I choćbyś ziemskiej
drogi miał już dosyć, iść musisz dalej. By w mroku niepewnym
samotna gwiazda, tobie przypisana miała oparcie. Drogowskaz
spadania.
(Jacek Dehnel)
Dorcas
Meadowes okazała się być trzydziestoletnią kobietą o bardzo
zaokrąglonych, kobiecych kształtach. Miała przyjemną twarz o
delikatnych rysach i ciemne włosy obcięte na wysokości uszu.
Spoglądała na świat czujnymi, niebieskimi oczami. Jej usta wygięte
były w delikatnym uśmiechu już od pierwszej chwili, kiedy Ginny ją
zobaczyła.
Kobieta
weszła do jej małej sypialni akurat w momencie, w którym Ginny
kończyła rozmawiać z Dumbledore'em. Dziewczyna podskoczyła, jakby
ktoś przyłapał ją na czymś niestosownym, jednak delikatny
uśmiech jej byłego dyrektora od razu postawił ją do pionu. Czuła,
że przy nim nie musi się obawiać.
- No
dobrze – oświadczył mężczyzna, wstając z łóżka. - Później
jeszcze porozmawiamy, ale to, co najważniejsze już wiesz. Zostawię
cię w dobrych rękach. Obowiązki wzywają. Do widzenia.
Pożegnał
się skinieniem głowy, po czym opuścił pokój. Kiedy był w
drzwiach, mrugnął porozumiewawczo do Ginny. Dziewczyna poczuła, że
serce bije jej szybciej. Z jednej strony nie chciała zostawać sama.
Nie miała pojęcia, jak powinna się zachować i czy przypadkiem nie
powie zbyt wiele, ale z drugiej Dorcas wyglądała naprawdę
sympatycznie i jako jedna z nielicznych osób nie patrzyła na nią
jak na potencjalnego wroga.
-
Witaj, nazywam się Dorcas Meadows – przedstawiła się kobieta,
wyciągając rękę w jej kierunku. Ginny uścisnęła ją niepewnie.
- Jestem uzdrowicielką, wybacz, że musiałaś tyle na mnie czekać.
Dostałam wiadomość od Albusa już kilka godzin temu, ale w
szpitalu było urwanie głowy.
-
Rozumiem, nic się nie stało. Jestem Ginny Marshall. A w zasadzie
Ginevra.
-
Ginevra? Bardzo ładne imię. Bez urazy, ale bardziej pasuje do tak
pięknej kobiety niż Ginny – stwierdziła Dorcas,
podchodząc kilka kroków.
-
Może... Nie zastanawiałam się nad tym. Wszyscy zawsze mówili na
mnie Ginny. Wydaje mi się, że do pełnej wersji mojego
imienia musiałam dorosnąć.
-
Bardzo ładnie to ujęłaś – stwierdziła. - Mogę obejrzeć twoje
plecy?
- To
nic takiego. Szkoda zachodu – odpowiedziała dziewczyna, kręcąc
głową.
Dorcas
zmarszczyła brwi, mięśnie jej twarzy wyraźnie się napięły. Już
chciała otworzyć usta, by coś powiedzieć, jednak Ginny uznała,
że lepiej zaoszczędzić jej zachodu i sama zdjęła obcą, jak
stwierdziła po kroju, męską koszulkę i odwróciła się tyłem do
uzdrowicielki.
-
Grzeczna dziewczynka – szepnęła zadowolona.
Po
chwili Ginny poczuła jej zimne palce na skórze. Dotyk Dorcas
sprawiał, że rana zapiekła nieznośnie. Zacisnęła zęby,
powstrzymując się przed cichym jęknięciem. Trwało to dosłownie
kilka sekund, a dziewczyna miała wrażenie, że mija cała
wieczność.
-
Alastor jak zwykle w żywiole – mruknęła uzdrowicielka. - Ale nie
martw się. Przemyję to wywarem z liści doloru i jutro nie będzie
żadnego śladu.
-
Dziękuję – powiedziała Ginny. - Za wszystko.
-
Nie ma problemu. Skoro Dumbledore ci ufa, to ja też. Uważam, że
ten człowiek jest nieomylny, jak kiedyś go zabraknie, to będzie
wielka strata w świecie czarodziejów.
Strata?
Jego śmierć nie była stratą. Strata jest wtedy, kiedy kupujemy
kociołek na bazarku za trzy sykle, a jeden stragan dalej widzimy
identyczny za dwa i pół sykla. Wtedy jest strata. Śmierć
Dumbledore'a była czymś więcej. Była ciosem, gromem z jasnego
nieba, a w pewnym sensie porażką.
Ginny
przełknęła łzy, które nagromadziły się pod powiekami. Tak.
Dorcas miała rację. W jej oczach dyrektor Hogwartu zawsze był kimś
wielkim. Czasem miała mu za złe, że w porę nie spostrzegł więzi,
która łączyła ją z Tomem Riddlem, ale po długich przemyśleniach
dochodziła do wniosku, że właśnie tak miało być.
-
Masz niesamowite ciało – kontynuowała kobieta, nie zauważając
reakcji dziewczyny na wcześniejsze słowa. - Widać, że dużo
ćwiczysz.
-
Jestem sportowcem – odpowiedziała, ciesząc się ze zmiany tematu.
- Gram w quidditcha. To znaczy chcę grać, jak to wszystko się
skończy.
-
Rozumiem... Musisz cały czas trzymać formę.
Nie
odpowiedziała. Pozwoliła wetrzeć kobiecie maść. Czuła dziwne
napięcie i chłód, ale uczucie należało raczej do przyjemnych i
dających ulgę.
-
Śliczny jest ten twój feniks – paplała dalej Dorcas. - Ma piękne
skrzydła i bije z niego moc. Nie wiem, czy wiesz, ale każdy feniks
jest inny, zależy...
-
Kto go rysuje – dokończyła za nią Ginny. - Wiem.
-
Nie chciałam powiedzieć nic złego. Tylko stwierdzam fakt. Ja
dostałam swojego od Albusa i powiem ci szczerze, że niezbyt jestem
zadowolona z efektu, a jakby nie było, jest na całe życie. Miałaś
szczęście, że tobie trafił się artysta.
