksiężnik pada na jej oczach na ziemię. Ale
teraz przecież było inaczej. Może przez to, że była tutaj
zamknięta, nie zdawała sobie sprawy z sytuacji panującej w Anglii.
-
Wybacz... - szepnęła. - Wymsknęło mi się.
-
Wymsknęło?
-
Remus, nie ciągnij mnie za słowa. Odpowiesz na moje pytanie czy
nie?
-
Nie?
-
Nie, nie ma to związku z Voldemortem.
- To
z czym?
Ale
ona wcale nie musiała pytać. Domyśliła się bez problemu, że
chodzi o jego przemianę w wilkołaka przy każdej pełni. Musiała
udawać, nie mogła się zdradzić, że zna jego największy sekret.
-
Nie twoja sprawa – odpowiedział. Nie zaskoczyło ją to zbytnio. -
Lepiej weź już te ciastka. Zostaw resztę dla innych... i sprawdź,
czy Dorcas wróciła ze szpitala.
-
Wyganiasz mnie stąd?
-
Nie, chcę być po prostu sam. Możesz to uszanować?
Nie
odpowiedziała. Przez chwilę miała ochotę wylać na niego herbatę,
którą zaparzyła. Wiedziała, czemu tak się zdenerwowała,
wszystko przez to, że od dwóch tygodni nie była na świeżym
powietrzu. Zaczynała się pomału dusić w zamkniętym
pomieszczeniu, a tym bardziej w bibliotece. Miała wrażenie, że
widzi wszystkie drobiny kurzu zebrane na książkach.
Już
chciała odejść, kiedy nagle, zupełnie niespodziewanie, pojawiła
się przed nią biała mgła, która po niespełna kilku sekundach
przybrała kształt ogromnego orła z rozłożonymi szeroko
skrzydłami. Po chwili patronus przemówił głosem Dorcas:
-
Śmierciozercy zaatakowali szpital. Wszystko płonie. Poinformujcie
Zakon i przybywajcie jak najszybciej...
*
* *
W
uszach Draco cały czas dźwięczały słowa Voldemorta. Nie miał
pojęcia, co powinien zrobić. Na misję wysłano go razem z
Severusem Snape'em, tylko że ten miał do odegrania trochę inną
rolę. Oboje mieli niepostrzeżenie dostać się do Szpitala Świętego
Munga, co w efekcie okazało się całkiem łatwym zadaniem i
wzniecić tam pożar.
Malfoy
miał udać się na najwyższe piętro, a jego towarzysz zająć
niższy poziom. Czarny Pan miał jeden cel. Marzył o tym, aby Zakon
poczuł, że przegrał. Chciał ogromnych strat w ludziach i nie
obchodzili go czarodzieje będący pacjentami szpitala. Mogli być
nawet czystej krwi, mogli być mu wierni, miał to gdzieś. Chciał,
aby Dumbledore wiedział, że on nie zawaha się przed niczym.
I
tym sposobem Draco bez problemu dostał się na piąte piętro, do
sklepu i herbaciarni, która służyła odwiedzającym. Było tam
dość tłoczno. Czarodzieje i czarownice piętrzyli się przy bogato
wyposażonym barze i kilkunastu stolikach. Wszędzie dało się
słyszeć gwar rozmów, a czasem nawet śmiech.
Malfoy
odetchnął kilka razy, po czym chwycił różdżkę choć nadal nie
wyciągnął jej z kieszeni. Nie mógł tego zrobić nie potrafił.
Wiedział, że Severus znajduje się na drugim pietrze przy oddziale
z chorobami zakaźnymi. Jeden ze śmierciożerców podobno powiedział
Voldemortowi, że tam zawsze jest najmniej uzdrowicieli i personelu
szpitala.
Draco
wiedział, że ten pomysł jest szalony. Nie zamierzał w tym
uczestniczyć. Pomimo swojego ogromnego strachu, nie chciał zabijać
tylu niewinnych ludzi. Poczuł, że musi ich ostrzec. Już chciał
wyjąć różdżkę, aby wzmocnić swój głos, kiedy nagle zupełnie
niespodziewanie poczuł swąd spalenizny.
Czarny
Pan wiedział, że nawali. Schody stanęły w płomieniach, odcinając
drogę ucieczki. Nagle wybuchła panika, a Malfoy był pewny, że
słyszy jakiś ironiczny śmiech jednego ze śmierciożerców. Nie
wolno było mu się zawahać i teraz o tym wiedział, tylko że teraz
było za późno. Płomieni nie dało się okiełznać.
Poczuł,
jak zaczyna paraliżować go strach.
*
* *
Ginny
i Remus nie mieli czasu na przekrzykiwanie się, czy któryś z nich
powinien zostać w kwaterze, czy oboje mają udać się na miejsce
tego okropnego zdarzenia. Najpierw w pośpiechu powiadomili resztę
członków Zakonu, a potem tak jak stali, wybiegli z biblioteki i
teleportowali się pod szpital św. Munga.
To
było bardzo dziwne. Budynek mieścił się w starym centrum
handlowym, na którego drzwiach znajdowała się kartka: zamknięte z
powodu remontu. Miało to odwrócić uwagę przechodzących obok
mugoli. Teraz jednak wszystko było inaczej.
Przy
wejściu tłoczyło się wielu ludzi, języki ognia wychodziły z
okien. Na miejscu byli już aurorzy, którzy starali się jak mogli
panować nad sytuacją. Ginny dostrzegła, że kilka osób przeszło
obojętnie obok tego zamieszania. Domyśliła się, że na budynek
rzucono odpowiednie zaklęcia kamuflujące.
Dziewczyna
rozejrzała się energicznie, w tłoku prawie straciła z oczu
Remusa. Ze spalonych zgliszczy wynoszono rannych, wielu
poszkodowanych zwijało się z bólu, próbowano udzielić im
jakiejkolwiek pomocy, jednak w tym momencie było to wręcz
niemożliwe.
