Wielkość człowieka
polega na jego postanowieniu, by być silniejszym niż warunki czasu
i życia.
(Albert Camus)
Drzwi
od Nory się otworzyły, a razem z bladym blaskiem poranka do izby
wszedł niewysoki mężczyzna, utykający na lewą nogę. Ginny w
pewnej chwili go nie poznała. Alastor Moody niesamowicie się
zmienił przez te dwadzieścia lat. Jego twarz posiadała kilka
blizn, ale nie była aż tak przerażająca jak w dzień śmierci.
Włosy nie były siwe, a jasnobrązowe. Mężczyzna stał pewnie na
swoich obydwu nogach i jedyną rzeczą, która przypominała jej tego
Szalonookiego, którego znała, było magiczne, niebieskie oko, które
w jednej chwili omiotło całe pomieszczanie.
Kobieta sama nie wiedziała, kogo powinna
się spodziewać. Jednak obecność Alastora jeszcze bardziej ją
przeraziła. Szanowała tego człowieka, jednak obawiała się jego
porywczości i lekkiej paranoi. Przełknęła głośno ślinę.
- Gdzie jest ten twój problem, Fabianie?
- zapytał bez przywitania. Jego wzrok spoczął na wystraszonej
Ginny. - Nie mów mi, że mówisz o tym przerażonym dziecku?
- To przerażone dziecko narobiło
zamieszania w ministerstwie – wtrącił się Artur, a twarz
Alastora się napięła.
- W takim razie dlaczego nie wezwiecie
aurora, który obecnie ma dyżur? - spytał bezbarwnie, podchodząc
kilka kroków. Stanął blisko Ginny i przyjrzał się jej twarzy.
- Miałem taki zamiar, ale ona twierdzi,
że jest... no wiesz... jednym z nas – oświadczył Fabian,
obserwując reakcję Szalonookiego.
Moody prychnął głośno, a Ginny
poczuła, że jak teraz się nie odezwie, to może strach sparaliżuje
ją całkowicie.
- Jestem członkiem Zakonu Feniksa –
pisnęła cicho i niezrozumiale, co wywołało jeszcze większe
rozbawienie na twarzy aurora.
- To w takim razie wiesz, że łatwo to
sprawdzić – odpowiedział krótko. - Fabian masz jej różdżkę?
- Tak, sama mi ją oddała kilka godzin
temu. Molly, Artur, moglibyście iść do góry? Nie chcę,
abyście...
- Zwariowałeś? - przerwała mu kobieta.
- Co ty chcesz jej zrobić? Fabian, nie pozwolę ci na te machlojki w
moim domu!
- Molly... to są po prostu tajemnice
Zakonu – odpowiedział spokojnie jej brat. - Nie zrobimy jej żadnej
krzywdy, chcemy tylko coś sprawdzić. Proszę, nie utrudniajcie
tego...
- Zakon, ciągle tylko ten Zakon!
Krzyki na parterze znów zdenerwowały
dzieci. Jednak tym razem płacz powrócił ze zdwojoną siłą. Pani
Weasley załamała ręce. Była zmęczona tą całą sytuacją.
Spojrzała jeszcze na Ginny, która usilnie próbowała wychwycić w
jej oczach jakiś znak, nutę współczucia i zrozumienia. Na darmo.
Jej wzrok pozostał pusty i bez wyrazu, nie dodał jej ani krztyny
odwagi. Molly odwróciła się na pięcie i skierowała swoje kroki w
kierunku schodów.
- Ja i tak uważam, że ona jest chora na
głowę – rzekł Artur, a Ginny poczuła się tak, jakby wbił jej
nóż w serce, a na końcu przekręcił. Mężczyzna nie powiedział
nic więcej, ruszył za żoną w kierunku schodów.
Alastor i Fabian odczekali chwilę, aż
kroki małżeństwa zupełnie ucichną, po czym spojrzeli na
przerażoną dziewczynę, skuloną na kanapie.
- Załatwmy to szybko – rzekł Moody. -
Kładź się.
Dziewczyna miała zupełną ciemność
przed oczami, kiedy położyła się na brzuchu. Z jezdnej strony
była na siebie zła, może gdyby była pewniejsza siebie i okazała
więcej odwagi, to łatwiej byłoby im uwierzyć? Może traktowaliby
ją poważniej? Przez chwilę żałowała, że nie wypiła wieczorem
więcej alkoholu, może on pozwoliłby jej nie myśleć. Huczało jej
w uszach, miała wrażenie, że ciśnienie podnosi się jej z każdą
chwilą.
- Ile ona ma w ogóle lat? - Usłyszała
jeszcze pytanie Szalonookiego.
- Twierdziła, że dwadzieścia dwa –
odpowiedział Fabian.