Na
twarzy panny Weasley pojawił się mimowolny uśmiech. Dorcas
kojarzyła się jej z Tonks. Były do siebie podobne. Pełne wiary i
optymizmu. Każdy marzył, aby spotykać na swojej drodze takich
ludzi i Ginny była wdzięczna losowi, że ma taką szansę, ale
zarazem przeklinała go, że tak wspaniali ludzie tak młodo
odchodzili.
-
Gotowe – rzekła po chwili uzdrowicielka. - Możesz założyć już
koszulkę. Swoją drogą, ciekawe, jakich słów użyła Lily, aby
Remus ci ją pożyczył.
-
Remus?
-
Tak, pewnie za chwilę ich wszystkich poznasz. Obecnie znajdujesz się
w kwaterze głównej, ale nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Nie
ma tutaj wszystkich członków Zakonu, ale ktoś zawsze stoi na
posterunku.
Ginny
pokiwała głową, nakładając na siebie ubranie młodego Lupina.
Dałaby głowę, że jeszcze przed chwilą nie pachniało aż tak
bardzo męskimi kosmetykami. W momencie, w którym naciągnęła
rękaw, usłyszała pukanie.
-
Proszę! - krzyknęła Dorcas, wyręczając dziewczynę.
W
drzwiach pojawiła się czarna czupryna rozczochranych włosów.
Ginny wstrzymała oddech, czując, jak jej serce przyspiesza.
Pierwsze wrażenie znów ją zmyliło. James Potter uśmiechnął się
szeroko.
-
Dumbledore chce, abyś zjadła obiad z nami – oświadczył.
-
Ja? - zdziwiła się panna Weasley.
- A
kto, Rudzielcu, Dorcas nie potrzebuje specjalnego zaproszenia. Nie
martw się, stary profesorek wszystko wyjaśnił. To znaczy niewiele
wyjaśnił, ale powiedział, że nie mamy pytać, bo dowiemy się
wszystkiego w swoim czasie. W każdym razie mówi, że mamy ci ufać.
I tyle.
-
Nie mów tak na mnie... - mruknęła, a James spojrzał na nią
zaskoczony.
-
Co? - zapytał głupkowato.
-
Nie mów na mnie Rudzielec – wycedziła przez zaciśnięte
zęby.
-
Wybacz... To co, idziesz? Z tego co wiem, jest pieczony kurczak.
-
Staram się uważać na to, co jem – odpowiedziała, zaciskając
ręce na cienkim kocu, którym była przykryta. Ani myślała
wychodzić z tego pokoju i oglądać ludzi, nad którymi głowami
wisiały idealnie dobrane daty ich śmierci.
-
Ginevro, przecież oni też są ciekawi – wtrąciła się Dorcas.
Ginny
wzdrygnęła się, kiedy usłyszała swoje imię w pełnej wersji.
-
Ciekawi? - powtórzyła jak echo. - Ale ja jestem zmęczona. Nie mogę
zjeść tutaj?
-
Nie – odpowiedział jej James stanowczo. Zabawne. Jeszcze nigdy nie
słyszała, aby Harry był aż tak pewny jakiegokolwiek słowa, które
wypowiedział. - Poza tym tam nie ma całego Zakonu, więc nie
przesadzaj. Mnie i Syriusza już poznałaś. Jest Remus, ale raczej
się nie pojawi. Jak sam twierdzi, on je dopiero później, Dorcas,
moja narzeczona Lily, która cię ogarnęła, jak byłaś
nieprzytomna i Dumbledore.
-
Zapomniałeś o Alicji – wtrąciła się uzdrowicielka.
-
Alicja pewnie też nas nie zaszczyci... Będzie miło. A jakby co, to
jutro dołączysz do Syriusza. On biega codziennie rano. To znaczy,
ja mu nie wierzę, że biega. Pewnie wyskakuje na panienki...
-
James – mruknęła Dorcas bezgłośnie. - Może już chodźmy,
zanim powiesz coś, czego będziesz potem żałować.
Mężczyzna
wzruszył tylko ramionami, po czym żwawym krokiem opuścił pokój.
Kobieta nie wyszła za nim. Stała obok łóżka i cały czas
przyglądała się niezdecydowanej twarzy Ginny. Westchnęła głośno.
-
Chyba nie myślisz, że ktoś będzie ci tutaj usługiwał i
przynosił posiłki? - spytała, a na dziewczynę podziałało to jak
kubeł zimnej wody. Argument był mocny.
Ginny
wzięła kilka głębokich oddechów, po czym zwlokła się z
tapczanu. Kiedy stanęła na własnych nogach, zakręciło jej się
lekko w głowie, jednak utrzymała równowagę bez niczyjej pomocy.
Dopiero po kilku sekundach zauważyła, że Dorcas się uśmiecha.
-
Żartowałam – rzekła, chwytając ją pod ramię. - Nie bądź
taka spięta.
Poprowadziła
ją w stronę wyjścia z pokoju. Ginny sama nie wiedziała, czego
spodziewać się za drzwiami. Liczyła na fanfary, fajerwerki, brudne
mury, pajęczyny albo najlepiej czarną, głęboką przepaść. Nic z
tego. Znajdował się tam najzwyklejszy, długi korytarz wyłożony
kremową boazerią z dużymi żyrandolami, zwisającymi pod sufitem.
Żadnych obrazów, żadnych zdjęć, żadnych ozdób. Nic.
Dziewczyna
miała na stopach tylko szare skarpetki, więc odetchnęła z ulgą,
kiedy okazało się, że na drewnianym parkiecie rozłożono
pomarańczowy, wytarty dywan. Lepsze to niż perspektywa
poślizgnięcia się.
Dorcas
doprowadziła ją aż do schodów, jednak, o dziwo, nie prowadziły
one w dół, lecz w górę. Jeszcze kilka minut temu Ginny dałaby
sobie rękę uciąć, że znajduje się na piętrze. Przecież w jej
niewielkim pokoiku znajdowało się okno z widokiem na ciemny las.