To
była tragedia. Inaczej nie dało się tego nazwać. Swąd spalenizny
dostał się do jej nozdrzy. Pomimo chłodnej aury i zbliżającej
się zimy, Ginny miała wrażenie, że stoi w najgorętszym miejscu
na świecie.
-
Lily, posłuchaj mnie chociaż raz. - Usłyszała zdenerwowany głos
należący do Jamesa.
Odwróciła
się na pięcie. Przy jednym z poszkodowanych stała doskonale jej
znana para. James trzymał swoją narzeczoną za ramiona i potrząsał
nią delikatnie. Natomiast na twarzy dziewczyny malowała się
determinacja. Ginny w kilku susach znalazła się przy nich. Obydwoje
spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
-
Powinnaś zostać w kwaterze – odezwał się James, jednak ona
zlekceważyła jego uwagę.
- O
co chodzi? - spytała, kierując te słowa w stronę Lily.
-
James chce, aby pozostała tutaj. A przecież tam płoną ludzie! -
krzyknęła, próbując zagłuszyć syk płomieni.
- Ma
rację – rzekła Ginny, spoglądając dyskretnie na jej brzuch. On
musiał już tam być, musiał zacząć się rozwijać. - Lily, tutaj
też jesteś potrzebna.
- A
ty? Chyba nie powiesz mi, że chcesz tam wejść!
-
Tylko do głównego holu, obiecuję.
Lily
dała za wygraną. Zdjęła z szyi dużą chustę w drobne, różowe
kwiaty i zawiązała ją na głowie Ginny, dokładnie chowając jej
wszystkie włosy. Kiedy skończyła, wyjęła z kieszeni różdżkę
i rzuciła zaklęcie najpierw na narzeczonego, a potem na dziewczynę.
W momencie, kiedy srebrne iskry dotknęły jej piersi, poczuła
przyjemny chłód.
- To
da wam ochronę przed płomieniami, ale nie szarżujcie.
-
Dzięki – szepnęła Ginny, po czym pobiegła w stronę wejścia do
budynku.
Nie
czekała na Jamesa. Nie słuchała, kiedy Lily mówiła mu, jak
bardzo się martwi.
Dziewczyna
minęła w biegu mężczyznę, który pomagał opuścić płonące
zgliszcza jakiejś kobiecie. Ginny starała się nie myśleć, kiedy
ktoś krzyknął za nią, że nie wolno tam wchodzić.
Korytarze
nie przypominały tych, którymi czasem zdarzało jej się chodzić.
Otaczał ją ogień i dym. Nie myślała, kiedy biegła przed siebie,
torując sobie drogę różdżką. Gdyby zaczęła się zastanawiać
nad tym, co robi, to pewnie uciekła by z krzykiem z płonącego
szpitala.
Przez
myśl przeszło jej, że kiedyś była odważniejsza. Zaśmiała się
w duchu. Tak. Pewnie tak albo po prostu głupsza.
Bez
większego zastanowienia przyłączyła się do ludzi, próbujących
wyprowadzić rannych. Chwyciła starszą czarownicę, która z trudem
trzymała się na nogach i oplotła jej rękę wokół swojej szyi.
Już przy drzwiach wyjściowych ktoś uwolnił ją od ciężaru, aby
mogła wrócić po kolejnego poszkodowanego.
Dym
drażnił jej nozdrza. Dusiła się i kaszlała, ale nie mogła się
zatrzymać. Poczuła narastającą w jej żyłach adrenalinę. Była
niezmiernie wdzięczna Lily za to, że rzuciła na nią tamto
zaklęcie. Nie było jej aż tak gorąco, a ogień jakby odbijał się
od jej ciała. Mogła pozwolić sobie na więcej niż większość
czarodziei walczących z żywiołem.
-
Pierwsze piętro i parter są prawie opanowane, ale wyżej są
jeszcze ranni! - krzyknął ktoś, a Ginny bez zastanowienia pognała
na schody.
Wspięła
się na drugie piętro, gdzie ogień sięgał niemal do sufitu.
Niewiele widziała w ostrych płomieniach. Próbowała oczyścić
jakoś główny korytarz. Zastanawiała się, czy jest tutaj sama.
Wiedziała, że to niemożliwe, ale mimo to nie wyczuwała niczyjej
obecności. Dopiero kiedy płomienie się zmniejszyły, jej oczom
ukazali się kolejni uzdrowiciele i pacjenci.
Niektórzy
wyraźnie krwawili. Rany na ich ciałach były ogromne i ubrania
niemal całkowicie spalone i zniszczone. Nie było czasu na pogawędki
i podziękowania.
Ginny
przedzierała się dalej. Miała wrażenie, że kompletnie straciła
orientację w terenie...
* *
*
To
nie był najlepszy czas dla Severusa. Wiedział, że musi wyjść
cało z tej misji, a wtedy Czarny Pan na pewno mianuje go
pełnoprawnym śmierciożercą. Problem jednak polegał na tym, że
sprawy chyba zbyt mocno wymknęły się spod kontroli.
Pożar
zajął cały szpital. Płomienie sięgały do sufitu, a on nadal był
uwięziony na drugim piętrze. Przełknął głośno ślinę. Teraz
już nawet nie chodziło o to, aby nikt go nie zauważył, chodziło
o to, aby przeżyć. Czarodzieje byli zbyt pochłonięci tym, co się
działo ze szpitalem, aby zaprzątać sobie głowę jego osobą. Poza
tym w razie czego zawsze mógł okłamać, że znalazł się tutaj
przypadkiem, lecząc się z jakiejś dolegliwości.