Ginny zacisnęła powieki.
Płacz na piętrze ucichł.
Raz, dwa, trzy... - liczyła w
myślach.
I nagle trach. Poczuła, jak cienkie
ostrze rozcina wełnianą sukienkę należącą do jej matki.
Równiutko, wzdłuż linii kręgosłupa. Nie zabolało, ale mimo to
przeszedł ją dreszcz. Cisza, która zapanowała, była nie do
zniesienia. Ginny sama nie wiedziała, co ma o niej myśleć.
Wstrzymała oddech.
- Mówiła prawdę... - szepnął Fabian,
a przez twarz dziewczyny przebiegł cień uśmiechu.
- Najwyraźniej... - mruknął Alastor.
- Wiedziałeś... - Usłyszała kobiecy
głos i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że należy on do
niej. - Moody, wiedziałeś, że mam ten znak... Twoje magiczne oko
widzi przez ściany, materiał nie powinien stanowić dla niego
problemu.
- Bystra jesteś, jak na kogoś, kogo
okrzyknięto psychicznie chorym. Pozwolisz jednak, że sprawdzę to
dokładniej. Chyba się ze mną zgodzisz, że każdy może namalować
sobie taki znak.
Zgodziła się, choć tylko w myślach.
Zacisnęła mocno zęby, domyślając się, że to, co wydarzy się
dalej zupełnie przejdzie jej oczekiwania. Czuła, jak ktoś dotyka
jej pleców. Zimna dłoń przesuwała się między jej łopatkami,
wywołując dreszcze. Odchyliła lekko głowę i dostrzegła, że
robi to Fabian. Moody stał trochę dalej.
- Odsuń się – rzekł po chwili
Alastor.
Mężczyzna machnął różdżką.
Dziewczyna nic nie poczuła, usłyszała tylko ciche westchnięcie.
Po chwili kolejne zaklęcie zderzyło się z jej skórą, tym razem
zapiekło. Następne przypominało tępe uderzenie. Przez chwilę
zabrakło jej tchu.
- Niemożliwe. - Usłyszała ciche
mruknięcie Fabiana.
- To się jeszcze okaże... -
odpowiedział mu starszy auror.
Kolejne długie minuty najchętniej
wykreśliłaby ze swojego życiorysu. Bez ostrzeżenia mężczyzna
zadał jej ogromny ból. Poczuła się tak, jakby ktoś wbił jej
między łopatki miliony niewielkich, rozgrzanych igieł.
Nieprzyjemne uczucie zaczęło narastać. Igły wbijały się coraz
głębiej, stawały się coraz gorętsze, niemal stykały się z jej
kręgosłupem.
Próbowała powstrzymać krzyk, jednak
kiedy wszystkie nerwy zostały podrażnione, a ból zaczął
rozchodzić się po kolei krótkimi impulsami do reszty jej kończyn,
narządów wewnętrznych i mózgu, nie była w stanie się
powstrzymać.
Krzyknęła.
Nie myślała, bo o czym można myśleć
w takich momentach? Pragnęła tylko, aby to wszystko się skończyło.
Nieważne, w jaki sposób. Mogła to być nawet śmierć... Umrzeć w
domu, w którym spełniło się najpiękniejsze czasy dzieciństwa,
na kanapie, na której przekomarzała się z braćmi, w pokoju, w
którym pomagała mamie nakryć do stołu, w pobliżu kominka, przy
którym tata czytał jej bajki, z ludźmi, których z całego serca
kochała, a którzy jej nie znali... Czy mogło być coś
piękniejszego.
- STOP! - krzyknął ktoś, zbiegając po
schodach.
Był to mężczyzna, tak doskonale jej
znany mężczyzna. Artur Weasley stał na wytartym dywanie i łypał
groźnym wzrokiem na Alastora, potem przeniósł spojrzenie na
Fabiana i pokręcił głową z niedowierzaniem.
Ginny nie była w stanie racjonalnie
myśleć. Z trudem udało jej się otworzyć zaciśnięte powieki i
popatrzeć na ojca. Przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu. Ból
kompletnie pozbawił ją świadomości.
- Tatusiu... - szepnęła, wyciągając
rękę w stron Artura.
Mężczyzna zawahał się przez chwilę,
ale kiedy spojrzał na jej bladą twarz z kilkoma pasmami mokrych od
potu włosów przyklejonych do policzków i ogromne, wystraszone
oczy, otoczone brązowymi sińcami, zrozumiał, że nawet najlepszy
aktor wypadłby z roli w takim momencie.
Musiała go z kimś mylić, kiedy w jej
oczach tańczyły iskry nadziei na jego widok. Musiała... ale czy to
miało teraz jakieś znaczenie? Skoro mógł w jakiś sposób ulżyć
tej dziewczynie, to czemu miałby tego nie robić? Bez wahania
chwycił jej dłoń. O dziwo, była ciepła...