Już chciała zapytać o to uzdrowicielkę, kiedy usłyszała dźwięki
rozmowy dochodzące z góry.
Obydwie
kobiety wspięły się po schodach i znalazły się w dość dużej
jadalni z pomalowanymi na niebiesko ścianami. Ginny była pod
wrażeniem ogromnego, suto zastawionego stołu i eleganckich krzeseł.
Gdyby ktoś ją zapytał, jak wyobraża sobie kwaterę główną
Zakonu, to pewnie odpowiedziałaby, że ma przed oczami podziemną
kryjówkę z kamiennymi ścianami.
Tutaj
było inaczej. Gdyby postawić wszystkie meble pod ścianą, to można
by urządzić bal. Tak, bal, ciekawe kto z zebranych tutaj ludzi
myślał o tańcach i zabawie. Ginny obrzuciła wzrokiem twarze
wszystkich zgromadzonych i odetchnęła z ulgą. James jej nie
okłamał.
W
centralnym miejscu siedział Dumbledore, dalej lekko przyciszony
Syriusz, starający się nie patrzeć w jej stronę, sam, wspomniany
wyżej James i Lily, która już wstawała ze swojego miejsca, aby
się przywitać. Ginny poczuła wielki smutek na widok tej kobiety.
Nie potrafiła tego określić ani opisać, po prostu czuła, że na
widok zielonych oczu, coś w jej wnętrzu umiera.
-
Witaj – rzekła entuzjastycznie Lily, odgarniając z ramion swoje
długie, kasztanowe fale. - Cieszę się, że widzę cię w lepszym
stanie. Jestem Lily Evans, ale to pewnie już wiesz. Siadaj obok
mnie.
Dziewczyna
nie miała siły jej odmówić. Pozwoliła poprowadzić się do
miejsca, przy którym stało jedno z pustych nakryć. Usiadła akurat
na wprost młodego Blacka. Przełknęła ślinę, kiedy ich
spojrzenia spotkały się na krótką chwilę.
Dorcas
również zajęła miejsce przy stole, po czym nałożyła sobie na
talerz ogromną ilość gotowanych warzyw.
- A
Alicja i Remus? - zaczęła. - Na pewno nie chcą z nami jeść?
-
Remus jest w bibliotece – odpowiedział jej Syriusz, podając
talerz Jamesowi, który dzielił jednego z trzech parujących
kurczaków. - A Alicja... cóż... Mówiła, że może później
zejdzie się przywitać.
-
Rozumiem.
Ginny
nie była głodna, ale nie odmówiła, kiedy młody Potter ją
obsłużył. Kątem oka dostrzegła, jak Lily pęka z dumy, subtelnie
prezentując pierścionek zaręczynowy na placu. Dziewczyna nie mogła
się powstrzymać i spojrzała na jej płaski brzuch. Czy to możliwe,
że już teraz znajdowały się w nim komórki, z których miał
powstać jej chłopak? Na samą myśl zrobiło jej się niedobrze.
Zaczęli
jeść w milczeniu, dokładnie przeżuwając każdy kęs. Ginny nie
chciała się odzywać, najchętniej stałaby się niewidzialna. Nie
mogła znieść na sobie wzroku czarnych jak węgiel oczu,
świdrujących ją bez skrępowania. W pewnym momencie twarz Syriusza
zaczęła robić się coraz bardziej napięta, a dziewczyna czekała
na moment, w którym wybuchnie.
Nie
pomyliła się, czując, że to tylko kwestia czasu.
Widelec
wypadł z dłoni mężczyzny z głuchym brzdękiem, zwracając tym
samym uwagę wszystkich par oczu. Syriusz przeklął głośno.
-
Możemy przestać udawać?! - krzyknął. - Wszyscy wiemy, że ta
dziewczyna nie wzięła się znikąd!
-
Syriuszu – powiedział spokojnie Dumbledore. - Tłumaczyłem ci,
ona jest członkiem Zakonu. Musisz to uszanować, czy ci się to
podoba, czy nie.
-
Ani trochę mi się to nie podoba. Ani trochę... - odpowiedział,
wstając z krzesła. - Nie zrobicie ze mnie wariata.
Po
kilku sekundach wyszedł z jadalni, nie racząc nawet po sobie
posprzątać. Dorcas na pożegnanie obdarzyła go tylko krótkim,
nieuprzejmym spojrzeniem.
-
Nie przejmuj się nim – rzekła w kierunku Ginny. - Jak dla mnie
zawsze miał coś z głową. Pewnie teraz poszedł do Remusa, aby
przekabacić go na swoją stronę.
-
Dorcas – syknęła Lily. - Powinniśmy zostać przy teorii, że
każdy ma własny mózg i decyduje, komu wierzy, a komu nie. Prawda?
Kobieta
nie odpowiedziała, wzruszyła tylko ramionami i wróciła do
jedzenia.
Ginny
nie była w stanie już niczego przełknąć. Nie dziwiła się
Syriuszowi, ale wolała, by okazał jej więcej ciepła i
zrozumienia. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wiele by dała za
okazanie odrobiny ciepła. Marzyła, aby ją przytulił. Objął
ramieniem tak jak wtedy i szepnął: umieramy, aby znów się
odrodzić.
-
Przepraszam – szepnęła po chwili. Poczuła, jak wszyscy spojrzeli
w jej kierunku. - Nie powinnam była... Jeśli o mnie chodzi mogę
zniknąć jeszcze dzisiaj.
-
Nawet nie próbuj – rzekł Dumbledore głosem, nie wnoszącym
sprzeciwu. - Jutro zorganizujemy zebranie Zakonu. Lepiej, aby wszyscy
się o tobie dowiedzieli. A teraz muszę wracać do Hogwartu. I
żadnych głupot. James, liczę na ciebie.
-
Oczywiście.
Dumbledore
dojadł swoją porcję do końca, po czym wstał od stołu i pożegnał
się ze wszystkimi. Spojrzał na Ginny, jakby chciał dodać jej
odwagi, dziewczyna jednak zdawała się nie zwracać na niego
większej uwagi.