Przedzierał
się przez wąskie korytarze, próbując otworzyć sobie przejście
przez płomienie. Czuł na czole gorące krople potu. Szata prawie
kompletnie się usmoliła, a od dołu spaliła. Severus pierwszy raz
od bardzo długiego czasu poczuł, że paraliżuje go strach.
Kaszlał
i charczał, wiedział, że jeśli zostanie w płomieniach jeszcze
kilka minut dłużej, to prawdopodobnie się udusi.
Skręcił
w inny wąski korytarz, omal nie potykając się o bezwładne,
stojące w płomieniach ciało. Przełknął głośno ślinę, nie
zamierzał sprawdzać, czy ten delikwent jeszcze żyje. Minął go,
uważając, aby samemu się nie zapalić.
Już
chciał ruszyć w kierunku schodów na niższe piętro, kiedy nagle
ją zobaczył.
Stała
z wyciągniętą różdżka, próbując odpędzić atakujące ją
płomienie. Niezbyt wysoka, drobna sylwetka rysowała się na tle
czerwonych płomieni. Severus znał dokładnie szal w kwiaty, którym
związała włosy. Kojarzył też jej dżinsową luźną kurtkę.
Nosiła ją jeszcze za czasów szkoły.
Lily.
Najważniejsza dla niego kobieta ryzykowała życie, aby ocalić jak
najwięcej istnień. Snape bez zastanowienia poskromił ogniste
języki, które były najbliżej dziewczyny. Wtedy ona się
odwróciła, a w jej oczach malowało się zaskoczenie.
On
też się zdziwił. Miał do czynienia z zupełnie kimś innym, niż
na początku mu się wydawało. Nie znał tej dziewczyny, ale jak ona
śmiała założyć na siebie rzeczy Lily. Zacisnął dłoń na
trzymanym w kieszeni eliksirze. Miał go przygotowanego na tego
faceta, który przedstawił się nazwiskiem Marshall, gdyby miał go
znów spotkać, co raczej było niemożliwe.
Dziewczyna
zbliżyła się o kilka kroków. O dziwo, jej ubranie było prawie
czyste, nie zwęglone z żadnej strony.
-
Snape? - spytała półszeptem.
Mężczyzna
jednym ruchem chwycił flakonik znajdujący się w jego kieszeni.
Odkorkował go w ekspresowym tempie.
-
Skąd mnie znasz? - rzucił.
Nie
mogła uczyć się w Hogwarcie. Nie kojarzył jej nawet z widzenia.
Mogła być starsza o kilka lat od niego, ale tak piegowatej buzi nie
dało się zapomnieć.
-
Ja...
Nie
chciała odpowiedzieć, wyczytał to z jej oczu. Żałowała, że w
ogóle zaczęła. Severus obserwował jak jej wargi zaczynają drżeć.
-
Gadaj, skąd mnie znasz?!
Ale
ona pokręciła tylko głową, co zupełnie wyprowadziło mężczyznę
z równowagi. W ułamku sekundy zamachnął się niewielkim flakonem,
a starannie uwarzona przez niego ciecz wylądowała na jej napiętej
z emocji twarzy. Syknęła, po czym upadła na kolana.
Krzyczała,
przyciskając dłonie do swej twarzy.
Severus
jednak nie miał czasu dłużej zawracać sobie nią głowy. W ciągu
kilku sekund znalazł się na schodach o zbiegł po kilka stopni.
Pierwsze piętro i parter już nie płonęło, jednak swąd
spalenizny nadal unosił się w murach szpitala. Snape w pośpiechu
opuścił budynek. Nie zawahał się nawet wtedy, kiedy zobaczył
kilkadziesiąt zupełnie zwęglonych ciał na chodniku. A to był
dopiero początek. W szpitalu na pewno było jeszcze mnóstwo
ofiar...
* *
*
Ból
nie trwał zbyt długo. Już po chwili Ginny czuła, że płynie, Jej
ciało unosiło się nad podłogą i sunęła wśród dymu, kurzu,
pyłu i resztek dogasających płomieni. Niewiele widziała, a z
każdą chwilą wszystko podrażało się w jeszcze większej
ciemności. Nie bała się. Jej ciało ogarnął zaskakujący
spokój...
-
Fabian, co się stało?! - krzyknęła jakaś kobieta.
-
Nie wiem, tak ją znalazłem – odpowiedział jej głos mężczyzny
zaskakująco blisko jej ucha. Znała go, ale nie potrafiła
przypomnieć sobie skąd.
Ginny
chciała się odezwać. Otworzyć oczy i powiedzieć, że wszystko
jest dobrze. Tylko że nie mogła zrobić ani jednego, ani drugiego.
Otaczała ją ciemność, a w gardle czuła nieprzyjemną, twardą
gulę. Chciała odchrząknąć, jednak z jej piersi wyrwał się
tylko cichy świst. Poczuła dziwny ból w krtani.
-
Nic nie mów – powiedziała ta sama kobita. - Fabian, to nie są
skutki ognia...
- A
czego?
-
Trzeba jej obmyć twarz, szybko – rzuciła tylko w odpowiedzi. -
Jest wielu rannych... Syriusz! Chodź tutaj. Zróbcie to sami.
-
Ale..?
-
Bez żadnego ale.
A
potem odeszła. Ginny zaczęła odczuwać chłód, całe jej ciało
zastygło. Ktoś coś do niej mówił, ale ona nie słyszała. Słowa
zostały zagłuszone przez krzyk.
* *
*
Koniec
części pierwszej. Wiecie, że pisałam tę notkę dwa miesiące
temu? Aż sama się sobie dziwię... Podoba mi się, choć na
początku miałam inną wizję końcówki.
Wybaczcie,
że jestem taka paskudna i u Was mnie nie ma, ale nadrobię to
wszystko, obiecuję!