- Oszaleliście? - rzekł już trochę
spokojniej. - W tym domu są dzieci, a wy pokazujecie im jawną
przemoc? Co wyście w ogóle chcieli zrobić?
- Arturze, to tajemnica... - szepnął
Fabian drżącym z nerwów głosem.
- To zabierajcie te swoje cholerne
tajemnice z mojego domu! - Poczuł, jak palce Ginny zaciskają się
mocniej na jego dłoni. Nie czekając ani chwili dłużej, wyszarpnął
swoją rękę z uścisku. - Za pięć minut ma was tutaj nie być –
dodał spokojniej. - Jej też...
Gospodarz nie czekał na ich odpowiedź,
odwrócił się na pięcie i zniknął za cienką kotarą
oddzielającą kuchnię od głównej izby. Bez problemu dało się
usłyszeć jego krzątaninę i nalewanie wody do szklanki.
- Zabieraj ją do kwatery głównej –
rozkazał Moody. - Niech Dumbledore sam decyduje, co z nią zrobi.
Ona za dużo o nas wie.
Dumbledore... Dumbledore... dziewczyna
próbowała sobie przypomnieć to nazwisko. Było jej znane,
sprawiało, że czuła dziwne ciepło w sercu. No tak, Albus
Dumbledore, dyrektor Hogwartu. Jak mogła zapomnieć o tym człowieku?
Jeśli chciała szukać kogoś, kto na pewno jej pomoże, to powinna
w pierwszej kolejności zgłosić się do niego.
Fabian nie dyskutował z Alastorem. Nie
zwracając uwagi na jej ból, chwycił ją w ramiona. Nie trwało
długo, a dziewczyna ze zmęczenia i strachu straciła przytomność.
Nie było ciemności. Nie tym razem. Znów
otaczała ją mgła, gęsta, mleczna mgła, w której nie była w
stanie nic dostrzec. Stała sama, a nogi wydawały się być ciężkie
jak z ołowiu. Chciała się poruszyć. Pobiec przed siebie, jednak
było to niewykonalne.
Krzyknęła, ale niewidzialny pył dostał
się do jej gardła. Zakaszlała, czując dziwne drapanie w krtani.
Była sama, a samotność była czymś, czego bała się najbardziej.
Nieprzyjemne uczucie narastało. Pamiętała, jak kilkanaście lat
temu wykorzystał je Tom Riddle, teraz też miała wrażenie, że
ktoś na to czekał.
Nie chciała płakać. Tak bardzo nie
chciała płakać...
- Śpisz? - Usłyszała spokojny,
kobiecy szept dobiegający z mgły.
Tak... - pomyślała. - Tak,
ale chcę się już obudzić.
- Co z nią? - odezwał się inny
głos, męski, jakby trochę znajomy?
- Nie wiem, poczekajmy na Dorcas. Ona
na pewno coś na to poradzi. Z tego co mówił Fabian, to pewnie jest
w szoku. Profesor Dumbledore powinien porozmawiać z Szalonookim, aby
bardziej nad sobą panował.
- Lily, a co jeśli ona faktycznie
byłaby śmierciożercą?
Kobieta nic nie odpowiedziała. Odeszła,
we mgle dało się słyszeć odgłos jej kroków.
- Żartuję – powiedział po
chwili mężczyzna. - Lily ci ufa, to ja też. Możesz się
obudzić, obronię cię przed Szalonookim.
Obronię cię... Magiczne słowo,
które zadziałało jak hasło posiadające niewyobrażalną moc.
Mgła zaczęła opadać, a Ginny w końcu mogła podnieść ciężkie
powieki.
Na początku bała się kolejnej fali
bólu, jednak nic takiego nie nastąpiło. Grubą, wełnianą suknię
zastąpiono cienką koszulką i wygodnymi, materiałowymi spodniami.
Leżała na twardym, choć wygodnym materacu, wdychając zapach
świeżo wykrochmalonej pościeli w drobne kwiaty.
Kiedy zobaczyła przed sobą mężczyznę
z czarnymi, rozczochranymi włosami, pomyślała, że to wszystko
było tylko snem. Jej umysł podsunął gotowy scenariusz. Była w
ministerstwie, spotkała Malfoya, jakiś facet zgubił podejrzaną
kulę, rozbiła ją, a mgła, która się z niej wydobyła była
toksyczna i dała im uczucie iluzji.
Tak, to musiało tak być. Teraz w końcu
ocknęła się z tego koszmaru i choć obraz przed jej oczami nadal
był zamazany, to w końcu mogła odetchnąć z ulgą.