- Na
razie zostaniesz tutaj – oświadczyła Lily po kilkunastu minutach
od zniknięcia dyrektora. - Znajdę dla ciebie jakieś wygodne
ubrania i może opowiem ci trochę o tym miejscu? Na dole są dwie
sypialnie i biblioteka. Na parterze jadalnia i kuchnia, a piętro
wyżej kolejne pokoje. Zazwyczaj śpi tutaj jedna lub dwie osoby,
dlatego nie ma aż tak wielu pokoi. Nocą zmianę mieli mieć Syriusz
i Remus, ale w zaistniałej sytuacji James i ja też zostaniemy,
prawda?
-
Oczywiście – przytaknął jej energicznie narzeczony. - Dorcas, a
ty jak chcesz, to możesz wracać już do domu.
-
Tak, chyba tak zrobię, ale najpierw zajrzę do Alicji –
odpowiedziała, po czym opuściła jadalnię.
Ginny
zastanawiała się, czy powinna o to zapytać. Nie była pewna,
jednak Lily od razu wyczuła jej wahanie. Popatrzyła porozumiewawczo
na Jamesa, po czym zaczęła mówić przyciszonym, niepewnym głosem:
-
Alicja Longbottom to dość przykra historia. Niespełna miesiąc
temu wzięła ślub z Frankiem, a tydzień temu dowiedzieliśmy się,
że porwali go śmierciożercy. Jest naprawdę wspaniałym aurorem i
wierzę, że sobie poradzi, ale dziewczyna kompletnie się załamała.
- A
czy Zakon nie jest od tego, aby go uratować? - zapytała Ginny,
zastanawiając się, czy to aby na pewno tak miało być.
- To
nie jest takie proste – odpowiedział James. - Pewnie jutro
poruszymy ten temat na zebraniu. Nie musisz się martwić, pewnie
twoja osoba zejdzie na dalszy plan.
-
Nie rozumiem... - szepnęła półgłosem.
-
Czego? - zdziwiła się Lily.
-
Dlaczego jesteście dla mnie tacy mili?
- A
co, byłoby ci łatwiej, gdyby wszyscy cię przekreślili? -
odpowiedział pytaniem na pytanie James. - Chciałabyś, abyśmy
reagowali impulsywnie jak Syriusz? Daj spokój i przestań się
powtarzać. Wiesz, jaki jest nasz największy problem?
-
Wiem. Masz rację. Tylko że... nieważne. Dziękuję.
-
Coś cię chyba trapi – wtrąciła się Lily. - Jeśli będziesz
chciała pogadać, to wiedz, że zawsze będę do twojej dyspozycji.
-
Będę pamiętać.
Ginny
odwróciła się na pięcie i zeszła po schodach. Marzyła tylko o
tym, aby znaleźć się sama w ciasnym pokoju. James miał rację,
może trochę przesadzała, ale gdyby znał prawdę, to pewnie by jej
tak nie potraktował. Zastanawiała się nad tym, co powiedział jej
Dumbledore, kiedy rozmawiali ze sobą kilka godzin temu. Nikt nie
może się dowiedzieć. Nikt. To by mogło zbyt wiele zmienić.
Zniszczyć cały świat.
Nie
wolno igrać z czasem. Nie wolno...
* *
*
Lily
dotrzymała słowa. Jeszcze poprzedniego wieczora skombinowała jej
trochę ubrań i bielizny. Znalazła nawet buty, które były za duże
tylko o jeden rozmiar. Dzięki temu Ginny nie musiała się martwić
o to, co założy na zapowiedziane spotkanie Zakonu. Może czarny,
zbyt obszerny golf i lniane spodnie związane szerokim pasem nie były
szczytem elegancji, ale przynajmniej nie musiała paradować w
koszulce, pod którą rysowały się jej niezbyt małe piersi.
Odetchnęła
głośno, po czym ruszyła w schodów.
Jadalnia
nie zmieniła się zbytnio, odkąd była tam wczoraj. Na dużym stole
ustawiono już kilkanaście nakryć i parujące potrawy, z których
unosił się smakowity zapach. Były tam pieczone ziemniaki, kotlety
schabowe, kurczaki, różnorodne surówki i warzywa. Ginny nigdy nie
przypuszczałaby, że pierwsze zebrania Zakonu Feniksa wyglądały
jak biesiada pełna wina i jedzenia. Uśmiechnęła się w duchu,
kiedy zdała sobie sprawę, że jest sama.
Usiadła
na tym samym krześle, które zajmowała wczoraj i chwyciła jedną z
przygotowanych butelek czerwonego wina. Otworzyła ją prostym
zaklęciem, którego nauczył ją Charlie, kiedy miała czternaście
lat i nalała sobie pełny kieliszek trunku.
Nie,
pełny kieliszek stanowczo nie był elegancki. Powinna najpierw
spróbować, powąchać, zamoczyć usta... a ona? Cóż, wypiła całą
porcję jednym łykiem. Poczuła posmak dojrzałych winogron i
porzeczek. Zapragnęła więcej. Już miała nalać sobie kolejny
kieliszek, kiedy usłyszała za plecami męski głos.
-
Ładnie to zaprawiać się przed posiedzeniem?
Butelka
wyślizgnęła się z jej dłoni, a kilka szkarłatnych kropel
kapnęło na jasny, kremowy obrus. Wyglądały jak krew.
Ginny
niechętnie odstawiła karafkę i popatrzyła na mężczyznę, który
miał czelność jej przeszkodzić. Na pierwszy rzut oka miała
wrażenie, że to Fabian, ale coś jej się nie zgadzało. Zbyt dużo
życia spędziła z Fredem i George'm, aby nie dostrzec tych
subtelnych różnic.
-
Jesteś Gideon, prawda? - spytała.
-
Tak, a ty Ginny. Fabian dużo mi mówił o waszym pierwszym
spotkaniu.
Fabian
był szczuplejszy od swojego brata i miał trochę ostrzejsze rysy
twarzy. Kiedy patrzyła na Gideona, widziała w nim więcej
cierpliwości i dobra. Uśmiechnęła się, kiedy podała mu rękę,
a on ucałował zewnętrzną cześć jej dłoni. Był elegancki.
Dokładnie taki, jak Ginny sobie wyobrażała.