A
wiecie, co jest najlepsze? Przyjaźnie z dzieciństwa. Moja może i
się posypała, ale i tak zawsze mogę liczyć na moją Julitę.
Zawsze. A ostatnio nawet nie zauważyłam, że minęły nam trzy
godzinki.
PS:
Podoba mi się ten cytat, bardzo, bardzo.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTeraz przez ciebie jest mi żal, że nie ma tu Astorii. Może mała podróż w czasie dla niej co? Czy Severus wylał jej kwas na twarz? Mam wrażenie, że lubisz uszkadzać Ginny. Na Ginevrze atak wilkołaka i blizny na twarzy tutaj kwas. Ale odbiegając od tematu szablon. Pisałam ci już, że jest ładny ale po prostu nie mogę przestać się na niego gapić. Wszystkie twoje szablony są takie delikatne uwielbiam je. Wystarczy, że wejdę na bloga który ma twój szablon i od razu myślę sobie na pewno zrobiła go Elfaba. Na Butter-Hill też jest świetny teraz właśni weszłam i widzę, że zmieniłaś ale ten nowy też mi się podoba i Daniel na nim jest tamten miał w sobie to coś, a ten ma plusa za tego Daniela Niestety nie czytam butter hill ( wybacz ale nie lubię czytać początków więc zawsze zaczynam jak już więcej rozdziałów ), a teraz zmieniając temat stypa. Muszę przynjmniej trochę pomęczyć cię żebyś coś tam dodała. Wchodzę tam raz na jakiś czas sprawdzić czy coś dodałaś i mam nadzieję, że w końcu dodasz. Rozdział następny widzę późno ale to dobrze bo 13 wyjeżdżam to będzie akurat jak wrócę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńYYyyyych, aaaaach, ooooch!
OdpowiedzUsuńJesteś genialna. Ten rozdział jest genialny. Wszystko jest genialne. Tak lekko czytało się ten rozdział, że nawet nie zdążyłam pięć razy zastukać w blat biurka, a już przeczytałam. A ile emocji... Z dobrą muzyką po prostu gigant, nie rozdział. Nie wiem, jak ty to robisz, ale wszystko Ci wychodzi świetnie - rozmowa z Frankiem, sytuacja w bibliotece, no i ten pożar... Rany, aż mnie ciekawość zżera od środka jak jakiś kwas. Co będzie dalej? Z drugiej strony cieszę się, że czytam to rozdział po rozdziale, co jakiś czas, a nie na jeden rzut kilkanaście, może kilkadziesiąt rozdziałów w ciągu kilku dni. Wtedy nie byłoby mnie dla ludzi, po prostu bym nie istniała :D
Rany, ogromnie mnie ciekawi, czy się pojawią cali i zdrowi w przyszłości, w "swojej" teraźniejszości, jakkolwiek to nazwać. Jestem ciekawa także tego, ile minie czasu w ich czasach. Sekunda? Godzina? tydzień, miesiąc, rok? Tyle pytań!
Niesamowite, dwa miesiące temu? Naprawdę? Rany, a ja piszę na bieżąco... Zazdroszczę Ci, też chciałabym mieć coś na zapas, jak na początku ;<
Coś jeszcze miałam pisać, ale nie bardzo już pamiętam...
Pozostaje mi więc...
A, A! Miałam napisać o szablonie. Jest o TAAAAAAAKI śliczny, no i Cintia ;>
Także... Pozostaje mi więc czekać na następny rozdział i życzyć Ci mnóstwa weny. Oraz czasu. Oraz udanych wakacji, bardzo, bardzo udanych. Miłego wypoczynku, pozdrawiam cieplutko, trzymaj się ;3
W końcu sie doczekałam i przyznam warto było czekać tyle czasu naprawdę.
OdpowiedzUsuńRozdział zrobił na mnie wstrząsające wrażenie az nie spodziewałam się tego.
Całość czyta się jednym tchem.
To wszystko, co pokazałaś z wydarzeniami w szpitalu... i te dokładne opisy.
Robią takie wrażenie, że można wręcz sobie wyobrazić to wszystko, co tam się stało.
Nie spodziewałam się że Voldemort może być aż tak okrutny a może się spodziewałam?
No i jeszcze wpakował w to Draco.
Pewnie miał w tym swój cel i wcale mnie to nie dziwi.
Voldemort zna swoje okrucieństwo niestety.
Podobał mi się również fragment w którym Snape bierze Ginny za Lily.
tylko to jego okrucieństwo... tak nie wiele by się skończyło dla niej źle.
Miała wiele szczęścia naprawdę.
Podziwiam również odwagę tych wszystkich członków Zakonu.
Naprawdę żeby ratować ludzkie życie trzeba wiele odwagi i honoru.
No i również szablon.
Niezwykle urokliwy i dobrany kolorystycznie.
Według mnie taki bardzo ciepły i przyjemmny jak się na niego patrzy.
Jeden z najcudowniejszych, chociaz niezbyt mi jakoś pasuje do opowiadania;) Może dlatego że jego komcepcja jest inna, chyba że zmieniłaś swój zamysł.
Pozostaje cierpliwie czekać na ciąg dalszy i kochana życzę udanych wakacji!
Pozdrawiam serdecznie!