- Harry... - szepnęła dziwnie
zachrypniętym głosem. - Co się stało?
Mężczyzna siedzący przy jej łóżku
zaśmiał się nerwowo. To było dziwne, dziwne i obce...
- Chyba mnie z kimś pomyliłaś –
rzekł. - Nie jestem Harry. Mam na imię James. James Potter dla
ścisłości.
Nagle jej wzrok się wyostrzył, a to
podziałało jak kubeł zimnej wody. Mężczyzna mógł być podobny
i każdy, kto powtarzał jej chłopakowi, że przypomina ojca, miał
rację. Ale podobny nie oznacza identyczny. James miał ostrzejsze
rysy twarzy, mocniej zarysowany podbródek i żuchwę oraz kompletnie
inne oczy. Trochę mniejsze, z lepiej zarysowanymi powiekami i w
kolorze czekolady, a nie tak jak jego syn – zielone.
- Nie... - jęknęła.
Mężczyzna najwyraźniej nie zrozumiał
jej poruszenia.
- Tak – odpowiedział swobodnie. -
Narobiłaś niezłego bigosu tym swoim pojawieniem się, ale dobrze,
że już się ocknęłaś. Fabian ma trochę wyrzutów sumienia, ale
Moody, jak zwykle nie poczuwa się do odpowiedzialności za całe
zamieszanie w Norze.
Ginny straciła ochotę, aby go słuchać,
jednak James wydawał się tego nie zauważać i mówił dalej.
- Mam nadzieję, że nie bolą cię już
plecy? Lily się tobą zajęła, ale nadal nie wygląda to dobrze,
Dorcas za kilka godzin wróci z pracy, to...
- James! - krzyknął stanowczy, męski
głos.
Ginny omal nie podskoczyła, kiedy go
usłyszała. Co innego spotykać osoby, o których istnieniu się
słyszało, a co innego takie, które przez pewien czas były częścią
jej życia, na których jej zależało i które umarły zupełnie
niesprawiedliwie i stanowczo zbyt wcześnie.
W drzwiach niewielkiego pokoju stał
mężczyzna, a raczej jeszcze chłopak, o długich włosach,
związanych w na karku w krótką kitkę i czarnych jak węgiel
oczach. Był wysoki i dobrze zbudowany. Prawie nie przypominał
człowieka, którym się stanie po dwunastu latach w Azkabanie.
Syriusz Black stał wyprostowany i
spoglądał groźnym wzrokiem na przyjaciela. Jego wargi wygięły
się w niespokojnym grymasie, kiedy wyczuł, że Ginny przygląda mu
się bliska łez i ledwo powstrzymuje się przed rzuceniem się w
jego ramiona.
- James, na brodę Merlina! Co jeszcze
jej opowiesz? - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Zawsze jesteś
taki naiwny, jak widzisz ładną buzię?
- Syriuszu, bez przesady...
- Co bez przesady?
Mężczyzna podszedł pewnym krokiem do
Ginny. Przysunął sobie drugie krzesło i usiadł na nim. Zaplótł
ręce na piersiach i wyprostował się dumnie.
- Ile ty w ogóle masz lat? - zapytał,
marszcząc brwi.
- Ile jeszcze razy usłyszę to pytanie?
- jęknęła. - Dwadzieścia dwa.
- Tak?
- Tak.
- A w którym roku się urodziłaś?
- W tysiąc dziewięćset osiem... to
znaczy... siedemdziesiątym...
- Och, daj spokój – przerwał jej.
Dziewczyna przeklęła pod nosem. Jak
mogła dać się nabrać na najprostszą zagrywkę? Dawno nie była
na siebie tak wściekła. Syriusz najwyraźniej osiągnął swój
cel, gdyż na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech zwycięstwa.
James wydawał się być zakłopotany, usilnie próbował
zainteresować się jakimkolwiek meblem w małym pokoiku.
- Pewnie zaraz mi powiecie, że to
Szalonooki tak na nią podziała, że ma kłopoty z pamięcią –
kontynuował Syriusz. - To musiało być bardzo traumatyczne...
- To nie tak – zaczęła Ginny, choć
podświadomość podpowiadała jej, że powinna siedzieć cicho.
Obydwaj mężczyźni spojrzeli na nią z
ciekawością. Czekali, aż powie coś jeszcze. Syriusz gotowy był
wybuchnąć śmiechem w razie jej kolejnej wpadki.
- Panowie... - rozległ się po chwili
męski głos, a Ginny kamień spadł z serca.
Do pomieszczenia wkroczyła pierwsza
osoba, która według Ginny przez ostatnie dwadzieścia lat niewiele
się zmieniła. Albus Dumbledore. Starszy mężczyzna o długich,
siwych włosach i brodzie zerkał na nią swoimi niebieskimi oczami
spod okularów-połówek.