-
Miło poznać – oświadczył, siadając obok niej. - Nie przejmuj
się, oni zawsze się spóźniają... Jejku, jeszcze się nie
zdarzyło, abyśmy zaczęli punktualnie. Nigdy.
Mężczyzna
bez zbędnych ceregieli chwycił butelkę wina i napełnił dwa
kieliszki. Ginny była zaskoczona jego podejściem do sytuacji, ale
po wczorajszej rozmowie z Jamesem, uznała, że nie będzie tego
komentować. Tym razem delektowała się smakiem alkoholu, kosztując
go niewielkimi łykami.
-
Mogę dać ci dobrą radę? - zaczął.
-
Pewnie, będę wdzięczna.
-
Nie daj się im złamać i nie opuszczaj głosu. Do Zakonu należą
różni ludzie, nie wszyscy mogą być tobą zafascynowani.
Najważniejsze, abyś nie płakała.
-
Postaram się.
Gideon
uśmiechnął się szczerzej. Ginny miała wrażenie, że chciał
powiedzieć coś jeszcze, jednak wtem do jadalni weszły dwie osoby.
Jedną z nich był Albus Dumbledore, co niezmiernie ją ucieszyło.
Wiedziała, że dopóki dyrektor Hogwartu jest z nią, to nie palnie
żadnej gafy i wszystko jakoś się ułoży.
Drugim
mężczyzną był starszy jegomość, który został jej
przedstawiony jako Elfias Doge. Był niski i dość krępy. Jego
głowę pokrywała czupryna siwych włosów, a pół twarzy zajmowały
dość pokaźne wąsy.
Zaraz
za nimi zjawił się Alastor Moody, który obrzucił ją dość
niesympatycznym spojrzeniem, Syriusz, James oraz Lily. Następnie
próg przekroczył Remus Lupin. Ginny nie mogła powstrzymać
głośnego westchnienia na widok jego chudego ciała i licznych
zadrapań na bladej cerze.
Dziewczyna
zacisnęła dłoń w pięść, kiedy do jadalni wkroczył Peter
Pettigrew. Co prawda w pewnej chwili go nie poznała, nie przypominał
tego zniszczonego mężczyzny, którym stał się po kilkunastu
latach w formie szczura. Od razu jej uwadze nie uszedł fakt, że
chłopak zachowuje się dość nerwowo i unika patrzenia na nią.
Sala
się zapełniała. Dorcas weszła razem z dwoma kobietami –
Emmeliną Vance i Marleną McKinnon. Dwa kroki za nimi podążała
Alicja Longbottom, po której Neville odziedziczył brązowe włosy i
niebieskie oczy.
Ginny
zrobiło się szkoda tej kobiety. Dorcas miała rację, Alicja
kompletnie się załamała. Jednak dziewczynę martwiło coś
jeszcze. Przypomniała sobie datę urodzenia Neville'a i miała
nadzieję, że jej przybycie nie zmieniło zbytnio biegu historii i
kobieta, choć jeszcze o tym nie wie, jest w ciąży.
Wszyscy,
którzy się zjawili, zasiedli przy dużym stole. Gideon zaczarował
wino, aby napełniało po kolei każdy kieliszek. Pili w milczeniu,
oczekując na resztę.
Spóźnieni
prawie piętnaście minut zjawili się trzej pracownicy Hogwartu.
Minerwa McGonagall, nerwowo poprawiająca szatę, Filius Flitwick
oraz Rubeus Hagrid, który ledwo zmieścił się w drzwiach. Ginny
uśmiechnęła się szeroko, kiedy ogromny mężczyzna przywitał się
z nią bez większych krępacji.
Nauczyciele
nie zdążyli usiąść, kiedy do jadalni przybył Aberforth
Dumbledore.
-
Gideonie, a gdzie Fabian? - zainteresował się Albus Dumbledore. -
Tylko jego brakuje...
-
Nie wiem, pewnie za chwilę przyjdzie.
Mężczyzna
miał rację. Jego brat pojawił się po niespełna kilku minutach.
Przeprosił wszystkich za spóźnienie i zajął miejsce obok
Gideona.
- No
dobrze – powiedział Albus. - Skoro już jesteśmy wszyscy, to
możemy rozpocząć.
Ginny
była pewna, że ma na myśli obrady. Dlatego też energicznie
pokiwała głową. Jak wielkie było jej zaskoczenie, kiedy
kilkanaście członków Zakonu wzięło się za pałaszowanie
smakowicie wyglądających potraw.
-
Oni przyszli tutaj jeść? - szepnęła do siedzącej po prawej
stronie Dorcas.
-
Obiad to taki dodatek – odpowiedziała, nakładając na talerz
Ginny kotleta. - Zazwyczaj siedzimy do późna, więc...
To
był najdziwniejszy posiłek, w jakim Ginny kiedykolwiek brała
udział. Członkowie Zakonu rozmawiali w najlepsze o sprawach
kompletnie niezwiązanych z wojną i pałaszowali wykwintne przysmaki
i popijali je czerwonym winem. Dziewczyna nie miała apetytu i z ulgą
stwierdziła, że nie tylko ona dziobie w swoim talerzu. W podobnej
sytuacji były dwie osoby – Alicja Longbottom i Remus Lupin.
Syriusz jadł spokojnie, starając się panować nad emocjami, jednak
nawet na chwilę nie spuścił jej z oczu.
Dopiero
kiedy talerze były prawie puste, Albus wyprostował się na swoim
krześle i zabrał głos.
-
Moi mili, jak pewnie wiecie, do Zakonu dołączyła Ginevra Marshall.
– Tutaj wskazał na Ginny. - Wiem, że niektórzy mogą mieć
niezbyt pochlebne zdanie na jej temat, ale proszę, abyście wszyscy
traktowali ja z szacunkiem.
Nikt
nic nie powiedział. Kilka osób kiwnęło głową, inni się
uśmiechnęli, a Ginny poczuła dziwne ukłucie w sercu. Już
niedługo większość tych ludzi będzie martwa. A ona sama nie
wiedziała, czy chce w tym uczestniczyć.