Właśnie ostatnio poczułam potrzebę czytania czegoś na temat Harrego Pottera no i szukam szukam i znajduję. Jest tego jednak tak dużo, że nie wyrabiam z czytaniem. Na razie skończyłam ten rozdział, ale obiecuję, że z pewnością nadrobię te wszystkie żeby być na bieżąco.Podoba mi się sam pomysł, że James i Lily żyją, a Snape jeszcze nie jest mianowanym śmierciożercą. Wybacz jeśli się mylę, ale jestem tu nowa więc wszystko możliwe, to dzieje się kilkadziesiąt lat wcześniej? Jeśli tak to super bo jeszcze nie natknęłam się na nic takiego. Podobała mi się scena jak ukazałaś, że to wszystko płonie, te ciała, krzyki, dym wprost widziałam je oczami swojej wyobraźni. Skoro to jest część pierwsza to czekam na drugą i bardzo przepraszam, ale chciałam cię zaprosić na mojego bloga, właśnie napisałam pierwszy rozdział i byłbym wdzięczna gdybyś zaglądnęła. Nie jest tak porywający jak twój, ale się rozkręci. Bardzo mi zależy na Twojej obecności na moim nowym blogu, więc wpadnij, pozostaw ślad i pozostań na dłużej. Serdecznie zapraszam i z góry dziękuję.
OdpowiedzUsuńOto adres : www.severus-hermiona.blogspot.com
dziękuję za komentarz. ogólnie opowiadanie jest o podróżach w czasie więc z tego jednego rozdziału wyniosłaś wiele błędnych informacji. polecam zapoznanie się z podstroną informacje.
Usuńa co do Twojego bloga, to bardzo mi przykro, ale jestem wielką przeciwniczką Sevmione
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo za komentarz.
Usuńco do obramowań to musisz tak jakby każdą stronę ramki wpisywać w osobnym kodzie.
np.:
.post-footer{
border-top: 1px solid black;
}
top wymienne na bottom, right, left. liczba to grubość obramowania solid to linia ciągła, dashed to kreski, a dotted to kropeczki. black to wiadomo kolor, który możesz wymienić na jaki tylko chcesz.
natomiast drugie pytanie, to brakuje Ci kodu
#PageList1 li a:link, #PageList1 li a:visited {display: block;}
mam nadzieję, że pomogłam.
Dziękuję bardzo! <3
Usuńps. usunęłam przypadkowo komentarz wcześniej, internet mi nie kontaktuje i przypadkowo wcisnęłam gdy się zawiesił. Czas przestać korzystać z Explorera xD
A więc napiszę raz jeszcze, że bardzo się cieszę, że wróciłaś z nowym opowiadaniem, bo bardzo mi brakowało tego w blogosferze :)
Dziękuję i pozdrawiam :)
[zakazane-spojrzenia]
W tym rozdziale tyle się działo, ze nawet nie wiem, od czego najpierw zacząć... ale ok, zacznę od początku ^^
OdpowiedzUsuńPodobała mi się początkowa scena z Draconem, kiedy rozmawiał z Frankiem. Dla Dracona musiał to być cios, kiedy ojciec Neville'a sprawił, że zaczął imtensywnie myśleć o Astorii. Frank jednak fajne słowa powiedział do niego, gdy ten ruszył na pierwszą misje... "Myśl o niej" - urocze wręcz ^^
Trochę mnie zaskoczyło to, że Remus jest taki... obojętny w stosunku do Ginny. Myslałam, ze mężczyzna zawrze z nią przyjaźń. Czyżby Syriusz jednak przekonał Remusa, aby nie ufał Ginny?
Akcja z Szpitalu jak najbardziej imponująca i bardzo napięta. Nie dziwię się Ginny, że chciała pomóc, siedzenie w kwaterze i nic nie robienie, może człowieka doprowadzić do szału. Jednakże z drugiej strony może zbyt pochopnie podjęła swoją decyzje. Przez Snape'a teraz ma poparzoną twarz. Biedna, biedna, mam nadzieje, że Fabian i Syriusz jej pomogą i zapobiegną nieszczęścia.
Tak, przyjaźnie z dzieciństwa są najlepsze. Mamy z siostrą nasza Olę, którą uważamy za trzecią siostrę. Zawsze może na siebie liczyć. Warto mieć takie osoby obok siebie.
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
Pozdrawiam :*
Przeczytałam już wczoraj, ale dopiero dzisiaj znalazłam chwilkę, żeby ostatecznie skomentować. Najpierw nadmienię, iż ten nowy szablon powala z nóg! Naprawdę jest przepiękny. Kolorystyka... no po prostu wszyściuteńko mi się podoba i oczu nie mogę oderwać.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... A nie! Najpierw muszę przeprosić,że aż dwóch rozdziałów nie skomentowałam, ale wiedz, że czytałam. NAPRAWDĘ, PRZYSIĘGAM! MOGĘ ZŁOŻYĆ NAWET TĄ MAGICZNĄ PRZYSIĘGĘ!
A teraz co do rozdziału: Przez ciebie żałuję, że Frank Longbotton został zamordowany. Ukazałaś go w tak dobrym i jasnym świetle, że chciałabym przeczytać więcej i chciałabym przede wszystkim,żeby widział pierwsze kroki Nevile'a. Naprawdę szkoda mi go i Alicji. To niesprawiedliwe.
Co do Ginny, to nie dziwię się jej, iż ma już dosyć kryjówki. Naprawdę, siedzieć w tym samym miejscu od bóg wie ilu dni jest niemiłosiernie nudne - wiem, bo sama już tak miałam.
Kurde, kurde,kurde i jeszcze raz kurde! Mam nadzieję,że Draco nie spłonął w tym szpitalu, bo naprawdę się załamię. Ale z jednej strony jest głównym bohaterem, wiec jakim sensem byłoby go uśmiercać? A ta scena ze Snape'em? Nieziemska. Jestem ciekawa,co to był za eliksir.
Pozdrawiam, Wellesie
Ja tymczasem chciałabym uroczyście powiadomić, iż moje drugie, autorskie opowiadanie nareszcie ruszyło. Zapraszam więc na http://ksiezycowa-przeszlosc.blogspot.com, gdzie znajduje się już prolog.