- Ile jeszcze każecie dzisiaj znieść
tej dziewczynie? - zapytał, kiedy James i Syriusz wstali z krzeseł.
- Zostawicie mnie z nią samego?
Mężczyźni posłusznie kiwnęli
głowami, po czym w ekspresowym tempie opuścili pokój. Ginny
zagryzła wargę, po czym usiadła na łóżku. Chciała oprzeć się
plecami o ścianę, jednak uniemożliwiło jej to nieprzyjemne
mrowienie w kręgosłupie. Skrzywiła się.
- Słyszałem, że masz na imię Ginny –
zaczął Dumbledore, siadając obok niej na łóżku. Jednym
machnięciem różdżki odstawił krzesła pod ścianę. - Chcę,
abyś wiedziała, że bardzo mi przykro. Alastor czasem przesadza.
- To normalne, że jest ostrożny w
takich czasach – odpowiedziała półszeptem.
- Owszem. Wybacz moją śmiałość, ale
nie wiem, czy powinienem ci się przedstawić. Nie kojarzę cię z
Hogwartu. W jakiej szkole się uczyłaś?
Pytanie padło, ale Ginny nie umiała na
nie odpowiedzieć. Słowa dyrektora uniosły się w powietrze i
zawisły nad sufitem.
- Znam pana nazwisko – oświadczyła
cicho.
Mężczyzna westchnął głośno.
- To może powiesz mi, kto wprowadził
cię do Zakonu? - zadał kolejne pytanie, które po chwili dołączyło
do pierwszego. Obydwa przysiadły na lekko okurzonej, pustej półce,
wiszącej nad jej głową.
- Nie wiem, czy wiesz, na czym polega ten
proces – kontynuował Dumbledore. - Nie każdy członek Zakonu może
werbować nowych. To znaczy może, nie ma uprawnień do malowania im
feniksa na plecach. Taki przywilej mają tylko osoby...
- Z długim stażem – dodała za niego.
- Wiem.
- Na dzień dzisiejszy mogę to zrobić
ja, Alastor, Minerwa McGonagall, Filius Flitwick i Elfias Doge więc
sama widzisz, że nie jest to takie proste. W dodatku każdy feniks
wygląda inaczej, w zależności od tego, kto go rysuje, a twój jest
zupełnie inny, jakby stworzyła go zupełnie obca mi ręka.
- Czyli mi pan nie wierzy – rzekła
Ginny, czując narastająca bezradność. - Uważa pan, że jakimś
cudem udało mi się ominąć antyzaklęcia i sama narysowałam tego
feniksa?
- Nie... tego nie powiedziałem. Sam
wymyśliłem ten system i nie sądzę, aby ktoś był w stanie go
złamać.
Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła.
Przy Dumbledorze czuła się swobodnie.
- Poza tym – kontynuował mężczyzna.
- Wiele osób twierdzi, że masz problemy z głową. Nie mi to
oceniać, uważam, że każdy z nas jest na swój sposób...
pokręcony. Chodzi mi o to, że wydaje mi się, że masz ogromny
problem i bezzwłocznie potrzebujesz pomocy. Obiecuję, że spróbuję
ci jej udzielić tylko najpierw musisz powiedzieć, co cię trapi.
- Nie uwierzy mi pan...
- Ginny, skąd w tobie taki bark wiary?
Spróbujmy metody małych kroczków. Uczyłaś się w Hogwarcie?
- Jeszcze nie.
Przez twarz Albusa przeszedł cień
uśmiechu. Najwyraźniej nie do końca zrozumiał jej odpowiedź.
- Hogwart, to szkoła magii, do której
trafia się w wieku jedenastu lat – uściślił.
- Wiem, ale ja nie mogłam się tam
uczyć, bo... jeszcze się nie urodziłam.
Serce zabiło jej szybciej, kiedy
wszystkie mięśnie jego twarzy się napięły. Zdjął okulary i
położył je na niewielkiej szafce. Milczał, czekając aż ona
będzie kontynuować.
- Cofnęłam się w czasie o dwadzieścia
cztery lata – jęknęła, nie panując nad łzami. - Nic na to nie
poradzę, to po prostu się stało...
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę,
jakiego narobiłaś zamieszania.
- Wierzy mi pan? - zapytała z nadzieję,
nie zwracając uwagi na jego słowa.
- Chyba nie mam wyjścia. Jak się
nazywasz, tak naprawdę?
- Ginevra Weasley, jestem córką Molly i
Artura, urodzę się za dwa lata. To znaczy powinnam się urodzić,
bo teraz to sama nie wiem... Niech mi pan powie, co mam robić?