Może
została tutaj wysłana, aby zmienić bieg wydarzeń? Może powinna
coś zrobić? Cokolwiek... aby później nie żałować.
Trochę mi się naświetliło na temat Franka i Alicji, już wiem o co chodzi i mam nadzieje, że już nie będę się w niczym gubić. Żal mi Alicji, że musi przez to przechodzić. W sumie to, patrząc oczami Ginny teraz, to mi naprawdę jest smutno, wiedząc, co później stanie się z rodzicami Neville'a:(
OdpowiedzUsuńMartwi mnie to, że Syriusz tak źle traktuje dziewczynę, mam nadzieje, że po jakimś czasie ochłonie i zaufa jej... pomimo wszystko. Cieszę się, że Lily i James są dobrze dla niej i jej pomagają. Mam nadzieje, że Remus też ją polubi.
Spodobał mi się strasznie fragment, w którym opisałaś stratę i śmierć Dumbledore'a. Musiałam go dwa razy przeczytać :)
Nie dziwię się Ginny, że to wszystko ją przerasta, że prawie każdy z członków Zakonu ma u niej przypisaną plakietkę z datą śmierci. Może powinna posłuchać swoich myśli? Może naprawdę jest tu po to, aby zmienić bieg wydarzeń?
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy:)
Pozdrawiam serdecznie :*
Lily! ;3
OdpowiedzUsuńRany, na miejscu Ginny chyba szlag by mnie trafił, gdybym zobaczyła Petera. Aż krew mi się gotuje w żyłach. Nie dziwiłabym się sobie, gdybym skoczyła temu szczurowi do gardła. Cholerny zdrajca, tfu!
Rozumiem uczucia Weasley... Te związane z ludźmi. To musi (musiało) być okropne przeżycie, spotkać wszystkich ludzi, którzy mają umrzeć, i - co gorsza - wiedząc, kiedy i w jaki sposób umrą.
Jestem okropnie ciekawa tego całego posiedzenia - co się stanie z Ginny? Będzie miała wyznaczone jakieś zadanie? Wpłynie znacząco na przyszłość? Uch tyle pytań, a tak niedużo cierpliwości :D
Życzę wytrwałości, dużo czasu i weny ;P
Pozdrawiam cieplutko ;)
O boże jak dobrze by było gdyby mogła zmienić przyszłość! Ale niestety nie może no bo co by wtedy z nimi wszystkimi było? Gdyby Lily i James nie umarli Harry nie został by wybrańcem więc nikt nie pokonałby Voldemorta. Ale w sumie to fikcja literacka więc może udałoby ci się ich wszystkich uratować co? Ale odchodząc od moich marzeń o happy endzie to chyba chciałabym żeby się dowiedzieli, że Ginny jest z przyszłości. Kto wie może to ona wymyśli imię Harry ? :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOho, wpadłam tutaj przez przypadek i nie żałuję, bo czytając ten rozdział zrozumiałam, że muszę przeczytać go od początku. To jest coś dla mnie. Wprost uwielbiam takie tematyki. Do tego sposób w jaki piszesz sprawia, że przyjemnie się czyta. Bardzo spodobało mi się to, w jaki sposób dobierasz słownictwo. Cóż, wszystko na plus, ale teraz może trochę o rozdziale. Dziwię się, że Ginny nie napadła Petera i nie zamordowała go na miejscu! Nie znoszę typa. Zdecydowanie polubiłam Ginny. Uwielbiam jej charakter, no po prostu wszystko w niej mi się podoba. Muszę sobie poczytać od początku, bo grzech nie przeczytać! :) Ech, kolejny rozdział za 2 tygodnie. Muszę wytrzymać, nie ma innej opcji. :)
OdpowiedzUsuńChciałam zapytać czy jest możliwość zamówienia u ciebie szablonu? Bardzo mi na tym zależy. Przeglądnęłam twoją galerię i jestem zachwycona! :)
Och jakbym chciała, żeby Ginny zmieniła historię i Syriusz przeżył i James i Lily... nie ma co, ma dziewczyna ciężki dylemat. Nawet nie dylemat, bo jak patrzeć na osoby, które powinny być bliskie wiedząc, że niedługo zginą?
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoją kreację Syriusza. Może dlatego, że ogólnie lubię Syriusza, a może dlatego, że stworzyłaś go takim... takim lekko zeschizowanym arystokratą?
Cieszę, że się oprócz Dumbledora jest jeszcze parę osób, które nie warczą przy każdej okazji na Ginevrę.
Pozdrawiam
Nie ukrywam że mnie zaskoczyłaś.
OdpowiedzUsuńRozdział pod wieloma względami wydaje mi sie być taki trochę sielankowy.
Uważam jednak że po ostatnich przeżyciach Ginny się po prostu należy.
I jestem ciekawa czy zdecyduje się zmienić bieg historii?
Bo niby nie powinna ingerować w przyszłość ale wiadomo ciężko się powstrzymać.
Zwłaszcza że ma idealną okazje do działania.
I jakośn nie zaskoczyła mnie reakcja Syriusza.
Z nich wszystkich on był najbardziej nieufny i chyba mu to zostało.
No i brakowało mi Dracona w tym rozdziale.
Nie wiem dlaczego ale jego nieobecność odczuwam najbardziej ze wszystkich.
I czy mi się wydaje ale ten szablon jest najdłużej?
Fajny rozdział, dużo spokojniejszy od poprzednich, ale czasami tak właśnie trzeba. Zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę ostatnie przeżycia Ginny.
OdpowiedzUsuńDobrze, że dyrektor uwierzył w jej opowieść, wstawił się za nią i postanowił pomóc. Chociaż chyba nie spodziewałam się, aby mogłoby być inaczej.
Widać rozbicie w Zakonie. Część członków ufa bezwzględnie Dumbledorowi i akceptuje Ginny, nie zadając pytań, a inni podchodzą do niej ostrożniej czy nawet z wrogością. Ja się wcale im nie dziwię. Nie znają jej przeszłości, więc jest dla nich zupełnie obcym człowiekiem.