Wydaje mi się, że coraz bardziej zaniedbuję twoje blogi, a dopóki jest to możliwe, chciałabym przeczytać jak najwięcej twoich dzieł (na to zawsze znajdę czas, niemniej jednak aktualnie nie mam głowy do komentowania, więc przepraszam za tak długą zwłokę). Aż dwa rozdziały mnie tutaj nie było! Wstyd!
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale kiedy czytam twoje blogi, staję się nagle taka malutka... Piszesz genialnie, wprost fantastycznie i nie ważne co byś napisała, wyjdzie z tego kawał naprawdę dobrego tekstu, możesz zaprzeczać nogami i rękami, kochana Elfabo, ale wiem co mówię...
heh xd Ginny niewątpliwie musi czuć się bardzo dziwnie w towarzystwie swojej przyszłej teściowej, ciekawe, czy kiedyś złamie dane Dumbledore'owi słowo i przypadkowo się wygada :D Mam nadzieję, że uda jej się uratować jak najwięcej istnień, w tym Dorcas, która z rozdziału na rozdział wzbudza we mnie sympatię. Naprawdę fajnie wykreowałaś tę postać, no i wreszcie ma trzydzieści lat! Czyli tyle ile mieć powinna.
Nie masz litości dla swoich Ginny, co? :D Nie będę wspominać tej z alternatywy i z Ginevry, ale znów utrwaliłaś mnie w przekonaniu, że Ginny nie będzie miała jednak tak łatwo... a może wypadek zbliży ją trochę do Remusa? Uwielbiam go ^^ Cieszę się, że poświęcasz mu tak dużo uwagi... tylko zawsze myślałam, że to właśnie Remus bardziej powinien rozumieć Ginny, w końcu Lunatyk był bardziej wyrozumiały od Łapy. I wydaje mi się, że zaczyna coś podejrzewać... nie bez powodu jest bystry jak mało kto xd I chyba lepiej będzie dla Ginny, jeśli zrezygnuje ze swoich przyzwyczajeń, takich jak słynne przepisy na czekoladowe ciasteczka Molly Weasley (mogę dostać jeden? :D).
Poza tym podobała mi się ta wymiana zdań między Frankiem, a Draco. Żal mi się robi głównych bohaterów, kiedy myślę, że wiedzą, co się stanie z tymi wszystkimi, złymi czy dobrymi ludźmi za kilka lat... też się zastanawiał nad tym, jak płynie czas w świecie, który pozostawili za sobą, czy Harry naprawdę myśli, że Ginny go zostawiła? Że uciekła razem z Draco? Przecież Astoria również musiała zgłosić zaginięcie ukochanego... ale mówiłaś, że romansu między nimi nie będzie, więc mam nadzieję, że kiedy wrócą do rzeczywistości, wszystko się jakoś ułoży. Widzę że nadal hejtujesz Harry'ego :D I dobrze. Też go nie lubię xd
A tak nawiasem mówiąc, to czy symbolika w twoim opowiadaniu jest bardzo ważna? No bo, dopiero teraz zauważyłam, że Ginny trafiła pod skrzydła Zakonu, tylko dlatego, iż ma narysowanego Feniksa na plecach, a Draco musiał zmierzyć się z Voldemortem, ponieważ ten kilka lat wcześniej stworzył mu mroczny znak. Obydwoje walczą po przeciwnych stronach, Ginny ratuje niewinnych ludzi, Draco wznieca pożar... nie mogę się doczekać momentu, w którym znowu się spotkają... w końcu Malfoyowi udało się wreszcie uciec z łapsk Severusa, wątpię aby po raz kolejny odważył się udać do niego po pomoc...
W ogóle, podoba mi się twoja wizja Zakonu Feniksa, którego posiedzenia nie zawsze musiały odbywać się w starej ruderze, jakim było Grimmauld Place, poza tym, w piątej części HP członkowie Zakonu musieli się ukrywać przed Ministerstwem i wydaje mi się, że teraz otwarcie przyznają się do tego, po której stoją stronie. Zresztą, w tamtych czasach chyba mało kto (nie licząc Śmierciożerców) tolerował rządy Voldemorta.
Pozdrawiam;*
A myślałam, że ten komentarz będzie taki krótki :D
UsuńNajbardziej z całego rozdziału podoba mi się rozmowa Dracona z Frankiem. Niby nic takiego, po prostu kilka zdań wypowiedzianych przez nich obu, a robi takie wrażenie... Kurczę, Frank ma tyle racji... Nawet nie masz pojęcia, jak zrobiło mi się go żal, gdy wspomniał o biednej Alicji, a kiedy pomyślałam sobie, co stanie się z nimi oboma później to już w ogóle miałam ochotę się rozpłakać. Ech, coś ostatnio robię się coraz bardziej wrażliwa... To chyba źle xd.
OdpowiedzUsuńRozumiem Malfoy'a. Jego tęsknotę za Astorią, to, jak się o nią martwi. Udaje takiego silnego, zgrywa twardziela, a tak naprawdę boi się, zwyczajnie się boi. Nie dał również rady wziąć udziału w ataku na szpital, co również jest dowodem jego "dobroci". Niepotrzebnie nagadał Frankowi, że jest zły. :P BYŁ zły. I to nie z własnego wyboru, tylko dlatego, że tego oczekiwał od niego ojciec.
Ja jakoś bardziej lubię te fragmenty z Ginny ^^ Może dlatego, że jest w nich Lily, którą uwielbiam i Dorcas, którą tak fantastycznie wykreowałaś, że jestem pełna podziwu. No i James, Syriusz oraz Remus <3 Choć Łapa nie jest zbyt miły w stosunku do panny Weasley, to jednak jestem w stanie go zrozumieć. Jest po prostu ostrożny, zobaczymy co będzie dalej - czy przekona się do dziewczyny, czy też nie. A Remus... Cóż, widzę, że Ginny postanowiła go udobruchać :D Chyba jej się udało, ale jak rozmowa zeszła na grząską glebę to Lupin jednak wygonił ją z biblioteki. Ale z drugiej strony... Cały czas zastanawia mnie szablon. Jest na nim Ginny i chyba... Czy to Remus? :D No chyba, że zestawienie to jest zupełnie przypadkowe.