- Po pierwsze nie mówić tego nikomu. Im
mniej osób o tym wie, tym lepiej. A teraz powinniśmy chyba wyjaśnić
sobie parę spraw. Podobno w ministerstwie byłaś z bratem, gdzie on
teraz jest?
- Z bratem? Nie... Draco nie jest moim
bratem – sprostowała szybko.
- Ale przenieśliście się razem?
- Tak. Pracował w ministerstwie, tylko
że on w czasie wojny był...
- Śmierciożercą – dokończył za nią
Dumbledore. - Źle, że się rozdzieliliście, bardzo źle...
Ginny nie miała wyboru. Musiała
przyznać mu rację.
* * *
Od razu zaznaczam, że z tego znaku na
plecach wytłumaczę się w kolejnym rozdziale. Wiem, że wiele osób
może stwierdzić, że jest to naciągane, ale pomysł pomysłem. Mam
nadzieję, że i mój wyda się choć odrobinkę sensowny.
I patrzcie co znalazłam <<klik>>
-----------------------------------------------------------------
Ach, znów mi się udało ^^ Pierwsza ;P
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest tylko o Ginny - i dobrze, bo chyba nie ma gdzie tu nawet wcisnąć Malfoya. Twój pomysł z feniksem wydaje się dobry - skoro śmierciożercy mieli mroczne znaki, to oni mogą mieć feniksy, w końcu muszą się rozpoznawać.
Syriusz i James <33 To jedni z moich ulubionych bohaterów. Naprawdę bardzo się cieszę, że ich wprowadziłaś. Mam nadzieję, że zagoszczą dłużej, niż na jeden rozdział. Wydawało mi się, że to James będzie bardziej nieufny w stosunku do rudej, ale najwidoczniej pozory mylą.
Ginny musiała czuć się okropnie, gdy własny ojciec "wyrzucił" ją z jej domu. I ogólnie to sprawdzanie znaku też raczej nie było przyjemne.
Dobrze, że powiedziała Dumbledorowi kim jest. Od początku wiedziałam, że tak zrobi. Ale w końcu to on jest chyba osobą najbardziej wartą zaufania. Tylko jak wyjaśnić pozostałym członkom zakonu kim jest, kiedy się urodziła, skąd pochodzi. Dyrektor Hogwartu napewno jej pomoże, ale Ginny i tak znajduje się w dość trudnej sytuacji.
Kolejny rozdział, jak mniemam, będzie o Draco (w końcu on też będzie miał problemy podobne do tych, które ma Wesley, tyle że Malfoy niebardzo komu ma o tym opowiedzieć), bo przecież Severus zabrał go do Czarnego Pana.
Nie pozdostaje nic, tylko czekać.
Pozdrawiam ^^
PS. Przepraszam za literówki
Biedna Ginny i jej bliskie spotkanie z Alastorem. Ładnie opisałaś emocje, musiała się czuć strasznie, gdy cała rodzina uznała ją za wroga, którego należy się pozbyć. James i Syriusz, jak się cieszę, że nareszcie się pojawili <3 I od razu zrobiło mi się cieplej na sercu po przyjściu Dumbledore'a. Pewnie pomyślał, że użyła zmieniacza czasu. Jestem ciekawa, co będzie z Draco. Może spotka ojca? Pomysł z feniksem według mnie wcale nie był naciągany. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńAleż mnie wciągnęło. Dumbledore wie doskonale co to znaczy. Może jeszcze nie do końca wierzy, ale chyba nie ma innego wyjścia. A przecież McGonagall ostrzegała Hermionę, że z cofaniem się w czasie nie ma żartów! A tu takie jaja. Może to lepiej, że nie zobaczyła siebie w wieku np. 2 lat, bo totalnie by jej odwaliło, ale takim czymś może zmienić wszystko, niekoniecznie na dobre. Czy tak w ogóle można? Powinno się ją (i Draco) jakoś odizolować od wszelkich wydarzeń. I co wtedy z teraźniejszością z punktu widzenia Ginny? Taki "Efekt motyla" trochę, haha xD Tylko, że tutaj raczej szybko skutków ewentualnych zmian nie będą widzieli tak szybko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Rany.
OdpowiedzUsuńNo, serio. Ja nie mogę. Genialny rozdział, i to tylko o Ginny!
I jest James i Lily, i Syriusz, i Albus! Raaaany...
Ja tam uważam, że z tymi feniksami był bardzo dobry. Przynajmniej mieli jakąś tam pewność, że nie rudowłosa nie kłamie, itd.