Jednak Dorcas, Lily i James zachowali się bardzo ładnie. Zaopiekowali się nią i nie odtrącili. Za to na Syriusza jestem odrobinę zła, ale ma prawo jej nie ufać. Może to kwestia czasu?
W ogóle jestem ciekawa jaką decyzję podejmie Ginny. Zmienianie czasu jest bardzo kuszącą opcją, ale jakże niebezpieczną! Nie wiadomo jaki wpływ może mieć to jej przyszłość. Chociaż gdybym była na jej miejscu i zobaczyła Petera, pewnie trudno byłoby mi zachować zimną krew i nie rzucić się na niego. Przecież to jego wina, że Lily i James nie żyją! Ogólnie pewnie ciężko jest patrzeć na ludzi nad którymi głowami wiszą daty śmierci. Dziewczyna przecież dobrze wie w jakich okolicznościach zginą, a możliwość odmienienia losu jest jak zakazany owoc.
Oj, jestem ciekawa czy Ginny w końcu z niego skorzysta.
Pozdrawiam!
Okej, no to jestem. ^^
OdpowiedzUsuńJeszcze raz przepraszam za moje zaległości, ale miałam małe urwanie głowy w szkole i nie było w niej miejsca na blogsferę. Na szczęście wszystko już pozaliczałam i mam wakacje, dlatego od tej pory będę pojawiać się tutaj regularnie. Zwłaszcza po TAKICH rozdziałach.
Nawet nie wiesz, jak podoba mi się pomysł z zatrzymaniem się Ginny w kwaterze głównej. I pokazanie tych wszystkich członków Zakonu Feniksa... ach, cudo. :D Cieszę się, że przedstawiłaś Lily i Jamesa dokładnie tak, jak ich sobie wyobrażałam i to dobrze, że chociaż oni (i Dorcas) nie mają do niej jakichś większych zastrzeżeń. Podobał mi się też pobyt w Norze, kilka rozdziałów temu - mali Weasleyowie, jej rodzice... wyobrażam sobie, co wtedy musiała czuć. Miałam przez chwilę wrażenie, że powie im prawdę, ale wiem, że ją mogła zdradzić tylko Dumbledore'owi i tak też zrobiła. Jak na mój gust przyjął to trochę zbyt spokojnie, ale to Dumbledore, kto go tam wie.
Zaskoczyłaś mnie pomysłem z tymi feniksami wytatuowanymi na plecach. Nigdy nie spotkałam się z takim motywem, ale bardzo fajnie to wymyśliłaś. Jestem pewna, że gdy Syriusz tatuował Ginny, na pewno pamiętał ją z przeszłości. I jestem ciekawa, co miał na myśli, mówiąc, że nie wie, czy Ginny była dziewczyną jego, czy Syriusza, haha. Czyżby szykował nam się jakiś trójkącik? ^^
Wypadałoby wspomnieć coś jeszcze o Draconie, ale przyznaję bez bicia, rozdziały z Ginny są ciekawsze i to o niej czyta mi się lepiej. Jednakże jego 'zadanie' wydaje mi się interesujące i na pewno nie będzie to nic łatwego. Swoją drogą, fajnie przedstawiłaś też Snape'a - dokładnie taki, jaki być powinien i mam nadzieję, że będzie go tu jeszcze trochę.
Co do zebrania Zakonu, to nie mam wątpliwości, że mimo wszystko ją zatrzymają (chociaż... z Tobą wszystko jest możliwe :D), ale zaniepokoiła mnie ta końcowa myśl Ginny o zmienieniu przyszłości. Sama nie wiem, czy jestem za, czy przeciw, ale mam nadzieję, że jednak zrobi coś w tym kierunku i na gadaniu się nie skończy. :)
Uch, rozgadałam się. Na zakończenie powiem, że całość baaardzo mi się podoba i jestem pod wrażeniem tego, co wymyśliłaś. Czekam na więcej Syriusza, Remusa i Jamesa, bo to ich jestem tutaj najbardziej ciekawa.
Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Pozdrawiam :*
Na miejscu Ginny chyba rozpłakałabym się siedząc przy stole z tymi wszystkimi ludźmi, których śmierć przeżyła w przyszłości. To musi być naprawdę trudne, patrzeć jak nieubłaganie zbliżają się do swojego końca i nie móc nic zrobić, nawet ich ostrzec. Ale Dumbledore ma rację, im mniej osób zna prawdę, tym lepiej.
OdpowiedzUsuńCzłonkowie Zakomu Feniksa wydają się dobrze bawić. Chyba jeszcze nie do końca zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. A może tak bardzo do niej przywykli, że walkę z Voldemortem traktują jak zwykła pracę?
Nie byłabym sobą gdybym nie upomniała się o Draco - kiedy wreszcie Ginny sobie o nim przypomni? Rozumiem, że za nim nie przepada, ale chyba powinna go odnaleźć na wypadek gdyby Dumbledore odkrył sposób, jak mają wrócić do swoich czasów.
Pozdrawiam.
A wydawało mi się, że skomentowałam ten rozdział. Najwidoczniej zostawiłam na później i zapomniałam o tym.
OdpowiedzUsuńNa samym początku kompletnie nie wiedziała, co się działo. Okazało się, iż mam problem z zapamiętaniem wszystkich informacji i musiałam sobie odświeżyć pamięć poprzednim rozdziałek, którego również nie skomentowałam. Nie wiem, co się ze mną dzieje.
Dobra, do rzeczy.
Nie mogę uwierzyć, że Ginny przeniosła się w przeszłość aż tak daleko. Ma tyle możliwości, może zmienić całą przyszłość gdyby tylko powiedziała, że Potterowie zaufają złej osobie, mogłaby uratować tylu członków zakonu, a nawet pomóc uwolnić wszystkich spod władzy Voldemorta. Jednak wiem, że jest to niemożliwe. Gdyby tylko coś zrobiła niektórzy mogliby się w ogóle nie urodzić itd. Wiadomo. Wielka szkoda.
Nie dziwię się, że niektórzy członkowie zakonu nie ufają jej. W tych czasach nikogo nie powinno się obdarzać zaufaniem, a tym bardziej, że jej kompletnie nie znajdą i pojawiła się znikąd. Tylko Albus jest poza regułą, bo on ufa wszystkim. Pewnie i zaufałby Voldemortowi gdyby miał ku temu jakąkolwiek podstawę.