Ciekawi mnie co Snape zrobił pannie Weasley... Mam nadzieję, że to nic poważnego. No i jakie konsekwencje poniesie Draco, bo przecież nie wypełnił zadania. A tak swoją drogą, to początkowo byłam pewna, że Ginny spotka się z blondynem podczas ratowania ofiar :D
Ściskam,
Mnie również bardzo się podobało. Całą notkę czytałam z napięciem, zwłaszcza końcówkę. Jeżeli to miał być koniec części pierwszej, to nie mogę się doczekać, co będzie w części drugiej.
OdpowiedzUsuńTyle się tutaj działo, więc pewnie nie wszystko uda mi się ogarnąć w komentarzu. Po pierwsze Remus. Ogólnie zawsze darzyłam go dużą sympatią, ale ten Twój po prostu jest cudowny. Mówiłaś kiedyś, że również go lubisz, pewnie stąd ta świetna kreacja. Zresztą z kreacją innych bohaterów też dobrze sobie radzisz.
Cieszę się, że Draco jednak się zawahał. Teraz wyraźnie widać, że nie jest złym człowiekiem i nawet jeśli kiedyś był poplecznikiem Czarnego Pana, teraz już wszystko się zmieniło. Mam tylko nadzieję, że jakoś wyjdzie z tego pożaru. I Frank w sumie miał rację - człowiek zdolny do miłość na pewno do końca nie jest zły. Podobało mi się, jak Draco myślał o Astorii. Naszła mnie wówczas myśl, jak to dobrze, że jednak nie sparowałaś go z Ginny, a Astorii nie ukazałaś jako jędzy. Obydwoje mają swoje życie, swoje miłości i tak właśnie powinno być.
Zaciekawił mnie także fragment oczami Severusa. Nie spodziewałam się go. Poruszyło mnie to, że chciał ocalić Lily. Kiedy dziewczyny zamieniły się ubraniem, już coś czułam, że może coś z tego wyniknąć. W tym wypadku ,,uszkodzenie'' Ginny. Mam żal o to do Snape'a, bo wygląda na to, że ten eliksir był czarnomagiczny. Rozumiem jednak, że zezłościł się, iż ocalił jakąś nieznajomą, a nie swoją Lily. Mam nadzieję, że nie zgotujesz Ginny takiego losu jak Ginevrze z GMW, gdzie rzucona na nią klątwa wypaliła jej kawał życia. No i podobało mi się, że to Syriusz ją uratował (przynajmniej tak zrozumiałam).
Jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego, naprawdę jestem zachwycona tą historią. Pozdrawiam :)
P.S.
Tak w ogóle to zorientowałam się, że muszę jeszcze przeczytać stypę. Bez obaw, zrobię to w najbliższym czasie ;)
Ale sie u Ciebie dzieje. Naprawdę ^^ już dawno miałam iść spać, bo mam praktyki jutro od rana, a nie mogłam sie oderwać, aż do momentu, gdy się skończą rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję, że Ginny znajdzie Draco, że będą razem, ale to przecież byłoby zbyt oczywiste i cieszę się, że tego nie zrobiłaś ;) Podejrzewam, że eliksir Severusa ma podobne właściwości, co stężone kwasy. Mam nadzieję, że w tym momencie magia pomoże i jej twarz pozostanie taka jak była. Jak on mógł jej to zrobić? Jego zła strona wtedy wygrywała, niestety.
Co do Draco, to mu współczuję. Miał nadzieję, że jakoś mu się uda, że wróci do Astorii, a jak na arzie ma śmierć przed oczami. Mam nadzieję, że mu pomożesz ;)
Ojciec Nevilla ma rację. Jeżeli kochasz to musisz być dobrym człowiekiem, choć skrywać w sobie cząstkę dobra. Zawsze wierzyłam w Draco.
Podziwiam determinację i odwagę Ginny. Zawsze uważałam, że to przez to, że na młodu jej pozwalali za młodu, po prostu się o nią bojąc, bo to ona zawsze była ta najmłodsza.
To chyba na tyle. Czekam na nowość z niecierpliwością. Pozdrawiam.
Kurczę, no to się porobiło. Draco wpakował się w potworne bagno, a poniekąd Ginny przez niego również. Mam nadzieję, że uda się ugasić szpital, a on w nim nie zginie. Tak samo jak mam nadzieję, że z twarzą Ginny będzie wszystko dobrze. Nie mam pojęcia czemu Snape zachował się w ten sposób. Czemu na nią napadł w takich okolicznościach? Tylko dlatego, że przypominała mu Lily i miała jej apaszkę? Dlatego musiał ją oblać nie wiadomo czym i zostawić na pastwę losu? Eh, zła jestem na niego. Jednak dobrze, że udało się wydobyć dziewczynę z płomieni. Oby tylko teraz Ginny bardzo na tym nie ucierpiała.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi także Franka. To taki mądry i rozsądny mężczyzna. To co powiedział Draco, gdy siedzieli w celach... No to zrobiło na mnie wrażenie. Jak pomyślę sobie, co czeka go w przyszłości... Eh, to takie niesprawiedliwe. Powinien cieszyć się żoną i synkiem.