Co do samej Ginny... Rany, a ja ciągle jej współczuje. Wyobrażam sobie jakie to koszmarne uczucie, spotkać swoją rodzinę, a ona cię nie pamięta, nie wie, kim jesteś, a tu się nie można do tego przyznać. Dobrze, że pojawił się Dumbledore i że Ginny mu powiedziała co, i jak. Nie jest już taka samotna w swoim położeniu, że się tak wyrażę.Dumbledore to ma łeb, coś wymyśli na pewno.
I o czym to ja jeszcze chciałam... Nie pamiętam. W każdym razie chwalę i padam do stóp za ten rozdział (i jeszcze raz: Lily, Syriusz i James! ;3), życzę pomysłów i czasy, a na koniec pozdrawiam cieplutko ;)
Ps Ach, i jeszcze... Nie wiem, czy pisałam. Piękny szablon. Możliwe że pisałam, nie pamiętam. Nie jeszcze raz napisać nie zaszkodzi, bo dzieło zasługuje na pochwałę :D
Ach! Po prostu jesteś niewiarygodna. Biedna Ginn, ona zawsze ma pod górkę (chyba lubisz ją męczyć;p). Dobrze, że chociaż Dumbledore jej.. uwierzył? A przynajmniej nie stwierdził, że jest psychiczna.
OdpowiedzUsuńCiekawe co z Draco... mam nadzieje, że się wyliże, cokolwiek z nim zrobiono.
PS kiedy Molly zabrała Ginny do domu, miałam wielkiego banana na ustach, a jeszcze jej bracia. Tacy malutcy.
PPS skąd ty bierzesz tyle pomysłów? Już sama Ginevra była bogata w fabułę, a jeszcze było przecież opowiadanie o Ginny i Severusie.
Kiedy piszę wydaje mi się, że moje opowiadania wcale nie są takie pomysłowe i niewiele się w nich dzieje, ale jak ostatnio przeczytałam w całości Ginevrę to była zadowolona z fabuły ^^
Usuńale wracając do twojego pytania. skąd biorę pomysły? Wiele osób mnie o to pyta, a one po prostu same przychodzą do mojej głowy. dużo czytam, może to też pomaga :)
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!
Ginny musiało strasznie ulżyć po rozmowie z Dumbledorem. Faktycznie, to najodpowiedniejsza osoba, do której mogła się zwrócić. Na początku myślałam, że Moody okaże się kimś takim i pomoże jej. Ale, jak widać, jego szaleństwo zaczęło się bardzo wcześnie.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że trochę zaniedbałaś Draco. Ginny zdążyła już tyle przeżyć, odkąd przeniosła się w czasie, a Malfoy? Jego położenie jest jeszcze gorsze niż położenie Ginny. Czarny Pan raczej nie będzie tak wyrozumiały jak członkowie Zakonu Feniksa.
Draco nie zdążył znaleźć sobie nikogo, kto mógłby go obronić. Bo na własnych rodziców też raczej liczyć nie będzie mógł.
niestety zdaję sobie sprawę, ze Dracona jest mniej. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że w drugiej części będzie o nim więcej.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Nareszcie akcja przeniosła się do Zakonu Feniksa. Zastanawiałam się, kiedy poznamy rodziców Harrego i Syriusza. Ginny będzie miała co opowidać po powrocie do swoich czasów. Bo teraz, kiedy wszystkim zajmie się Dumbledore, na pewno uda jej się wrócić do domu.
OdpowiedzUsuńDraco ma o wiele gorzej. Myślałam, że to szczęśliwy zbieg okoliczności, że trafił akurat na Severusa. Jak się jednak okazuje, gorzej mogłoby być tylko wtedy, gdyby natknął się na samego Voldemorta. Ale ma za swoje, mógł się nie rozdzielać z Ginny, nie zostawiać jej samej, nieprzytomnej na ulicy, na której szaleli śmierciożercy.
Nowy szablon jest prześliczny. Cintia wydaje się sama być ogniem.
Pozdrawiam.
Kocham cię za ten rozdział! James i Syriusz... Jejku. A wydawało mi się, że to Rogacz będzie bardziej nieufny w stosunku do Ginny, bo Łapa to taki lekkoduch. A tu niespodzianka - James we wszystko jej wierzy, za to Syriusz ma oczy i uszy szeroko otwarte. Strasznie współczuję Ginny, wydaje mi się być taka mała i bezbronna, nikt jej nie wierzy, wszyscy mają ją za psychopatkę. Nawet własny ojciec wyrzucił ją z domu. Teraz ma wsparcie tylko w Dumbledorze, dobrze, że mu o wszystkim opowiedziała. Nie wiem tylko co on będzie zamierzał dalej z tym zrobić. Uwierzył jej, ale nie chce, aby więcej osób o tym wiedziało. Czyli nie będzie próbował nikogo przekonać co do tożsamości panny Weasley? Chyba że Moddy'ego...