Co się dzieje z Draco? Brakuje go tutaj.
Pozdrawiam serdecznie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ginny ma zamiar pozmieniać. Pierwsze, co bym zrobiła, to opowiedziałabym Dumbeldore'owi o Peterze Pettigrew (jeśli tak się to pisze). Wtedy Lily i James by nie zginęli, ale czy wtedy Voldemort zostałby pokonany? Nie jestem tego taka pewna. Kurde, to strasznie trudne. Jeśli Ginny tylko coś zmieni, konsekwencje tego poniesie przyszłość, a nie jestem pewna, czy te zmiany zawsze będą pozytywne. Cieszę się, że zostałaś przy tym szablonie, bo naprawdę przypadł mi do gustu. Śliczny jest i z jakiegoś powodu postacie przypominają mi na nim Ginny i Remusa. Czy to możliwe, że Ginevra pokocha kogoś z przeszłości? Nie, raczej nie. W końcu przyszły Harry na nią czeka... Kurde, sama już nie wiem. xd
OdpowiedzUsuńKiedy Ginny upierała się, że nie zejdzie, strasznie mnie zirytowała. Naprawdę myślała, że ktoś przyniesie jej jedzenie do pokoju? To nie jest hotel, a siedziba wojenna, jakby nie patrzeć. Ale to dobrze, że Ginny nie zawsze da się lubić, bo właśnie tym odznaczają się ludzie - nie są idealni, a Ginevra spełnia ten obowiązek, przez co jest... prawdziwa i żywa.
Tak bardzo szkoda mi Alicji i Franka Longbottonów. Czy Ginny rzeczywiście wpłynęła na pojmanie mężczyzny? Raczej w to wątpię, ale może... Zobaczy się. Mam nadzieję, że Neville zdoła się urodzić.
Współczuję "Marshal", bo znając daty śmierci tych ludzi, z pewnością obcowanie z nimi nie jest najłatwiejsze.
Pozdrawiam, Wellesie
w-klatc-zmyslow
PS: Przepraszam, że nie komentowałam dwóch rozdziałów z rzędu, ale wiedz, że przeczytałam.
W końcu dotarłam! :D Przepraszam, że z takim opóźnieniem, ale miałam ostatnio drobne problemy xd
OdpowiedzUsuńW sumie to nie dziwię się niektórym członkom Zakonu, że nie wierzą Ginny i mają ku niej wątpliwości. W tamtych czasach nie można było nikomu ufać, a co dopiero takiej dziewczynie, która pojawia się znikąd, robi zamieszanie w Ministerstwie i w dodatku na plecach ma wytatuowanego Feniksa. Ale Dumbledore ma rację - im mniej osób o tym wie, tym lepiej.
Strasznie polubiłam Dorcas. Jest taka pełna ciepła i energii. Wydaje mi się, że bardzo zżyje się z Ginny. Cały czas jej pomaga i jest przy niej. :)
O rany, ja na miejscu panny Weasley rozpłakałabym się siedząc w tej kwaterze i patrząc na tych wszystkich ludzi, którzy niebawem zginą... Za niespełna rok lub za kilkadziesiąt lat... Gdyby tylko Ginny mogła o wszystkim opowiedzieć Albusowi... Mogliby zmienić bieg wydarzeń, sprawić, że wszystko potoczyłoby się inaczej, lepiej... Ale z drugiej strony byłoby to strasznie ryzykowne. Nie wiadomo co przytrafiłoby się, gdyby tak namieszali w czasoprzestrzeni.
No cóż, pożyjemy, zobaczymy :3
Ściskam,
Szablon jest śliczny ale zastanawiam się czy to znaczy, że Ginny kogoś sobie znajdzie czy po prostu takie zdjęcie znalazłaś. :D
OdpowiedzUsuńszczerze? myślałam o Remusie, ale chyba trochę przesadziłam :P
UsuńUmarłabym gdybyś to zrobiła. To tak inne, że aż idealne.
Usuńkocham Remusa ♥
UsuńPamiętam, że miałaś nawet bloga który miał być o nim. :D
UsuńPrzepraszam za opóźnienie.
OdpowiedzUsuńNa początku muszę wyznać, że każdy rozdział jest dla mnie czymś niezwykłym - bardzo się cieszę, że mogę przeczytać o ludziach, którzy właściwie są już przeszłością. Jest wiele blogów o czasach rodziców Harry'ego, ale Ty pokazujesz je w taki sposób, że aż się serce ściska. Może to kwestia tego, że przeżywamy to wszystko razem z Ginny, która przybyła z innego roku. W każdym razie dziękuję Ci za taki powrót do przeszłości ;P
Bardzo polubiłam postacie ze ,,starego rocznika''. Lily i James są strasznie sympatyczni, Dorcas również, Gideon także wydaje się w porządku. Tylko Syriusz... w sumie to dobrze, że nie wszyscy są przyjaźnie nastawieni do Ginny. Tak jak to było powiedziane, do Zakonu należą różni ludzie. Przyznam, że podoba mi się taki patrzący podejrzliwie na dziewczynę Black - jest w tym coś fascynującego. Jestem ciekawa, jak ich relacje się potoczą. Co dziwne, w wielu z członków Zakonu jest spora iskra radości. Domyślam się, że jest im potrzebna, aby nie zwariować pod naporem wojny.
Rozumiem, jakie to ciężkie, siedzieć przy stole z ludźmi, nad którymi już czyha śmierć. Jestem ciekawa, czy Ginny zrobi coś w kierunku zapobiegnięcia tragedii. Na jej miejscu też ażby mnie skręcało, żeby jakoś pomóc tym ludziom.
Pozdrawiam :)
Witam, czy już może wiadomo keidy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńno tak, 7 lipca, czyli jutro. z boku zawsze są daty, których na razie staram się trzymać na tym blogu, bo mam napisane posty.
UsuńOch, wybacz nie zauważyłam daty, bo mam Safari i szablon mi się inaczej ułożył.
UsuńPrzepraszam za spam