Dobra, czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
Ginny to ma jednak pecha. Przyszła ratować niewinnych ludzi przed ogniem, a sama została skrzywdzona. Do tej pory lubiłam nawet Severusa, ale po czymś takim będę musiała to zmienić. Malfoyowi pewnie uda się wyjść cało z Munga, i nawet się nie dowie, co przytrafiło się Ginny. Dobrze, że dziewczyna nie była tam sama i zaraz się nią zajęto. Czym tak właściwie rzucił w nią Snape? Co on jej zrobił? Gdyby to był mugolski świat, blizna zostałaby jej na całe życie. Skoro jednak jest czarownicą, inni czarodzieje powinni jej pomóc. Chociaż z drugiej strony, Snape jest mistrzem eliksirów. Co planujesz dla Ginny?
OdpowiedzUsuńOd początku nie oszczędzasz swoich bohaterów. Skończyłaś pisać pierwszą część, a Ginny i Draco nie są ani o krok bliżej powrotu do domu.
Ta zieleń faktycznie jest obłędna. Mnie kojarzy się tylko z lodami pistacjowymi. Masz prawo być dumna z tego szablonu.
Pozdrawiam.
Dopiero teraz znalazłam chwilę czasu na skomentowanie tego rozdziału, czytałam go już parę dni temu.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że Voldemort zlecił takie zadanie Draconowi i Severusowi. Jakby się chciał ich obojgu pozbyć. W końcu Snape przyprowadził jakiegoś nieznanego Śmierciożercę do ich kryjówki. Czarny Pan jest bezwzględny w tym, co robi. Chciał zniszczyć szpital, zabić niewinnych ludzi tylko dlatego, żeby pokazać Dumbledorowi, że nie cofnie się przed niczym? Normalnie powiedziałabym, że jest to żenada.
Współczuje Draconowi. Jednak myślę, że uratuje się z tego pożaru. Wiem, iż specjalnie wysłali go na najwyższe piętro. Gdyby zapaliły się niższe, byłyby pozbawiony drogi ucieczki z tego piekła. Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie.
Ginny już zaczęła aktywnie uczestniczyć w Zakonie Feniksa. Byleby nie zmieniła przyszłości tym, co właśnie robi. Przecież miała siedzieć na miejscu. Z drugiej strony kto by siedział i czekał, kiedy giną niewinni ludzie, a także i członkowie Zakonu. Bo jakoś nie wierzę, że wszyscy przeżyją. Ogień to największe zło. Zabija wszystkich.
Ciekawe jak to się dalej potoczy.
Czekam na następny post.
Pozdrawiam serdecznie.
Dawno nie komentowałam, za co stokrotnie przepraszam, ale wszystko czytałam. Scena, w której Snape myli Ginny z Lily jest mistrzowska. Ładnie też opisałaś jej rozmowę z Lupinem. Najbardziej jednak chwyta za serce Frank Longbottom, bo przecież wszyscy wiemy, co się stanie. :( Jestem ciekawa, czy Syriusz wciąż będzie taki nieufny, muszę przyznać, że jest jedną z moich ulubionych postaci i ta jego niechęć do rudej bardzo mnie intryguje. Przepraszam, że tak krótko, ale jakoś nigdy nie byłam specjalną gadułą. Wyczekuję następnej niedzieli i ciągu dalszego. Elfabo, jesteś wielka. :)
OdpowiedzUsuńnie wiem, o której wrócę, bo już dzisiaj pierwszy dzień pracy :/
OdpowiedzUsuńa na nastce coś szablonu nie widać, chyba że tu mam kompa do bani, bo na braciach tekst z pola wyłazi
a ja się cieszę, że komć... to zadzwoń do babci.
Usuńsama zadzwoń, ja nie mam jak
Usuńkończę o 16 :/
UsuńO, nowy szablon. Ciekawy styl, choć uważam, że poprzedni był trochę lepszy.
OdpowiedzUsuńW każdym razie przyszłam tu, aby się o coś zapytać. Od jakiegoś czasu się już zastanawiam - co z cienkimi granicami? Chcesz kiedyś wrócić do tej historii?
dziękuję za opinię.
Usuńna razie nie. mam dwa blogi, a w zasadzie trzy, więc czwarty byłby przegięciem. ale jak skończę coś, co już prowadzę, to zobaczymy ^^
No tak, racja. I tak Cię podziwiam, że jakoś dajesz radę z trzema tworami. Ok, w takim razie poczekam na ewentualną kontynuację. Nie ukrywam, że tamta historia była godna rozwinięcia ;)
UsuńAj weszłam z nadzieją czy może Obserwatorzy nawalają i jest nowy rozdział a zobaczyłam cudowny szablon.
OdpowiedzUsuńChyba najlepszy do tej pory.
podoba mi sie wspaniale dobrana para (chociaż i tak kocham Feltona) na zdjęciu i te kolory.
Zaczynam lubić szablony w tym stylu.
Pokazujesz coś nowego.
Można powiedzieć śmiało, że jesteś kurczę w tym momencie cieżko znaleźć mi odpowiedniego słowa na to, ale jak przyjdzie mi do głowy to Ci napiszę.
Po prostu nadajesz styl i stawiasz na oryginalność.
pozdrawiam serdecznie.
Świetne opowiadanie. Pochłonąłem te 10 rozdziałów w kilka godzin. A to jest wyczyn. Ponieważ taką liczbę czytam zazwyczaj około tygodnia. No w sumie nie ma się czym chwalić, bo to nie stawia mnie w dobrym w świetle hehe. Wiem jakiem głupstwa teraz wypisuje ;p.
OdpowiedzUsuńWracając do tematu. Świetnie mi się to czyta, jest tak lekko napisane i w ogóle.
No może podróże w czasie to nic nowego i trochę już oklepane na blogosferze, ale to mi się wyjątkowo spodobało.
I tak się zastawiam, czy Ginny, a może Draco zmienią bieg wydarzeń i uchronią niektórych od śmierci?
Jeśli chodzi o szablon, to idealnie dopasowałaś postaci. Są bardzo podobni do oryginałów, w szczególności Malfoy.
To ja czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
http://pieczecie--magii.blogspot.com/