OdpowiedzUsuńTylko czekam na pojawienie się Remusa... Choć pewnie kolejny rozdział będzie w całości o Draco. Rany, co on zrobi w obliczu Voldemorta? Jest w o wiele gorszej sytuacji niż Ginny. Śmierciożercy sa bardziej bezwzględni i na pewno nie będą czekać na wyjaśnienia Malfoy'a ani nie okażą skruchy jak Artur.
Pomysł z feniksem wcale nie naciągany! Wręcz przeciwnie - świeży i oryginalny. A przez cały czas zastanawiałam się co to będzie za znamię... No i proszę - znak Zakonu.
Ściskam,
Zrobiłam sobie chwile przerwy w nauce, więc postanowiłam przeczytać Twój nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się on podobał.
Najbardziej podobała mi się scena, jak Artur na chwile złapał Ginny za rękę. To było poruszające.
Znak Feniksa jest świetnym pomysłem, idealnie nadające się na pomysł Dumbledore'a^^ Mam nadzieje, że ten sekret Ginny będzie tajemnicą tylko pomiędzy nimi. Sytuacja, kiedy Dumbledore mówił Ginny, że każdy w jakimś stopniu jest pokręcony, przypomniał mi się pewnie tekst z filmu Alicji w Krainie Czarów - "Tylko wariaci są coś warci" ^^
I Ginny zobaczyła ojca Harry'ego i Syriusza:) Ten drugi widać, że jest bardzo podejrzliwym typkiem:D Brakuje do kompletu Huncwotów jeszcze dwóch rzecz jasna:) Remus... czekam na niego niecierpliwie *_* Peter... jestem ciekawa jak Ginny zareaguje na jego widok.
Szablon jest nieziemski:) Podoba mi się Cintia w tym obłoku ognia:)
Mam nadzieje, że tak czterolistna koniczyna przyniesie Ci wiele szczęścia;)
Pozdrawiam:*
Według mnie rozdział fenomenalny!
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych w Twoim wykonaniu.
W ogóle sama historia wciąż mnie wkręca.
Powiem Ci szczerze iz nigdy nie przepadałam za Moddym i nie dziwię się wcale.
Cieszę się że w ostatniej chwili pomógł jej Artur, ale wielka szkoda iż kazał ją zabrać do Zakonu.
Mimo tego iż widział, co jej robili to powinien jej pomóc.
Na całe szczęście ktos nad nią czuwał a po wyznaniu prawdy Dumbledor'e jej pomógł.
No i co się stało z Draconem?
Ostatnim razem zakończyłaś w tak fantastycznym momencie iż myślałam że pokażesz coś więcej.
Tymczasem zaskoczyłaś bardzo pozytywnie jak zawsze.
Uwielbiam czytać o Ginny w Twoim wykonaniu gdyż jest po prostu rewelacyjnie.
p.s.
Otaczają mnie szczęściarze.
Nie dość że dwie moje koleżanki znalazły koniczynkę to jeszcze Ty.
Albo ja za słabo sie rozglądam?
pozdrawiam serdecznie i czekam na NN
Przepraszam za ten komentarz w ,,biegu''.
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam i bardzo podoba mi się sposób, w jaki prowadzisz akcję. Na pewno nie mogę się nudzić, a skoro Ginny znalazła się w domu Potterów może być ciekawie. Świetnie także radzisz sobie z oddaniem charakterów postaci - tych, które żyły w czasach Harry'ego, jak i które wówczas już były martwe. James i Lily, i Syriusz... :( Widzę, że jedni bohaterowie są podejrzliwie nastawieni do Ginny, inne zaś wydają się skłonne zaufać Ginny. Podobała mi się ta pomyłka Jamesa z Harry'm. Jestem też zadowolona, że Ginny wyznała prawdę Albusowi - jeżeli ktoś miałby ją poznać, to tylko on. Myślę, że pod jego okiem nic złego jej się nie stanie. ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZaczynam u Ciebie nadrabiać rozdziały. Wybacz zwłokę, ale już nie wyrabiałam się z niczym. Dopiero wracam do blogsfery małymi kroczkami ;)
OdpowiedzUsuńUważam, że pomysł ze znakiem feniksa nie jest naciągany. Wyobraziłam sobie go z rozprostowanymi skrzydłami, chcącego się wznieść, pełnego sił, a narysowany jest jasno błękitną poświatą. Coś pięknego ;)
Dumbledore jak to Dumbledore. Wie dużo to i wierzy w różne dziwne rzeczy. Zawsze wierzył w słowa Harry;ego jak inni wątpili. :)
Fajnie, że wprowadziłaś i Lily i Jamesa, i Syriusza. Historia ta bardzo mi się przez to podoba. Nie zanudzam. Lecę dalej ;)